· 

Godzina największych oszustw #4

Nóż wbijał mi się coraz głębiej, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Mój brat odskoczył ode mnie i widząc, co się dzieje, zaatakował napastnika. Po odgłosach walki wiedziałam, że udało mu się zepchnąć ze mnie przeciwnika, jednakże nóż dalej tkwił w moim ciele. Krew wylewała się ze mnie strumieniami, a ja wiedziałam, że to już koniec mojego życia. Opadłam na ziemię, nie mogąc ustać na łapach. Mój brat chwilę jeszcze walczył z przeciwnikiem, ale gdy tylko dostrzegł, co się stało, w dwuch susach znalazł się obok mnie. Zamknęłam oczy, dusząc się krwią, gdy nagle poczułam, że ból mija. Otworzyłam oczy i krzyknęłam ze zdziwienia. Patrzyłam na mojego brata, na nieżyjącego już napastnika i...samą siebie. Widziałam to wszystko z góry, jednocześnie przerażona i zaciekawiona tym zdarzeniem. Krzyknęłam jeszcze raz, ale najwidoczniej nikt mnie nie usłyszał. Obróciłam głowę w prawo i lewo, jakby szukając jakiegoś wytłumaczenia. Gdy nic takiego tam nie znalazłam, ponownie spojrzałam na brata. Szeptał nade mną jakieś zaklęcia, najwyraźniej nieświadomy, że ja tak naprawdę jestem tutaj, nad nim. Moja rana zasklepiła się, a krwawienie ustało. Jednak mój brat wcale nie wyglądał na zadowolonego. Ponownie użył jakiejś magii, dzięki czemu moje ciało uniosło się w powietrze. Praktycznie w tym samym momencie to, czym w tej chwili byłam, rozwiało się, a ja sama poczułam, że z powrotem jestem w swoim ciele. Pomimo tego, że już nie krwawiłam i moja rana już się zamknęła, potworny ból nie ustał. Mój brat dalej szeptał jakieś magiczne formułki, lecz teraz już biegł, a ja unosił am się za nim. Poczułam się tak samo jak wtedy, gdy transportowali mnie bogowie z legend, tyle że wtedy nie czułam tego bólu i nie obawiałam się o swoje życie. W tym momencie straciłam przytomność.

 

Gdy się obudziłam, stał nade mną jakiś stary wilk. Nigdzie nie widziałam mojego brata, a kiedy podniosłam się, aby się rozejrzeć, wilk delikatnie popchnął mnie z powrotem na ziemię. Teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Okazało się, że nie był on jednak stary. Po prostu jego futro było tak jasne, że wydawało się przyprószone siwizną. Oczy miał w kolorze głębokiej zieleni, która sprawiała wrażenie wiecznego spokoju i niezrównanej mądrości. Na szyi, prawej przedniej łapie i szyi nosił złote obręcze, które ładnie odznaczały się na szaro białym futrze. Podszedł do płaskiego kamienia, na którym stało jakieś drewniane naczynie. Zaczął w nim coś mieszać, a ja obserwowałam go, zaintrygowana jego postacią. Wilk ponownie odwrócił się w moją stronę, a gdy dostrzegł moje spojrzenie, uśmiechnął się łagodnie i powiedział:

 

- Widzę, że wracasz już do sił.

 

Zdezorientowana kiwnęłam głową i podniosłam głowę. Znajdowałam się w małej jaskini, którą zdobiły głównie najrozmaitsze odcienie złota i szmaragdu, lecz od czasu do czasu pojawiała się tam delikatna nutka czerwieni czy żółci. Wilk ponownie obdarzył mnie miłym, lecz jednocześnie jakby smutnym uśmiechem.

- Nazywam się Chyer. Twój brat - przerwał na chwilę i skinął głową w najbliższy kąt jaskini, w którym drzemał Taktook - Przyprowadził cię tu dobrych 5 godzin temu.

