Szliśmy lasem, gdy natrafiłem na coś. Amulet. Dotknąłem go łapą, a ten rozbłysł czerwonym, oślepiającym światłem. Postanowiłem, że założę go na szyję. Zbadam go dokładniej, gdy wrócimy do watahy.
Zacząłem się zastanawiać, jak długo będziemy jeszcze szukać Wenus, gdy nagle zobaczyłem dróżkę usłaną kwiatamim
Znaleźliśmy ją.
Wenus leżała na łące pełnej róży we wszystkich odcieniach czerwieni. Niektóre z nich oplatały jej łapy, lecz najwyraźniej bogini tego chciała. Wokół niej przesiadywały przeróżne stworzenia, od myszy, przez kruki, aż po lisy z wieloma ogonami. Wszystkie wpatrywały się w nią jak zaczarowane. Tło tego obrazu stanowiło bezchmurne niebo i unosząca się w powietrzu mgła.
Tak, Wenus lubiła robić wrażenie, choć czasami przesadzała.
W przeciwieństwie do Juny nie było trudno jej rozpoznać – bogini ani trochę się nie zmieniła. Lśniące, czarne futro, czerwone oczy. Tego samego koloru pewnego rodzaju mgła wokół niej. Puszysty i długi ogon. To musiała być ona – bogini zakochanych.
Ukłoniliśmy się i poczekaliśmy na sygnał od Wenus. Do bogów nie można podejść, dopóki ci na to nie pozwolą. Gdyby ktoś postąpił inaczej... Cóż, może sobie zacząć kopać grób.
Bogini skinęła głową, a my spojrzeliśmy się po sobie.
Zabawę czas zacząć, powiedziałem i podszedłem bliżej bogini. Moja wilczyca ruszyła za mną, lecz trzymała się w pewnej odległości. To nie ona musi wkroczyć do akcji, a ja.
- Witaj, o pani. Pięknie dziś wyglądasz – rozpocząłem, trochę niepewny. Co dokładnie mam jej powiedzieć?
Bogini uśmiechnęła się.
- Miło mi. Ty także niczego sobie, choć czegoś ci brakuje... O, a co to takiego? - spytała, i dotknęła mojego amuletu, który zaświecił się.
Wstała i okrążyła mnie. Kątem oka widziałem Vixen, starającą się nie rzucić na Wenus. Moja zazdrośnica.
Nagle poczułem, że na grzbiecie coś mi wyrasta. Obróciłem się i ujrzałem...
- Ojej! Masz skrzydła! - krzyknęła Wenus.
Skrzydła? Obejrzałem się. Racja, na moim grzbiecie wyrosły duże, czarne skrzydła. Czyżby to ten amulet tak zadziałał?
Mniejsza z tym. Czas wkroczyć do akcji.
Przekazałem Vixen wiadomość: Wybacz. I nie zabijaj mnie, gdy to już się skończy.
Spojrzałem bogini w oczy i szepnąłem:
- Masz cudowne oczy. Tak intensywnie czerwone, piękne, płonące namiętnością... Mógł bym się w nich zagłębiać bez końca.
Odwróciłem głowę, udając smutek.
- Ale będę musiał o nich zapomnieć.
Wenus spytała ze zdziwieniem:
- Dlaczego, kochany?
Odpowiedziałem:
- Jeśli bogowie się nie pogodzą, zniszczą wszystko, a ja już nigdy cię nie zobaczę, o pani. Tylko ja mogę sprawić, żeby wszystko wróciło do normalności, ale bez pomocy kogoś takiego jak ty, o pani – przysunąłem się bliżej – nie dam rady! Jestem zbyt słaby dla ciebie, twoich braci i sióstr. – wycofałem się i spuściłem głowę.
Wenus namyśliła się.
- Dobrze, więc chyba wiem, jak ci pomóc.
C.D.N
<Vixen?>