Od kilku dni jestem dumnym posiadaczem małego, czarnego smoka z gatunku Draco dipterous. Dałem małemu samczykowi na imię Avem. Jest energicznym, żądnym i przyjacielskim szkrabem, który jest dumny i żądny przygód. On jest moim promyczkiem i oczkiem w głowie. Obiecałem sobie, że wyszkolę go na prawdziwego zwiadowcę czy też łowcę, jednak zanim zacznę jego szkolenie, ale musi on trochę podrosnąć. Jednak jego aktualny wiek nie staje na przeszkodzie, by pokazać mu co nieco terenów watahy, czy też zaprezentować parę zwierząt typu ryby.
Było koło południa, gdy wraz z młodym wyruszyliśmy na trochę dłuższy spacer. Pragnąłem go dziś zabrać nad Leśny potok. W połowie drogi wsadziłem go na swój grzbiet, ponieważ szedł coraz wolniej prawdopodobnie ze zmęczenia.
Gdy doszliśmy na miejsce, mały był już w pełni wypoczęty i gotowy na zabawy. Bawiłem się z nim w berka, a gdy trochę energii z niego zeszło, to pokazałem mu leniwe zakole rzeki, gdzie najczęściej pływały ogromne ilości pstrągów czy koi. Avem wpatrywał się w te kolorowe stworzonka jak w obrazek, niedowierzając chyba ich barwom. Nachyliłem się, by ugasić pragnienie zimną i krystalicznie czystą wodą. Smoczek zrobił to samo z jedną małą różnicą, a mianowicie ryba go ochlapała, wskakując do wody tuż przed jego pysiem. Zaśmiałem się w niebo głosy, widząc jego zdziwienie i oburzenie, to było tak śmieszne i słodkie jak mało rzeczy na tym okrutnym świecie. Następnie pokazałem małemu jeszcze kilka rzeczy. Spoglądałem na niego co chwile i wtem zauważyłem jak szeroko otwiera swoją paszcze, ziewając a łapki ledwo podnosiłby stawiać kroki. Chwyciłem go jak szczenie i zwróciłem się w kierunku mej jaskini, ruszyłem biegiem. Nawet nie zorientowałem się kiedy byłem na miejscu. Ułożyłem go do snu. Ja natomiast ruszyłem na patrol północnych granic watahy.
KONIEC