Dzisiejszego dnia nie mogłam zasnąć. Po prostu coś się stało, że miałam trudności z zapadnięciem w sen. Powierciłam się na moim posłaniu i po chwili położyłam się na brzuchu i rozejrzałam po jaskini. Alessa, Arelion i Jason pogrążeni byli już w głębokim śnie, a ja nie chciałam ich budzić. Wstałam i po cichutku wymknęłam się z jaskini. Gdy znalazłam się na zewnątrz, ziewnęłam i przeciągnęłam się. Wiatr poruszał drzewami, które leniwie kiwały się na boki. Nie chciałam iść do Telishy po jakiś lek na sen, ponieważ zdawałam sobie sprawę, iż wadera dawno już zapadła w sen, a mi jakoś tak bardzo nie chciało się jej budzić. Jeszcze raz się przeciągnęłam i ruszyłam w stronę brzozowego lasku. Księżyc rzucał mdłe światło na ścieżkę, a ja zachwycona skąpałam się w jego blasku. Nocna wyprawa zapowiadała się obiecująco, więc po chwili wahania zeszła że ścieżki w stronę mego ukochanego strumienia. Gdy dotarłam już na jego brzeg, przysiadłam nad nim i przyjrzałam się rybom, które pływał pod powierzchnią wody, również ciesząc się z tego dzisiejszego spokoju. Poniesiona przez falę monotonii, zaczęłam śpiewać moją ulubioną piosenkę z dzieciństwa. Opowiadała ona o strumieniu i zimie, o wspomnieniach i innych rzeczach, które kojarzył mi się z takim właśnie nastrojem. W mojej głowie jeszcze długo po zakończeniu ostatniej zwrotki pozostała melodia, a ja przymknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wody. Było naprawdę cudownie, gdy nagle ostre pieczenie przeszyło moją prawą tylną łapę. Natychmiastowo otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Obok mnie stało małe stworzono, które bardzo przypominało węża, tyle że miało czerwone włoski na głowie.
(Autor: raedrob.deviantart.com)
Przeraziła się nie na żarty. Słyszałam od Alessy, że Angi to są dość niebezpieczne stworzenia, ponieważ ich włoski na głowie gdy cię nimi dotkną mogą spowodować brak czucia w kończynach, a jad może odebrać nam przytomność. Odskoczyłam od niego, pokazując kły, ale gdy tylko moje łapy dotknęły podłoża, przewróciłam się na ziemię. Moja prawa tylna łapa była już bezużyteczna. Podniosłam się i stanęłam na trzech zdrowych i silnych łapach. Angi zasyczał i zaczął się do mnie zbliżać. Ponownie na niego warknęłam, nie wycofują się. Po chwili mierzenia się wzrokiem wężyk zaatakował, a ja odskoczyłam. Pomimo sparaliżowanej łapy udało mi się uniknąć jego ataku. Teraz to ja się na niego rzuciłam. Udało mi się go chwycić w zęby, lecz niestety istota zdążyła mnie już ukąsić. W upływie chwili poczułam, jak jad rozprzestrzenia się po moim ciele, a moje szczęki zaciskają się na ciałku węża. Angi wił się jeszcze chwilę, po czym znieruchomiał. Wypuściłam go z pyska, gdy tylko świat wokół mnie zaczął się dwoić i troić. Zakręciło mi się w głowie, po czym opadłam na ziemię i straciłam przytomność.
Następnego dnia obudziłam się w jaskini Telishy. Wadera chyba robiła jakąś maść, a ja nie miałam siły się spytać, skąd, jak i kto mnie tu przyniósł. Bo sama nie mogłam tego zrobić, ponieważ... A, właśnie. Angi. Rozejrzałam się i dostrzegłam ciało węża leżące obok mnie.
- I co ty na to? - powiedziałam tryumfalnie do jego truchła - Widzisz? Ze mną się nie zadziera.
Koniec.