· 

Naprzeciwko #1

Liście poderwały się do góry i zawirowały na wietrze. Ptaki śpiewały miłą dla ucha melodię, a drzewa szumiały cicho do rytmu. Słońce rozświetlało cały ten obraz, gdy nagle wiosenny spokój przerwał tupot wielu łap. Najpierw przebiegły dwie wadery, jedna czarna z białym brzuchem i taką samą skarpetką, zieloną końcówką ogona i białą plamką na pyszczku, a druga całkiem szara, poza dwóma czarnymi kropkami pod oczami i białym brzuchem. Z jej szyi zwisał wielki, niebieski medalion. Chwilę po nich po ziemi przegalopowała wręcz cała armia wilków. Z tego tłumu wyróżniał się trzy z nich, ponieważ miały dziwne symbole wypisane na czołach. Dwie wadery skinęły do siebie i w ułamku sekundy szara pobiegła w lewo, a czarna skierowała się w prawo. Armia goniących je wilków dopiero po dwóch sekundach zorientowała się, co właśnie się wydarzyło i podzieliła się na dwie grupki.

 

 Szara wadera w kilku susach pokonała odległość dzielącą ją od ścieżki do ogromnej polany, która pomimo pory roku miała w sobie wiele odcieni złota, czerwieni, żółci i brązu. Niespodziewanie przed waderą wyrosło coś w rodzaju lodowej rampy. Szara wbiegła na nią z rozpędu i zaczęła się po niej wspinać, raz po raz wbijając w nią pazury, by mieć lepszą przyczepność. Kilkanaście wilków z grupki, która za nią podążała, zaczęło się za nią wspinać. Nieliczne z nich pospadały, jednak większość ciągle trzymała się tuż za waderą. Czując zbliżające się niebezpieczeństwo wadera wyczarowała lodowy most, który utrzymywał się tylko i wyłącznie na tej ramię, które była uczepiona tylko do jednego końca mostu. Szara wskoczyła na nią i popędziła przed siebie. Nie ślizgała się po nim, po prostu biegła tak, jakby nadal znajdowała się na suchym lądzie. Gdy usłyszała za sobą skrobanie pazurów kilku wilków na tafli lodu, skupiła wszystkie swoje myśli i nagle lód, który pozostał za nią zaczął się kruszyć i walić. Wielkie odłamki lodu pospadały na wilki, które biegły za nią, jednak ciągle trzymając się pod mostem. Zaś te wilki, które ledwie chwilę wcześniej podążały za waderą, runęły w dół. Zaledwie sekundę po tym zdarzeniu na wilki czychające na nią pod mostem spadło mnóstwo białego puchu. Zanim wilki zdążyły wygrzebać się spod białej zasadzki, po szarej i jej niesamowitym moście nie było ani śladu.

 

 Tymczasem czarna biegła slalomem pomiędzy drzewami. Za nią biegła ta połowa armii, która nie podążała za szarą. Niesamowicie szybko czarna wadera przemieszczała się pomiędzy pniakami, powoli gubiąc jej prześladowców, gdy nagle na jej drodze stanął ogromny, potężny głaz. Wadera skoczyła na niego i zaczęła się po nim wspinać. W przeciągu kilku sekund przemieściła się na jego szczyt i wiedząc, że jej przeciwnikom zajmie to trochę czasu, rozejrzała się, korzystając z kilkusekundowej przewagi. Dostrzegła jezioro, wielkie i czyste, i natychmiast zeskoczyła z głazu, na którym dotychczas się znajdowała. Za sobą usłyszała wycie i warczenie goniących ją wilków. Przyspieszyła kroku i skoczyła na pierwsze silne i mocne drzewo, jakie dostrzegła. Odbiła się od niego i skoczyła na następne. Przebyła dość długą drogę do jeziora w kilkanaście odepchnięć i skoków na następne drzewa. Kiedy dotarła wreszcie do upragnionego celu, rozpędziła się i skoczyła na błyszczącą taflę wody. W kilku skokach przebiegła z dziesięć metrów, po czym zatrzymała się i obejrzała. Za nią wilki, które uprzednio próbowały ją złapać, wchodziły do wody, ale prawie natychmiast się wycofywały, ponieważ poziom wody był zbyt głęboki. Waderze błysnęły oczy po czym znikła, nie zostawiając za sobą żadnych śladów na wodzie.

