Staliśmy bez ruchu. Znaczy się, Chayer i Taktook stali jak sparaliżowani, a ja leżałam na głazie i również zastygłam w bezruchu. Kroki wilka słychać było coraz bliżej i głośniej, ich dźwięk mieszał się z odgłosem bicia naszych serc. W wejściu do jaskini stanęła jakaś wielka, wręcz ogromnych rozmiarów sylwetka. Przystanęła na ułamek sekundy, co jednak nie umknęło mojej uwadze. Nagle zaczęła się niezwykle szybko przemieszczać w naszą stronę. Chayer cofnął się gwałtownie, a Taktook ledwo zauważalnie pokazał kły. Chyba tylko ja z naszej trójki zachowałam względny spokój, chociaż to ja jako jedyna nie wiedziałam, co się właściwie działo. Dopiero, gdy czarna sylwetka zatrzymała się, zarejestrowałam, że jest to niezwykłych rozmiarów, czarny wilk o groźnym wyglądzie i złowieszczej minie. Jedyną moją reakcją było nieco pobłażliwe spojrzenie, choć, co prawda, nie miałam pojęcia, czemu obdarzyłam go właśnie takim wzrokiem. Basior(to też udało mi się zarejestrować) nie budził we mnie strachu, raczej coś zmieszanego z zażenowaniem, wyższością i odrazą. Zdawał się być niby kimś ważnym, ale jednocześnie nie wyróżniał się z tłumu...
Chayer cofnął się jeszcze bardziej, co natychmiast zarejestrował czarny wilk. Pokazał ostre kły, jakby całe we krwi i warknął grubym głosem o przerażającym brzmieniu:
- Chayer! - jego głos, niby tak ostry, przerażający i przyprawiający o ciarki na grzbiecie, był jednocześnie opanowany, czaiła się w nim zimność i obojętność. Zdecydowanie mi się nie podobał - Powiesz mi, co to za zbiegowisko?
Chayer skulił się w sobie. Kiedy zobaczyłam że mój, właściwie, wybawiciel, tak bardzo boi się tego wilka, krew we mnie zawrzała. Nawet nie pomyślałam, zadziałałam praktycznie pod pływem chwili. Wstałam, podeszłam do wilka i wysyczałam:
- Tylko...spróbuj...coś...im...zrobić...Rusz się...stąd...ALE JUŻ! - wrzasnęłam. Nikt nie będzie robił nikomu krzywdy przymnie. Nie na mojej warcie. Nie ma takiej opcji.
C.D.N.