Pobudka w zimnej, zaśnieżonej jaskini nie była niczym przyjemnym. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że wejście przez noc zostało prawie całkowicie zasypane.
Jeśli odkopię je teraz, Romanie rozważała opcje, stracę mnóstwo czasu. Ale jeśli je tak zostawię, przy powrocie tego wyjścia może już nie być. Chyba, że...
– Ignis, nie byłbyś w stanie roztopić tego śniegu, jak będziemy wracać?
"Raczej nie."
Ta odpowiedź właściwie wilczycę zdziwiła.
– Nawet, jak oddam ci we władanie moje płomienie?
"Oddać możesz, ale jak zmienię je w zwykły ogień po prostu się spalisz. Roma, nie łapiesz, że ten ogień nie może ranić wilków nie bez powodu?"
– Co... Ale dalej jest trujący!
"Jeśli pochłaniasz truciznę codziennie w małych ilościach, uodparniasz się na nią. Żyłaś z tym ogniem przez wiele lat, więc przyzwyczaiłaś się do oparów."
– Och... Czekaj. W takim razie przebywając z innymi wilkami, zatruwałam je?
"Tak."
Niespodzianka, parszywa zgubo. Cały czas zatruwałaś swoich towarzyszy, którzy z ciepłymi sercami przyjęli cię pod dach, do swojego domu. Jak taka cicha pułapka wysłana przez wrogów. I to jedyny sposób, w jaki potrafiłaś się odwdzięczyć. Gratulacje. Robota świetnie wykonana.
Poczucie winy spowodowało u wilczycy zawroty głowy. Biedna usiadła sromotnie na zadzie, opuszczając smutno łeb. Nie chciała już więcej wracać do watahy. Nie ze świadomością tego, co zrobiła.
Ale czy... Czy jeśli ona była w stanie się uodpornić, to pozostałe wilki również nie będą czasem niepodatne? Tyle czasu już z nimi była... A płomienie na łopatkach nie wytwarzały tyle trujących oparów, co właściwy ogień.
Im dłużej o tym myślała, tym więcej do niej docierało. Wilki z watahy na pewno były już odporne. Dodatkowo można to wykorzystać w walce, bo obce watahy na pewno dużo gorzej zniosą zatrucie.
Romanie poczuła zastrzyk energii i dobrego humoru. Nie tylko wcale nie zagrażała wilkom, mogła się z nimi przyjaźnić, ale także stanowiła sekretną broń. Można by o tym powiedzieć kiedyś Alessie.
Skoczyła na równe nogi i wesołym truchtem ruszyła do głębin jaskini. Gdzieś tam w ciemnościach znajdował się zagrażający lasom pierścień i musiała go odnaleźć.
Drogę oświetlały jej przenośne na ramionach pochodnie. Jaskinia składała się z pojedynczego korytarza, więc wadera nie musiała obawiać się zgubienia w labiryncie. Jednak po pewnym czasie poczuła, że śledzą ją obce oczy. Przez chwilę to ignorowała, potem ciekawość wzięła górę. Rozejrzała się dookoła.
Na jednej z półek skalnych wypoczywała śnieżnobiała wadera. Na łapach trzymała przygaśniętą pochodnię, podobną do tych używanych przez ludzi. Była wizualnie większa od Romy, a jej oczy wyraźnie odznaczały się jasnym kolorem. Może niebieskim?
Gdy została zauważona, uśmiechnęła się przyjaźnie, chwyciła pochodnię w pysk, jednocześnie ją rozpalając i skoczyła na skalną podłogę. Żeby się odezwać, swoje źródło światła oparła o kamienie.
– おはよう! – zawołała wesoło.
– Um... Cześć?
– はじめまして!わたしは幸世です。
Wilczyca mówiła w jakimś obcym języku, kompletnie Romie nieznanym. Zapadła niezręczna cisza.
– Ee... Wybacz, ale nie rozumiem, co mówisz.
Biała zaśmiała się głośno uroczym głosem.
– Wiem, że nie rozumiesz – wydukała przez śmiech. – Jestem Sachiyo, mieszkam tutaj. Miło mieć w końcu jakichś gości!
Skoczyła do ognistej wadery i zaczęła ją obwąchiwać.