 

 Kilka minut później można było zobaczyć dwie wadery, czarną i szarą, które spacerowały pośród starych, zarośniętych ruin. Rozmawiał o czymś przyciszonym głosami. Delikatne echo rozbrzmiewało pośród zawalonych murów, szepcząc jakieś dawno już zapomniane tajemnice. Od tych ruin biła jakaś magia, potęga, więc zastanawiać można się było, czego dwie przyjaciółki mogły wśród nich szukać. Gdzieś obok nich przebiegło zwierzę. Dwa ostrza, jedno zrobione z najzimniejszego lodu, a drugie z najostrzejszej stali, świsnęły w powietrzu i wbiły się w ciałko. Czarna podeszła do niego i powiedziała:

- Zając.

Po tych słowach wyciągnęła srebrny sztylet, a lodowe roztopiło się pod wpływem spojrzenia szarej. Kiedy pomiędzy nimi ponownie zapadła cisza, przerywania pojedynczymi szeptami, w oddali rozbłysło kobaltowe światło. Wadery umilkły i spojrzały w tamtym kierunku. W tym momencie z ich lewej zaświeciło się szmaragdowe światełko i w prawie tym samym momencie zgasło. Ten efekt powtórzył się jeszcze kilka razy, z różnych stron i o najrozmaitszych kolorach. Oprócz kobaltu i szmaragdu był tam szafir, rubin, ametyst i inne światła o kolorach kamieni szlachetnych i pół szlachetnych. Wadery zamaeły w miejscu, podziwiając piękno tego niesamowitego, ale zarazem przerażającego zdarzenia. Szara ostrożnie przesunęła łapą po starym, zakurzonym kamieniu, a wtedy światełka rozbłysły jeszcze jaśniej. Czarna na tę reakcję świateł również przesunęła swoją łapę po innym już kamieniu, ale reakcja była taka sama. Wilczyce spojrzały na siebie i od razu wiedziały, co należy zrobić. Szara przesunęła łapą po innym kamieniu, a czarna wtedy po zupełnie innym. Światła w odpowiedzi nasiliły swój blask. Teraz wadery były już pewne, co powinny uczynić. Zaczęły poruszać się po kamieniach, jakby od urodzenia wiedziały, że tak właśnie powinny się poruszać. Wyglądało to jak majestatyczny taniec, powołaną choreografię, a światła rozbłyskały coraz mocniej, rzucając kolorowe błyski na tę scenę. Kiedy wadery zrobiły koło, ciągle wykonując tę imponującą choreografię, kamienna posadzka pomiędzy nimi rozchyliła się delikatnie. Czarna i szara wlepiły w nią wzrok, po czym przyszło do nich zrozumienie. Ponownie zatańczyły, robiąc kolejne kółko. Kilka razy powturzyły ten manewr, dopóki dziura nie była na tyle szeroka, aby mogły przez nią przejść. Kiedy to już się stało, stanęły na jej krawędzi i spojrzały w głębię tej czarnej czeluści. Szara zanurzyłam w niej łapę, a czarna przypatrywała się temu z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem. Gdy dostrzegła, że nic się nie wydarzyło, wyciągnęła swoją kończynę i zanurzyła w czeluści dziury. Było to przedziwne, jakby jednocześnie była to zgęstniała woda i powietrze, dym. Przyjaciółki spojrzały na siebie, ciekawe, co zaraz się wydarzy.

 

Ale nie wydarzyło się nic. Po chwili wahania, z największą trudnością, czarna wadera podeszła bliżej i z lękiem zanużyła najpierw drugą, a potem pozostałe łapy. Stanęła po brzuch w przedziwne substancji i spojrzała wyczekująco na kompankę. Szara przęłknęła ślinę i poszła w ślad za przyjaciółką. Teraz obie stały w czarnej otchłani, nie wiedząc, co począć dalej. Wokół nie było widać żadnego tunelu, który mógłby dalej prowadzić, a były pewne, że to nie mógł być koniec tej przygody. Czarnej najwyraźniej przyszedł do głowy jakiś pomysł, ponieważ wzięła głęboki wdech i zanurzyła się w otchłani. Przerażona szara rozejrzałam się niespokojnie, po czym odetchnęłam kilka razy i zanurzyła się za przyjaciółką.

