· 

Obślizgłe stworzonko [1/1]

Dzisiejszego dnia nie mogłam zasnąć. Po prostu coś się stało, że miałam trudności z zapadnięciem w sen. Powierciłam się na moim posłaniu i po chwili położyłam się na brzuchu i rozejrzałam po jaskini. Alessa, Arelion i Jason pogrążeni byli już w głębokim śnie, a ja nie chciałam ich budzić. Wstałam i po cichutku wymknęłam się z jaskini. Gdy znalazłam się na zewnątrz, ziewnęłam i przeciągnęłam się. Wiatr poruszał drzewami, które leniwie kiwały się na boki. Nie chciałam iść do Telishy po jakiś lek na sen, ponieważ zdawałam sobie sprawę, iż wadera dawno już zapadła w sen, a mi jakoś tak bardzo nie chciało się jej budzić. Jeszcze raz się przeciągnęłam i ruszyłam w stronę brzozowego lasku. Księżyc rzucał mdłe światło na ścieżkę, a ja zachwycona skąpałam się w jego blasku. Nocna wyprawa zapowiadała się obiecująco, więc po chwili wahania zeszła że ścieżki w stronę mego ukochanego strumienia. Gdy dotarłam już na jego brzeg, przysiadłam nad nim i przyjrzałam się rybom, które pływał pod powierzchnią wody, również ciesząc się z tego dzisiejszego spokoju. Poniesiona przez falę monotonii, zaczęłam śpiewać moją ulubioną piosenkę z dzieciństwa. Opowiadała ona o strumieniu i zimie, o wspomnieniach i innych rzeczach, które kojarzył mi się z takim właśnie nastrojem. W mojej głowie jeszcze długo po zakończeniu ostatniej zwrotki pozostała melodia, a ja przymknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wody. Było naprawdę cudownie, gdy nagle ostre pieczenie przeszyło moją prawą tylną łapę. Natychmiastowo otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Obok mnie stało małe stworzono, które bardzo przypominało węża, tyle że miało czerwone włoski na głowie. 

Przeraziła się nie na żarty. Słyszałam od Alessy, że Angi to są dość niebezpieczne stworzenia, ponieważ ich włoski na głowie gdy cię nimi dotkną mogą spowodować brak czucia w kończynach, a jad może odebrać nam przytomność. Odskoczyłam od niego, pokazując kły, ale gdy tylko moje łapy dotknęły podłoża, przewróciłam się na ziemię. Moja prawa tylna łapa była już bezużyteczna. Podniosłam się i stanęłam na trzech zdrowych i silnych łapach. Angi zasyczał i zaczął się do mnie zbliżać. Ponownie na niego warknęłam, nie wycofują się. Po chwili mierzenia się wzrokiem wężyk zaatakował, a ja odskoczyłam. Pomimo sparaliżowanej łapy udało mi się uniknąć jego ataku. Teraz to ja się na niego rzuciłam. Udało mi się go chwycić w zęby, lecz niestety istota zdążyła mnie już ukąsić. W upływie chwili poczułam, jak jad rozprzestrzenia się po moim ciele, a moje szczęki zaciskają się na ciałku węża. Angi wił się jeszcze chwilę, po czym znieruchomiał. Wypuściłam go z pyska, gdy tylko świat wokół mnie zaczął się dwoić i troić. Zakręciło mi się w głowie, po czym opadłam na ziemię i straciłam przytomność. 

Następnego dnia obudziłam się w jaskini Telishy. Wadera chyba robiła jakąś maść, a ja nie miałam siły się spytać, skąd, jak i kto mnie tu przyniósł. Bo sama nie mogłam tego zrobić, ponieważ... A, właśnie. Angi. Rozejrzałam się i dostrzegłam ciało węża leżące obok mnie.

- I co ty na to? - powiedziałam tryumfalnie do jego truchła - Widzisz? Ze mną się nie zadziera.

 

Koniec.