Ciemność zapadła tak nagle, że prawie tego nie zauważyłam. Jedyną rzeczą, która dawała jako takie światło, były nasze oczy, które teraz ciągle zmieniały kolory: z zielonego w żółty, z żółtego w fioletowy, z fioletowego w czerwony i tak dalej. W tym momencie miały barwę szafiru, a ja nagle poczułam przemożną ochotę zamordowania kogoś. Myślałam, że już dawno wyszłam z tego "nałogu", ale najwyraźniej nie da się tak łatwo wyplenić dawnych zwyczajów. Próbowałam jeszcze z tym walczyć, ale perspektywa zabicia kogoś była zbyt kusząca. W mojej głowie rozbrzmiewał przeraźliwy śmiech, bicie zegara, dźwięk rozcinania czyjegoś gardła, krzyki mordowanych, wszystkie zapachy mieszały się w moim nosie: goździki, malwy, wiatr, ziemia, a najbardziej z tego wszystkiego wyczuwałam zapach czyjejś krwi, tak jakby znajomy.
Stop, koniec.
I znowu wszystko to się miesza, po kolei, zapachy tworzą delikatną metalową nutę, słyszę piosenkę z dzieciństwa, głos matki.
Koniec.
Tym razem słyszę ojca, widzę go przez ułamek sekundy, wszystkie moje zmysły wyostrzają się, wyłapują każdy najmniejszy szczegół...
Gdy ten festiwal wariacji się skończył, obudziłam się na wzgórzu. Był zachód słońca, a ja wyczułam, że coś było ze mną nie tak.
Znalazłam się na nieznanym mi terenie, a nigdzie nie było Alice. Potrząsnęłam łbem i ruszyłam przed siebie, w kierunku, gdzie wyczuwałam wodę.
W mojej głowie ciągle krążyły pytania, na które odpowiedzi wciąż nie poznałam. Co jakiś czas pytania przetykały się z członkami watahy. Widziałam najważniejsze dla mnie wilki, a najwięcej było tam Nuki. Z kolei wyjątkowo mało razy pojawiła się tam Alice, a ja czułam, że nasza przyjacielska więź powoli słabnie.
Wkrótce dotarłam nad malutki stawik. Stanęłam na brzegu, gdzie schyliłam głowę, by napić się wody, lecz prawie natychmiast odskoczyłam. W tafli było moje odbicie, lecz cos z nim było nie tak.
Jedno z moich oczu było całkowicie czarne, a czarna maź sączyła się z niego jak krew.
C.D.N
~Alice:)~