Po tych słowach zaczęły wracać do mnie wspomnienia z tamtej dziwnej budowli. Gdy tylko przypomniałam sobie o mordach, spojrzałam na swoje łapy. Krew już zaschła i skrzepniała, pokrywają prawie całe swoje ciało. Wróciły wszystkie wspomnienia, w tym to, w którym moje serce prawie zostało przebite nożem. Bo gdyby zostało przebite na wylot, już dawno by mnie tu nie było. Spojrzałam na Chyer'a pytająco, a on od razu odgadł, o co mi chodziło.

 

- Twój brat jest wyjątkowo uzdolniony magicznie. Rzadko kiedy można spotkać wilka o takich zdolnościach leczniczych. Zatamowanie krwawienia i zamknięcie tak poważnej rany mocno go wyczerpało, lecz nie wykończyło zupełnie. Nawet nie wiesz, jakie miałaś szczęście, że podczas tego zdarzenia był on z tobą. Gdyby go tam nie było, nie siedziałabyś, a właściwie nie lezalabys tutaj i nie rozmawialibyśmy. Zresztą, z nikim już nigdy byś nie porozmawiała. Bo ty nie masz takich mocy magicznych, prawda?

Pokręciłam głową. Wilk podniósł naczynie i położył je przede mną. Spojrzałam na to, co się w nim znajdowało. Była to jasnofioletowa, rozwodniona papka, od której zapachu zakręciło mi się w głowie.

 

- Powinnaś to wypić - wytłumaczył Chyer, dostrzegając moje zaniepokojone spojrzenie - Spokojnie, to nie jest trucizna, tylko wywar, który wspomoże szybsze zagojenie się twojej rany. Twój brat może mógł zatrzymać krwawienie i zasklepić ranę, ale gojenie się może trochę potrwać. W końcu - kąciki jego ust uniósł się lekko - Jeden wilk nie może mieć wszystkiego, prawda?

 

Przez chwilkę jeszcze na niego patrzyłam, po czym zchyliłam się nad papką. Nie miałam pojęcia, czy Chayer'owi można ufać, lecz w tym momencie moja rana dała o sobie znać silnym bólem. Ponownie pokręciłam głową i wypiłam wywar na jeden chaust. Nie smakował tak źle, jak można się było spodziewać, ale idealny też nie był. Kichnęłam gwałtownie i potrząsnęłam łbem. Chayer zachichotał i powiedział:

 

- Taak, zapomniałem o skutkach ubocznych. U niektorych jest to kochanie, u innych kaszel, a jeszcze innych: wysoka temperatura. Przy czym ostatnie to najgorsze. - zerwał kilka ziół, które przyczepie były do sklepienia jaskini.

 

Nie rozpoznawałam ich, nawet gdy położył je tuż obok mnie. Chayer podszedł do Taktooka i trącil go nosem. Mój brat mlasnął i mrugnął kilka razy, ale gdy tylko mnie dostrzegł, poderwały się z ziemi i zataczając się podszedł w moją stronę. Nie zdolna do okazania mu podzięki za pomocą słów, otarłam się pyskiem w jego policzek. Taktook uśmiechnął się i zapytał:

 

- Jak się czujesz, mała?

 

"Debilnie" pomyślałam, ale wzruszyłam tylko ramionami.

 

- Chodź, Vix, musimy już się zbierać.

- Czekaj! - krzyknął Chayer w stronę Taktooka, który już pomagał mi wstać.

- Chodzi ci o zapłatę? - powiedział mój brat i pokazał kły Chayer'owi - Myślałem, że masz chodź trochę dumy lub heroizmu, by pomóc komuś w potrzebie...

- Nie, nie o to mi chodziło. Nie możesz wyjść. Nie teraz.

- A to czemu? - zapytał Taktook, na wpół zdziwiony, na wpół zirytowany.

- On tu jest. - Chayer zadrżał i jakby zmniejszył się w sobie. Taktook natychmiast puścił mnie na ziemię i struchlał. Patrzyłam na nich nic nie rozumiejącym wzrokiem, czekając, aż któryś mi to wyjaśni.

- On? - wyszeptał Taktook drżącym głosem. Chayer skinął głową. Przyglądałam im się zdziwiona, gdy nagle gdzieś blisko jaskini usłyszałam wycie, a po chwili głośnie kroki.

 

C.D.N.