· 

Przypadek #6

Schowany w koronach drzew oglądałem jak te stworzenia zbliżają się do Alice. Wiedziałem że jej moc dłużej nie potrwa. Bałem się. Bardzo się bałem, nie ludzi, tylko o Alice. Wiedziałem że jeśli tylko zobaczą jej lśniące futro zabiją ją bez wahania. Jednak nie mogłem nic zrobić, gdybym tylko się pokazał wzięliby nas oboje. 
Alfa jak podejrzewam  wziął w rękę broń i wycelował w waderę. W tym momencie moje serce zamarło. Istota pociągnęła za spust a pocisk wyszczelił i trafił w jej przednią łapę. Alice padła na ziemię. Ale nie doznała większych obrażeń ponieważ był to pocisk  usypiający. 
Związali ją za dwie przednie łapy i mocno przywiązali do siodła jednego z trzech  koni. Alice dalej nie dawała znaku życia.
Cały roztrzęsiony starałem się powstrzymać w sobie gniew. Wiedziałem że nigdy sobie nie daruję, że siedziałem na drzewie bezczynnie w czasie gdy mojej przyjaciółce robili  krzywdę.
Cała trójka wsiadła na konie i ruszyli, wlekąc za sobą śpiącą waderę. 
Odczekałem chwilę i po cichu wzbiłem się w powietrze. Wyleciałem tak wysoko aby mnie nie dostrzegli. 
Po trzech może czterech godzinach dotarli do swojej wioski. Ja wylondowałem i schowałem się w krzakach. Wszędzie było pełno broni i sprzętu do tortur, ognia i co najgorsze psów tropiących. 
Alice zabrali a ja nie wiedziałem co się z nią dzieje. 
Czterech ludzi wnieśli klatkę w której był.... Była Alice ! Zapłakana przez tortury, łańcuchy na szyi i łapach oraz ból który musiał jej towarzyszyć. 
To był przerażający widok. I to tylko przez to że ja się bałem. Mogli wziąć mnie zamiast jej. Mogłaby być teraz szczęśliwa... A spotkał ją taki koszmar.
- Alice... Pst... - szepnąłem.
Wadera ledwo podeszła do ściany klatki.
- Jake? Co ty tu robisz? Uciekaj ! 
- spokojnie, wyciągnę cię z tąd. 
Jeszcze pary razy zaprzeczała i mówiła żebym ratował siebie, ale to nie wchodziło w grę.
Poszedłem w głąb lasu, aby przypadkiem mnie nie dostrzegli i zacząłem obmyślać plan. A plan był taki : znaleźć klucze, przekazać je Alice, pokazać się ludziom i sprowokować do zostawienia klatki bez opieki i w tym czasie Alice ucieknie, a co będzie ze mną to się zobaczy.
Podbiegłem cicho do jednego z namiotu w którym mieszkała alfa plemienia dwunożnych. Na wielkim legowisku spała  istota którą miałem ochotę rozszarpać na strzępy. Podszedłem bliżej i sięgnąłem po klucze które znajdowały się na stoliku. Było już tak blisko... Stary grzyb przewrócił się na drugi bok i głośno zachrapał. Moje serce prawie się zatrzymało że strachu.
Jak najszybciej wziąłem klucze i po cichu wydostałem się z namiotu. 
Teraz tylko oddać klucze Alice...
- Hej Alice - szepnąłem - Wstawaj.
- Jake co się dzieje - spytała zmęczona, przecierając już czerwone oczy od łez.
- Masz. - podałem jej klucze - Gdy strażnicy odejdą uciekaj jak najszybciej.
- A co z tobą?
- O mnie się nie martw. Może potrwa to długo ale wrócę.
Odszedłem ignorując jej wołania i prośby abym tego nie robił.
Teraz czekało mnie najgorsze... Jeśli będę silny to przetrwam jednak gdy sie poddam nie dotrzymam obietnicy wrócenia do domu. 
Wyłączyłem emocje i ruszyłem przez siebie, na dziedziniec wioski ludzi. 
Gdy tylko mnie dostrzegli nakierowałali na mnie broń. Sukces. Strażnicy pilnujący klatki także zajęli się mną. Alice ucieknie.
Rozłożyłem skrzydła a większość ludzi wydało z siebie okrzyk zaskoczenia i lekkiego strachu.
Wzbiłem się w powietrze, nie na jakąś dużą wysokość aby oni mogli mnie gonić.
W pogoń ruszyli wszyscy a ja z daleka zobaczyłem całą w ranach i zmęczoną waderę patrzącą się ze smutkiem i strachem w oczach.
C.D.N
<Alice ?>