Odkąd dorosłem wszystko stało się inne… W końcu mogę sam polować, chodzić, gdzie chce…No i wypełniać obowiązki… co akurat jest najnudniejszą częścią życia. Skończyłem już dwa lata, a czasami czuje się jakbym niedawno wkroczył w dorosłość, a tu idzie mi już trzeci rok powoli. I tak zamyślony szedłem przed siebie, obserwując niebo, oraz księżyc, który tego dnia był w pełni. Aż nagle wbiegła we mnie wadera. Wywróciłem się wraz z nią i wpatrywałem się w jej jasnoszare oczy, skądś znałem te łagodne spojrzenie.
- O matko! Przepraszam… - odparła wilczyca złażąc ze mnie.
- Nic się nie stało, ja Cię skądś kojarzę… Alice? – zapytałem w końcu, aby się upewnić, że się nie mylę.
- Ketos? Ale Ty wyrosłeś – uśmiechnęła się, bacznie mi się przyglądając.
- Cóż, raczej rzadko na siebie trafiamy – uśmiechnąłem się do wadery, nie wiem, dlaczego, ale wydawała się zupełnie inna niż ją pamiętałem.
- Tak to prawda, pamiętam Cię jeszcze za czasów nastolatka – zaśmiała się, w zasadzie ja też ją pamiętałem właśnie za szczenięcych lat.
- Dokąd się tak spieszyłaś? – zmieniłem temat, chciałem porozmawiać o czymś innym, niż moje dzieciństwo.
- Cóż… Nie wiem czy mogę Ci powiedzieć – wyznała, raczej żartem niż jeżeli na poważnie.
- No powiedz! – nakłaniałem ją, zaciekawiony.
- Chciałam się spotkać ze swoją patronką – uśmiechnęła się, mocno akcentując ostatni wyraz.
- Z Luną? – dopytywałem, bo słyszałem, że tak owa wyznaczyła swojego wybrańca.
- Tak, a skąd wiesz? – zdziwiła się wyraźnie wadera.
- Przeczucie – posłałem jej kolejny uśmiech. Może pójdę z Tobą? – zaproponowałem, chcąc ją bliżej poznać.
- Skoro chcesz – zgodziła się. – Ale musimy się spieszyć! – powiedziawszy to wilczyca, zaczęła biec.
Da się zrobić – pomyślałem i ruszyłem za nią. Muszę przyznać, że jak na tak drobną i niepozorną waderę, Alice była naprawdę szybka. W prawdzie dorównywałem jej tempa, ale zdarzało się, że to ona biegła znacznie szybciej. Nie mam pojęcia gdzie mnie prowadziła, ale miałem przeczucie, że musi być to jakieś wyjątkowe dla niej miejsce. Wtem wilczyca nagle się zatrzymała. Ledwo co wyhamowałem i w nią nie wpadłem.
- Teraz cicho – rzuciła, kierując się w stronę jeziora.
Kiwnąłem głową na znak zrozumienia jej polecenia. I zacząłem się rozglądać, byliśmy przy Jeziorze Dusz. Księżyc odbijał się w jeziorze, oświetlając je tym samym. Sierść Alice, w jego blasku, wyglądała niczym posrebrzana. Szedłem powoli za nią, nie odrywając od niej wzroku i widoków, bezchmurne niebo i gwiazdy dawały temu miejscu wyjątkowy klimat, ciekawe czy często tu bywa – zastanawiałem się. Sam do końca jeszcze nie rozumiałem co fascynuje mnie tak w byłej nauczycielce. I po raz kolejny tej nocy, wilczyca wyrwała mnie z zamyślenia.
- Chodź, usiądź – rzekła, pokazując łapą na miejsce obok niej.
- Skoro nalegasz – uśmiechnąłem się i usiadłem przy wilczycy.
- Zaraz przyjdzie – dodała, odwzajemniając uśmiech i zaczęła wpatrywać się w księżyc.
Nie chcąc być gorszym, również wpatrywałem się w imponującą pełnię. Chyba Alice dość często spotyka się z tą patronką, skoro jest pewna, że ta na pewno się zjawi. Jednak tej nocy było inaczej… Minęła dłuższa chwila, a po bogini nie było ani śladu… Pomyślałem na początku, że to może przeze mnie się nie zjawiła w końcu jest ona dość nieśmiałą boginią, jednak Alice od razu odrzuciła tą myśl.
- Nic nie rozumiem, umawiałam się tu z nią, zawsze przychodzi – zmartwiła się, posyłając mi smutne spojrzenie.
- Wiesz… Na bogach nie można polegać – rzekłem, chociaż coś czułem, że to nie za bardzo ją pocieszy.
- Ależ można, Luna zawsze przy mnie była – od razu zaczęła bronić swojej mentorki.
- Zawsze? – upewniłem się, że dobrze usłyszałem.
- Oczywiście – potwierdziła dumnie.
- To w takim razie, gdzie jest teraz? – spytałem chcąc kontrargumentować jej wypowiedź.
- Nie wiem… Ale muszę się tego dowiedzieć, pewnie coś się stało – zaniepokojona wstała i zaczęła iść przed siebie.
- Zaczekaj! – krzyknąłem, ruszyłem za nią i zatrzymałem się przed nią.