 

Nie było widać nic, pod powierzchnią substancji panowała taka sama niepokojąca ciemność. Szara spróbowała dojrzeć czarną, ale albo było tu tak ciemno, że nic nie było widać, albo jej towarzyszką już zdążyła porządnie się zanurzyć. Szara poczekała jeszcze chwilę, po czym delikatnie poruszyła łapami.

 

Pomimo wcześniejszych wyobrażeń co do substancji, teraz wydawała się być ona jak smoła, czarna smoła, a jednak jakimś cudem cało się w niej poruszać. Wadera spróbowała popłynąć w lewo, ale natrafiła na ścianę. Powtórzyła to kilka razy, lecz za każdym razem z tym samym skutkiem. Wyglądało na to, iż znajdowały się w jakiejś dziwnej studni, która ogarniał szarą lękiem. Ponownie spróbowała dostrzec przyjaciółkę i tym razem ujrzała zarys czyjejś sylwetki majaczącej gdzieś w dole. Uradowana szara zamachała łapami i do niej podpłynęła. Szturchnęła ją łapą, a gdy nie doczekała się reakcji, szturchnęła ją jeszcze raz. Tym razem sylwetka powoli odwróciła pysk w jej stronę, a szara prawie krzyknęła z przerażenia, lecz na szczęście powstrzymała się w ostatniej chwili. Pysk tego czegoś, co wzięła wcześniej za swą przyjaciółkę, wykrzywiał uśmiech, a jej oczy były całkowicie białe(coś jak Venom, tyle że wilk). Przez ułamek sekundy szara zdziwiła się, że dostrzegła ową biel, lecz te myśli natychmiast przegoniła inna, mówiąca o tym, że trzeba uciekać. Wadera w rozpaczy machnęła kilka razy łapami, lecz teraz oleista substancja nie pozwalała jej się przesunąć nawet o milimetr. Owa dziwna istota zaśmiała się, a szarą zdziwiło i przeraziło to, iż tamta istota potrafiła chociażby śmiać się pomimo tego, że znajdowały się tak głęboko w tej przedziwne, smołowatej substancji. Uciucie trwogi przeszło całe ciało szarej, gdy istota zaczęła się do niej zbliżać. W ostatniej, desperackiej próbie ratunku jeszcze raz poruszyła łapami, ale i tak nie mogła się poruszyć. Istota zaśmiała jej się w twarz i oplotła swymi nienaturalnie długimi łapami. Szara zamknęła oczy.

 

W tym samym czasie czarna odpłynęła gdzieś w lewo, poruszając się tunelem, o którym nie poinformowała swojej towarzyszki. Przemieszczała się korytarzem, próbując dostrzec cokolwiek w nienaturalnie ciemności napierającej na nią z wszystkich stron. Szukała kolejnych przejść, ale wydawało się, iż tunel ciągle prowadzi prosto. W pewnym momencie czarna dostrzegła płomień. Przyspieszyła i zatrzymała się przy pochodni, która rozświetlała dalszą drogę, rzucając nikłe światło na około trzy metry. Czarna przez chwilę stała przy niej, zastanawiając się, jakim cudem ogień może płonąć w takim miejscu jak to, ale po kilkunastu sekundach wzruszyła ramionami i spróbowała wyjąć pochodnię. Gdy tylko jej zęby zetknęły się z zimnym drewnem, poczuła, jak coś ją opłata. Z przerażeniem wypuściła pochodnię z pyska i zaczęła rozpaczliwie szarpać się z niewidzialną siłą. Zaskoczeniem było to, iż siła opuściła, gdy tylko czarna wadera puściła drewno. Wadera, wyczulone teraz na wszystkie szelesty i inne oznaki, spojrzała na pochodnię. Ze zdziwieniem odkryła, że ogień zgasł. Czarna przez kolejnych kilka sekund wpatrywała się w zgasłą już pochodnię, która teraz już prawie zniknęła pośród panującej tam ciemności. Powoli odwróciła łeb i spojrzała z wielką trwogą na to, co czekało ją dalej. Przed nią gasły kolejne światła, dopóki nie pogrążył się w całkowitej ciemności. Gdzieś blisko siebie dosłyszała szelest, który był jednak cichy, tak cichy, że wręcz prawie nie słyszalny. Skuliła się i rozejrzała, pełna trwogi. Usłyszała kolejny Szelest, tym razem za sobą i niezo głośniejszy. Wyglądało na to, iż cokolwiek to było, zbliżał się do niej. Wadera zastygła w miejscu, próbując zniknąć, lecz coś najwyraźniej chamowało jej moce. Coś zaczęło ją oplatać, jak jakiś sznur, który przyklejał jej się do ciała. Coś lepkiego oplotło jej oczy i pysk, tak że mogła jedynie oddychać. 

