To zdanie chyba idealnie opisuje moje życie. Bo czymże ono jest, jak nie słyszanym już wiele razy, znudzonym tanim tekstem w stylu "Bolało jak spadłaś z nieba?"? Dzień w dzień to samo, ta sama nudna rutyna. To samo miejsce pobudki, ta sama trasa polowania i to samo miejsce spoczynku. Nawet napotkane wilki zdają się być takie same. Nużące, bezbarwne, oklepane. I z jednej strony chyba każdemu jest wygodnie żyć w ten, z założenia uporządkowany sposób, a z drugiej... Czy nie byłoby ciekawiej urwać się w końcu z tej przewidywalnej rzeczywistości? Ten, możnaby rzec, błahy powód stał się główną przyczyną opuszczenia rodziny. Terenów, które tak dobrze znałem. Środowiska, które tak bardzo lubiłem. Rodziny, którą tak bardzo kochałem. No... Może nie aż tak bardzo, jak to brzmi, ale w dalszym ciągu znaczenie sentymentalne pozostaje. Ale ale, może zacznijmy od początku.
W sumie ten początek to nastąpił 5 lat temu, gdzieś w jakiś górach. Jest to tak nudna opowieść, że postaram się skrócić ją do minimum. Więc, pewnej jesieni moim rodzicom urodziły się dwa szczeniaki. I tak, dobrze się pewnie domyślacie - jednym z nich byłem ja. Drugi to mój brat, ale niewiele go pamiętam. Na świecie była już moja starsza o 2 lata siostra. Rodzice się dobrze nami zajmowali, tak myślę. Siedem miesięcy po mnie urodził się mój drugi brat. Przez półtora roku dobrze nam się żyło i polowało, jednak to życie zaczęło mnie nudzić. Zwyczajnie nudzić. Dzień w dzień robienie tego samego, z tymi samymi wilkami. Wtedy właśnie do głowy wpadł mi pomysł rozpoczęcia własnego życia. Tak z dnia na dzień. Nie myśląc więc wiele poszedłem do rodziców i oznajmiłem im, że odchodzę. Nie czekając na reakcję odwróciłem się i poszedłem. I tyle mnie widzieli. Od tego momentu nie wiem co się z nimi dzieje. Nawet gdybym chciał ich odwiedzić, to i tak nie pamiętam drogi tam. Poza tym mogli się przenieść. Wiecie, koczowniczy tryb życia i te sprawy. Tak więc wracając... Jeszcze tego samego dnia zacząłem się zastanawiać, czy to oby na pewni była najmądrzejsza decyzja. W końcu, półtora roczny wilk sam w górach to chyba nie za dobre połączenie. Przez cały pierwszy dzień wędrówki nic się nie działo. Dosłownie nic. Po prostu szedłem przed siebie. I tyle. Nic ciekawego, żadnych atrakcji czy utrudnień. Null. Zero. Nada. Pod wieczór znalazłem jakąś szczelinę w skale i tam się zawinąłem do spania. Jedyną myślą, która mi wtedy wpadła do głowy było "I to na tyle z ciekawszego życia".
C.D.N