· 

Zbrodnia i kara [1/1]

Uwaga! Poniższe opowiadanie zawiera brutalne sceny i opisy, czytasz na własną odpowiedzialność!

 

Znikome promienie wschodzącego słońca przebijały się nieśmiale przez chmury, jakbyś świadome swojej niższości. Pomimo wczesnej pory nie panował nawet półmrok, gdyż wszechobecny śnieg odbijał światło a cała kraina spowita była nieskalaną bielą. Piętrzące się groźnie nad głuszą sosny okryte białym puchem wydawały się znacznie większe niż w rzeczywistości. Rodzinna głusza to miejsce niezwykłe dla jej mieszkańców, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i roztacza atmosferę miłą sercu. Na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać miejscem, w którym nic nie może zmącić spokoju i harmonii. Piękny las, który przybrał tajemniczego zimowego wyglądu z pewnością stała się również śmiertelnie niebezpieczną pułapką. Strzegł swej martwoty i nieprzeniknionej ciszy górując groźnie nad zamarzniętą ziemią. Ptaki bały się wydać głosu a inne zwierzęta nie odważyły się opuścić schronień. Nikt nie spodziewał się przybycia ucieleśnionej śmierci. W spowitej zimową martwotą głuszy wiecznie odbywała się walka o życie, czasem bezszelestna i niezauważalna a czasem przybierała formę najwyższego okrucieństwa. Wadera szła w milczeniu a zewsząd otaczała ją cisza tak głęboka, że odczuwała ją niemal namacalnie. Gdzieś na horyzoncie do lotu poderwało się stado kruków kracząc wniebogłosy. Dźwięk wzbił się szybko w górę aż osiągnął najwyższy ton, zawisł przez chwilę nad krainą, drżący i pełny niepokoju, aż wreszcie zamarł z wolna. Vesna zdawała sobie sprawę z powagi powierzonego jej zadania. Nie mogła pozwolić by ich krainę oponowało najwyższe możliwe okrucieństwo i żałoba. Ze wszystkich okropności morderstwo szczeniąt jest największą. Fiołkowooka wadera nosiła w sercu gorycz, złość płynęła w jej krwi wywołując u niej dreszcze na myśl o niesprawiedliwości, przed którą musiała uchronić młode pokolenie jej własnej watahy. Gdzieś, pośród drzew rodzinnej głuszy grasował prawdziwy potwór. Specjalnie kierowała się dłuższą drogą, by móc biec pod wiatr. Zrobiła to by jej zapach jej nie wyprzedził. Koło południa, trafiała na ślad wilczej łapy, jednak nie był to odcisk pozostawiony przez wilka z watahy, musiał więc należeć do zabójcy. Vesna postanowiła dokładnie zbadać ową poszlakę.

- Przybywa z północy, dokładnie tak jak ja. Ślad płytki, wilczysko nie jest duże albo zwyczajnie wychudłe, to dobrze. Łapa dość spora, rozłożyste palce, basior. Brak dwóch pazurów w przedniej lewej łapie. Po chodzie można poznać, że jest wykwalifikowanym wojownikiem, ostrożnie stawia łapy. Nie wygląda jakby mu się gdzieś spieszyło. Na tym terenie wyraźnie czuć zapach tutejszych wilków wiec jegomość albo głupi, albo wiedział, na co się pisze. Najdziwniejsze, że szedł... z wiatrem, co najmniej jakby chciał obwieścić swoje przybycie. Tylko... po co? -wadera uniosła głowę. Barbarzyńca tym razem postępował inaczej niż z opisów innych zaatakowanych przez niego watah. Według sąsiednich wilków, zabójca skradał się nie pozostawiając śladu, a w najdogodniejszym momencie mordował szczenięta i rozpływał się niczym duch.