- Muszę się dowiedzieć co się stało, że nie przyszła… Zawsze była punktualna – stanęła i odparła, wpatrując się we mnie swoimi pięknymi oczami.
- W porządku, może ta bogini jest inna, niż te które znam… Wybacz, jeśli Cię uraziłem pomogę Ci jej szukać, razem szybciej coś wymyślimy – zmartwiłem się tym, że chciała iść sama w środku nocy. Masz jakiś pomysł, gdzie może być? – spytałem.
- W zasadzie… To nie mam pojęcia, gdzie zacząć – przyznała, zakłopotana wilczyca.
- Ale wiesz co, ja mam pewien plan, gdzie można by było zacząć – uśmiechnąłem się, dając w ten sposób swojego rodzaju propozycję przygody.
- W takim razie prowadź, nie ma co zwlekać – popędziła mnie wadera.
Z doświadczenia wiem, gdzie przebywają bogowie. W końcu całe moje życie było spędzone wśród nich… Najpierw w Dolinie Bogów, a potem u boku Alessy. Matka opowiadała mi kiedyś, że jest miejsce, w którym da się skontaktować z danym bogiem, o ile jest się z nim jakoś powiązanym, a skoro Alice jest jej wybrańcem to z pewnością się to uda. Z resztą to był jedyny plan w danym momencie… Zapomniałem jeszcze wspomnieć waderze, że żaden śmiertelnik jeszcze nie korzystał z właściwości świętego drzewa i nie wiem jakie to może mieć działanie na nią… W końcu to mistyczne miejsce… Po drodze starałem się nawiązać z wilczycą dialog, jednak ta nie chciała szczególnie rozmawiać, najwyraźniej bardzo zmartwiła się tym incydentem nad jeziorem… Swoją drogą chciałbym, żeby ktoś tak się mną przejmował, jak ona przejmuje się swoją patronką. Matka raczej nie darzyła mnie jakimiś uczuciami, nie licząc chronienia mnie za wszelką cenę. Nie pokazywała mi, że jakoś szczególnie jej zależy, ale może to kwestia tego, że tak naprawdę całymi dniami jej nie było… A Alessa, cóż… Nauczyła mnie wielu rzeczy, ale zbyt wylewna w uczuciach nie jest. Zasmuciło mnie myślenie nad tym… Wilczyca najwyraźniej to zauważyła…
- Wszystko w porządku? – spytała, widząc, że posmutniałem.
- Tak, wszystko okay – skłamałem nie chcąc jej jeszcze bardziej martwić. W końcu miała ważniejsze sprawy na głowie niż moje niespełnione dzieciństwo.
- Nie kłam – odparła wyjątkowo stanowczo.
- Ech, po prostu… Nie rozumiem tego czemu martwisz się tak obcą Ci wilczycą – wyznałem.
- Nie jest mi obca. Wręcz przeciwnie, jest mi bardzo bliska, możemy na sobie polegać i wiem, że potrzebuje pomocy, że potrzebuje mnie – odpowiedziała pewnie wadera.
Zdziwiłem się mocno jej wypowiedzią, do tego stopnia, że dalsza podróż minęła nam w całkowitej ciszy. Nie do końca potrafiłem zrozumieć szarofutrą, z jednej strony podziwiałem jej zaangażowanie, a z drugiej było to dla mnie nie do pomyślenia, że ktoś może być dla kogoś tak ważny, rozumiem rodzinę, ale obcą wilczycę? W dodatku boginię… Mogłem tak gdybać godzinami, gdyby nie to, że byliśmy już na miejscu. Pokazałem wilczycy na drzewo przed nami.
(Autor obrazka: nieznany)
- To jest święte miejsce, jeśli cokolwiek znaczysz dla Luny, albo macie jakąkolwiek więź, będziesz się mogła z nią skontaktować, nawet jeżeli ta byłaby martwa – opowiedziałem jej trochę o tym mistycznym miejscu.
- Przepięknie tu, nigdy tu nie byłam – odparła zafascynowana. – Skąd znasz to miejsce? – dociekała.
- Wiesz… Po prostu znam – uniknąłem wypowiedzi. – Idź do drzewa i przyłóż do niego łapę, po czym wypowiedz jej imię, powinno zadziałać – rzekłem.
- Nie pójdziesz ze mną? – spytała z uśmiechem.
- Nie mam żadnych powiązań z Luną, więc nie będę w stanie się z nią skontaktować. Ale Ty jesteś jej wybrańcem, więc na pewno Tobie się to uda – odpowiedziałem, chociaż w głębi serca chciałem pójść z nią.
- Okay, dziękuję – uśmiechnęła się i poszła w stronę wspomnianego przeze mnie drzewa. Jednak wtedy przypomniałem sobie o czymś…
- Zaczekaj! – krzyknąłem.
- O co chodzi? – odwróciła się wilczyca.
- Bo… Wcześniej żaden śmiertelny wilk tutaj nie był, nikt nie wie o tym miejscu… Nie wiem jak… Nie wiadomo, jak to zadziała na Ciebie… - rzekłem ze zmartwieniem. Najwyraźniej zaczęło mi zależeć na wilczycy, skoro jednak wydusiłem to z siebie.
- Muszę zaryzykować… - odparła, nie tak pewnie jak przed chwilą.
C.D.N.
<Alice? To powiedz, gdzie szukać Luny! ^^>