Po tak długiej wyprawie nie oczekuję że wataha miło mnie przyjmie. Wiem też że tak jak wcześniej nikt tam na mnie nie czeka.
Była noc a ja biegłem w stronę mojego domu. Delikatnie stawiałem łapę za łapą aby przypadkiem się nie przewrócić. Byłem tak blisko że już widziałem światła dochodzące zza drzew. Nagle usłyszałem za sobą cichy szelest. Automatycznie się zatrzymałem i obejrzałem za siebie, lecz nikogo tam nie było. Przyglądałem się jeszcze chwilę, nagle ktoś na mnie skoczył od boku. Z nieznajomym poturlikaliśmy się. Postać przygowdziła mnie do ziemi i pochyliła się nad leżącym mną. Nie widziałem kto to ponieważ było bardzo ciemno.
- kim jesteś i czego tu szukasz? - zapytał piękny głos wadery.
Nie odpowiadałem dlatego że księżyc przyświecił na nieznajomą, a mnie zamurowało. Jej szara sierść... jej oczy...
- Emm.. - odpowiedziałem niepewnie - jestem Jake i należę do watahy wilków burzy.
- hmmm.... Alessa mówiła że może się zjawić taki ktoś jak ty...
Pozwoliła mi wstać .
- więc ty jesteś ten Jake który opuścił własną watahę ?
- to nie tak jak myślisz. Potrzebowałem tego. Dawno, dawno temu zakochałem się w jednej waderze ale ona nie odwzajemniła moich uczuć. Nie miałem tutaj też znajomych więc postanowiłem zrobić sobie małą wycieczkę. - westchnąłem - ale ciebie jeszcze tutaj nie widziałem.
- a no tak - opowiedziała cicho i opanowanie tak jakby całą jej pewność siebie wyparowała - mam na imię Alice i jestem tutaj od niedawna.
Przygladnąłem jej się bardziej i zauważyłem że pod obydwoma oczami ma dwie czarne kropki, jedną większa drugą mniejszą. Wadera można powiedzieć że była idealna pod względem budowy, z tego co widać na pierwszy rzut oka jest chyba nieśmiała.
- emmm - znowu się zaciołem - i jak ci się tutaj podoba ?
- jest idealnie - powiedziała cicho i delikatnie odgarnęła sobie grzywkę. - wszyscy są tacy mili i w ogóle... Ale dalej mnie zastanawia dlaczego odszedleś...
- kiedyś zrozumiesz...
<Alice?>