 

Szara uchyliła powieki. Nieznana istota prowadziła ją poprzez czarną substancję, jakby nie zdając sobie sprawy, że jej ofiarą się obudziła. Wadera czuła, że nie powinna dawać żadnych oznak życia, lecz bardzo trudno było jej nie robić niczego. Poczuła na swojej sierści delikatny powiew wiatru. Tylko że z kąd tutaj mógł wziąć się wiatr? Ponownie otworzyła oczy i starając się nie ruszyć głową obejrzała się. Ujrzała, jak czarna nicość powoli rozświetlana jest przez białe światło. Istota wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, który nie był w żadnym znanym waderze języku. Natychmiastowo zamknęła oczy i udała bezwładną i bezbronną. Istota zamruczała cicho i przedostała się do białej światłości.

 

Czarna nie mogła dojrzeć nic, za to przeróżne winie, prawie niewykrywalne, przedstawiały się jakimś cudem do jej nozdrzy. Wadera poniuchała, ze zdziwieniem odkrywając, iż substancja w żaden sposób nie dostała się do jej nosa. Wyczuwała coś, co ją prowadzi, ale nie była w stanie zidentyfikować, co to było. Jakaś woń, wyróżniającą się spośród innych, przedostała się do jej nosa. Czarna spróbowała ją zidentyfikować, lecz nie udało jej się to. Nagle zalała ją fala światłości, lecz ona nie wiedziała, jak to jest możliwe, że to wyczuła. Była cała przerażona.

 

Nie mogąc już wytrzymać, szara otworzyła oczy i rozejrzała się. Znalazła się w miejscu, które zdecydowanie kontrastowało z miejscem, w którym chwilę temu się znalazła. Tutaj było tak jasno, że prawie oślepiająco. Zaskoczona rozejrzała się po pomieszczeniu, zapominając, co się z nią stało. Była tak zaskoczona, że nawet nie dojrzała innej istoty,wyłaniającej się z tunelu po przeciwnej stronie, niosącej jej towarzyszkę.

 

Czarna natomiast od razu wyczuła woń swej przyjaciółki. Poniuchała w powietrzu, ale teraz zapach szarej wadery był jedynym, co wyczuwała.

 

Obie zostały brutalnie i niespodziewanie rzucone na ziemię, której wcześniej nie doostrzegły. Zanim do końca przyzwyczaił się do tej niesamowitej światłości, która nadeszła zaraz po największym mroku, usłyszały głos, który przemówił do nich:

- Myślałyście, że naprawdę dacie radę mi uciec?

Wadery natychmiast, jak na komędę, poderwały głowy i spojrzały na wilka, który do nich przemówił. Kiedy mu się przyjrzał, stwierdziły, że to nie on, tylko ona. Piękna wadera spoglądała na nie.

- Tak, tak. Jesteście naprawdę głupie.

Po tych słowach zaczęła śmiać się, napełniając serca szarej i czarnej wadery strachem.

 

C.D.N.

 

<Szara wadero, to znaczy Alice, twa kolej.>