– Jak masz na imię? Skąd jesteś? Jak nazywa się twoja wataha? Jakiej jesteś rasy? Jesteś wybranką boga? Kto jest twoim patronem? Przyszłaś tu po coś? Jesteś potomkiem Watahy Gwiazdy Polarnej? Sama do niej należę! Ale nie ma nikogo poza mną... A ile wy macie wilków? Macie medyka? Jak ma na imię wasza alfa? To wadera czy basior? Ma partnera? Rany, sama chciałabym mieć partnera!
– Jest u nas basior, który zarywał do alfy, może byłby chętny na ciebie – zawarczała Romanie. – Zluzuj trochę, co? Nie mogę odpowiedzieć nawet na jedno.
Sachiyo się speszyła.
– Sorki... Hej, a ten basior jest かっこいい?
– Czyli...?
– No, przystojny.
– Cóż. Zależy, mi to tam średnio pasuje, ale dla ciebie byłby świetny. Też jest biały.
Dziewczyny urządziły sobie całkiem miły spacer wzdłuż jaskini, plotkując o swoim codziennym życiu, towarzyszach, pracy i watahach. Roma jednak uważała, by nie powiedzieć zbyt wiele. Nie ufała obcej waderze, mimo wszystko.
W końcu jednak odważyła się zdradzić powód swojej wizyty. Jeśli ta biała mieszka tu całe swoje życie, to może być jedyną szansą na znalezienie pierścienia.
Zapytała więc o niego.
– Ludzki pierścień? Już dawno przerobiłam go za zapięcie do skrzyni. Trudno było go przetopić, ale jakoś się udało.
"COOO?" grom głosu Ignisa zatrząsł Romą aż do łap.
– Igniiis? Czy ja o czymś nie wiem? – szepnęła do bożka.
Sachiyo spojrzała na nią pytająco.
"Nie, znaczy, no, po prostu... Po prostu... Ten pierścień... Ach, nieważne, przetopiony już nie będzie działać, więc luz."
– Ignis?
"No bo... No bo..." basior wyraźnie się pogubił. "Naraziłem cię na spore niebezpieczeństwo, a pierścienia już nie ma... Ryzykowałaś po nic."
– E tam, przynajmniej się zakumplowaliśmy. I poznałam Sachiyo. No i Onyinyo ma swój test na wilka. Jak zda to zabiorę go do watahy.
– Rany, z kim ty gadasz? Z Ignisem? – wtrąciła się Sachiyo. – Jejku, ale jazda! Jesteś jego wybranką? Jak się poznaliście? Czy...
– Nie, nie jestem, a on mnie znał szybciej niż ja jego – na wszelki wypadek szara wadera przerwała groźny dla uszu słowotok. – Chcesz usłyszeć więcej o Arelionie?
Strzał w dziesiątkę. Biała miała iskry w oczach, gdy o nim słuchała.
– Taak! Opowiedz mi o nim!
Więc Roma opowiadała. Opowiadała, ile mogła, ile sama wiedziała, a Sachiyo słuchała jak zaczarowana. Było jasne, zauroczyła się w basiorze. Chłonęła o nim każdą informację. Być może zaczęła nawet marzyć o związku z nim. Takie maluchy na pewno wyglądałyby uroczo. I Arelion miałby swoją wymarzoną pozycję alfy. No i Wataha Gwiazdy Polarnej odzyskałaby swoją dawną świetność. Same plusy, naprawdę.
O ile nie powtórzyłaby się historia z Upadłą Alfą, pomyślała ponuro Romanie.
Tak gadając i spacerując, świeżo upieczone znajome doszły do jednego z bocznych wyjść głównej jaskinii. O dziwo ten otwór nie był zasypany, a na dół prowadziła wydeptana ścieżka. Ramcia spojrzała pytająco na towarzyszkę.
– To pewnie Mikio, jak mu się nudzi to wydeptuje ścieżki w śniegu. Jak po drodze nagle podniesie się nieprzytomna śnieżna zaspa to Mikio skończył drzemać – Sachiyo puściła oczko.
Roma mimowolnie się uśmiechnęła. Podziękowała swojej gospodyni i ruszyła wydeptaną ścieżką w dół zbocza, prosto do domu.
– あばよう, przyjaciółko!– usłyszała za sobą. – I pozdrów ode mnie tego interesującego Areliona!
– Oczywiście, alfo Watahy Gwiazdy Polarnej! Opowiem mu wszystko o tobie.
W ten sposób misja Ignisa została zakończona. Teraz wystarczy tylko wrócić do domu.
C.D.N