· 

Przypadek #3

- może gdy wykonasz całą papierkową robotę związaną z powrotem jutro się gdzieś poszwendamy?

Po tym pytaniu automatycznie szeroko się uśmiechnąłem. Wadera odwzajemniła uśmiech. Może nie będzie tak źle jak mi się wydawało? Może nie będę musiał znowu odchodzić? 

Po długim namyśle który Alice napewno zauważyła, pospiesznie odpowiedziałem:

- jasne!

Z uśmiechem na pyszczku pobiegła do swojej jaskini i z oddali krzyknęła "do jutra"

Ja też zadowolony ruszyłem do jaskini Alessy. Gdy podszedłem pod sam próg uśmiech zszedł z mojego pyska. Hmmm... Pewnie mnie wygoni...

Po długim namyśle stawiłem pierwszy krok i ruszyłem w głąb jaskini.

_____rano_____

Nie sądziłem że pójdzie tak łatwo. Alessa z uśmiechem mnie powitała i wskazała jaskinie w której mam dzisiaj spać.

Jednak nie dane mi było zasnąć ponieważ moje myśli wciąż krążyły wokół Alice. Wadera jest nieśmiała ale mam na dzieje że z czasem bardziej się do mnie przekona. Leżąc tak próbowałem przypomnieć sobie każdy ruch jaki wczoraj wykonała. Może to dziwne ale ja tak mam. 

Usłyszałem ciche pukanie. Zerwałem się jak poparzony i popatrzyłem w tamtą stronę. W progu stała śmiejąca się ze mnie Alice. Również się do niej uśmiechnąłem.

- wyspany? - spytała.

- tak... - skłamałem.

- idziemy?

Nie potwierdzenie wyszedłem z jaskini a Wadera szła tuż za mną. Wychodząc z chwilowo mojego miejsca zamieszkania otulilo mnie przyjemne ciepło. Rozglądałem się. Na dziedzińcu watahy było mnóstwo wilków. Śmiali się.... Wszyscy byli szczęśliwi.... 

Wpatrywałem się w nich. Alice to zauważyła i niepokojąco się mnie popatrzyła.

- idziemy? - pokiwała głową na potwierdzenie.

Ruszyliśmy w stronę pobliskiego lasku.  Między nami nastała nie zręczna cisza którą chciałem jak najszybciej skończyć.

- może ... Hm... Kto pierwszy na polanie !!! 

Wykrzyczałem i zacząłem biec przed siebie. Za sobą usłyszałem tylko cichy chichot Alice.

Biegliśmy przez drzewa. W równym tempie. Popatrzyłem na tą śliczną istotę która także popatrzyła się na mnie . Między nami były tylko drzewa. Po wycieczającym biegu dotarliśmy na polane. Obydwoje położyliśmy się w trawie i głośno śmialiśmy. Popatrzyliśmy się na siebie i wybuchlismy jeszcze większym i niekontrolowanym śmiechem. Ostatni raz śmiałem się tak gdy.... Byłem z nią... Z Waderą która tak dawno temu skradła moje serce.... Ale to było dawno... To już nie ma znaczenia... Liczy jest tu i teraz. 

Dalej się śmiejąc wstałem.

- chciałbyś coś zobaczyć ?

- jasne - także wstała.

- widziały to tylko 2 osoby. Dawno tego nie robiłem.

Zmieszana popatrzyła na mnie niewiedząc o co chodzi.

Skupiłem się. Minęły minuty, aż w końcu się udało. Moje skrzydła wyrosły w mgnieniu oka. Wadera najpierw się troszkę przestraszyła ale później patrzyła z zachwytem.

Poruszyłem nimi parę razy i znowu wrosłem je w siebie.

- c-co to było? - zapytała z uśmiechem.

- wiedziałem że ci się nie spodobają... - spuściłem głowę.

- jak możesz tak mówić? Przecież one są cudowne. Dlaczego nie korzystasz z nich na codzień? 

- rodzina i znajomi uznali mnie za dziwaka, dlatego duży okres swojego życia spędziłem w samotności. - westchąłem 

- mów co chcesz! Ale przy mnie możesz swobodnie z nich korzystać. Są takie śliczne - uśmiechnęła się a ja usiadłem - teraz ja pokaże co potrafię ....

 

 

<Alice?>