Wadera wiedziała, że nie ma czasu na dłuższe rozmyślania. Udała się pospiesznie wzdłuż szlaku wyznaczonego przez odciski łap. Teraz była pewna, że morderca z premedytacją zostawiał jak najwięcej wskazówek i śladów swojej plugawej obecności. Zaledwie kilka godzin temu krążył wokół terenów watahy. Po godzinie przebytej szybkim chodem Vesna wyczuła czyjąś obecność w promieniu kilkuset metrów. Takie instynkty nazywała ''zboczeniem zawodowym'', które jakby nie patrzeć, były bardzo pomocne. Przed sobą dostrzegała jedynie wysokie kopce śniegu pokryte obumarłymi krzewami. Jedyne co mogło zdradzić teraz jej obecność to wydobywająca się z pyska para. Jednak doświadczona zabójczyni wiedziała co robić. Nabrała do buzi pokaźną ilość śniegu, który całkowicie zapobiegł tworzeniu się białych kłębów. Ruszyła najpierw powoli, bacząc na każdy krok, później zaś, puściła się biegiem przez kopce białego puchu. Zwolniła, dopiero gdy zlokalizowała swój cel, wyraźnie poczuła jego zapach, obserwowała każdy ruch z ukrycia. Czekała. Serce wadery zaczęło bić szybciej a ona dokładała starań, by wyrównać oddech. Cisza zawisła nad na pozór spokojnym krajobrazem. Ptaki ukryte w koronach drzew iglastych nie odważyły się wydać głosu a wiatr, który jeszcze przed chwilą beztrosko bawił się gęstym futrem wadery- zanikł całkowicie. Świat zamilkł jakby w pełnym napięcia oczekiwaniu na scenę, która niedługo później miała się rozegrać. Ziemia z wyprzedzeniem czekała, by przyjąć w swoją otchłań nową krew, która musi zostać przelana. Żywioły są okrutne i zachłanne, biada każdemu, kto nie czuje przed nimi lęku. Wilczyca czekała tak naprawdę tylko krótką chwilę, choć miała wrażenie, że stoi w ukryciu znacznie dłuższy czas. Zaczęła się skradać, bezszelestnie niczym kot. Dobyła sztyletu i dokładnie oszacowała odległość między nią a mordercą szczeniąt. Wilk ten nie był imponująco duży, przez jego czarną sierść przechodziły brązowe przebłyski. Nie posiadał lewego ucha. Im bliżej Vesna się znajdowała, tym wyraźniej czuła zapach nie tylko basiora, ale też krwi zakrzepłej w jego futrze. Owa krew nie należała do niego. Nagle wilczyca jakby doznała olśnienia, wróciło do niej pewne wspomnienie. W barbarzyńcy spostrzegła jednego z adeptów szkoły zabójców, w której sama się uczyła. Nie pamiętała imienia basiora, ale wiedziała, że jeśli wyszedł z warowni żywy, musiał być dobry w swoim fachu. Vesna precyzyjnie wycelowała sztyletem, a następnie cisnęła nim energicznie. Ciszę przerwał świst lecącego ostrza. Wadera wyskoczyła z ukrycia tuż po tym, jak posłała broń w kierunku wilka. Basior zrobił unik, jednak nie na tyle szybko by sztylet go całkowicie ominął. Pocisk ranił go w bok, a następnie wylądował w śniegu. Wilk nie miał nawet czasu się obejrzeć za siebie, w mgnieniu oka pojawiła się przy nim rudawa wadera, która od samego początku walki nie szczędziła mu zębów i pazurów. Każdy ruch Vesny był precyzyjny i niebezpieczny, dążyła do jak najszybszego uśmiercenia zaskoczonego przeciwnika. Basior nie był jej dłużny, ale dalej pogrążony w głębokim szoku wydawał się niepewny swoich umiejętności. Praktycznie nie miał czasu na zadawanie ciosów, musiał skupić się na unikach i ciągłym odpieraniu ataków wilczycy, które leciały na niego jak grom z jasnego nieba. Vesna czuła, że nie panuje nad swoim ciałem. Walka płynęła w jej krwi ani trochę nie musiała się zastanawiać co ma robić. Dopiero po chwili zabójca otrząsnął się i teraz oboje mierzyli się w równej walce. Przez dłuższą chwilę wirowali w śmiertelnym balecie, raz unikając ataku, raz go przypuszczając. Vesna nie spodziewała się po swoim przeciwniku honorowej i czystej walki biorąc pod uwagę, że ów wilk zabijał bezbronne szczenięta. Sypnął wilczycy śniegiem w oczy i wykorzystawszy ten moment wbił wilczycy miedzy żebra stalową iglicę. Vesna stłumiła warknięcie, a następnie ignorując ból pozostawionej w ciele broni skoczyła na basiora i powaliła go na ziemię gryząc go uprzednio w udo. Dobrze wiedziała jak to zakończyć. Kłami cięła skronie barbarzyńcy, który usiłował podnieść się pod ciężarem wadery. Vesna odskoczyła zwinnie na kilka metrów obserwując wyniki swoich działań. Basior uniósł się wściekły. Jego wyszczerzone zębiska aż drgały ze złości.

- Niech cię licho fiołkowooki diable, słowa z wilkiem nie zamienisz a do gardła się rzucasz...

- Gardzę tobą, z takimi jak ty nie mam o czym rozmawiać. Przyszłam wywrzeć pomstę za twoje czyny. -Vesna była śmiertelnie poważna. Zdawała sobie sprawę z tego, jak bliski jest koniec parszywego zabójcy.

Krew sącząca się obficie ze skroni wilka zaczęła naciekać mu do oczu. Gdy poczuł, że traci widoczność zaczął gorączkowo mrugać i trzepać pyskiem na wszystkie strony. Nic jednak nie zdołało zatrzymać napływającej do oczu posoki. Wilk zaklął nieprzyzwoicie. Wiedział, że podczas tej walki nie posłuży się już wzrokiem. Wściekły morderca rzucił się na wilczycę korzystając ze słuchu. Teraz kładł wszystko na jedną szalę. Vesna uskoczyła z gracją i wykonała piruet. Jej przeciwnik trwonił energię na bezmyślne szarże. Fiołkowooka czuła paraliżujący ból powodowany przez iglice utkwioną w jej żebrach. Nie miała czasu na dłuższe zwlekanie z zakończeniem walki. Dobyła jednego z pozostałych ostrzy. Odbiła się tylnymi nogami od ziemi powodując tym samym, że śnieg pod jej łapami zawirował w powietrzu. Wylądowała metr od oślepionego mordercy szczeniąt jednak przeszywający ból nie pozwolił jej wylądować na czterech łapach. Vesna upadła w śnieg barwiąc go w niektórych miejscach na mocny szkarłat. Basior usłyszawszy co się stało bezzwłocznie rzucił się na wilczycę. Popełnił poważny błąd. Lądując niemal na fiołkowookiej nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji bezmyślnego skoku. Sztylet trzymany przez wilczyce aż po rękojeść zniknął w klatce piersiowej czarnego wilka. Cielsko z okrzykiem upadło w śnieg. Vesna uniosła się z zaspy białego puchu i stanęła nad konającym zbrodniarzem.

- Udało ci się... ale to nie koniec.

-To, co miał się zakończyć jest już zakończone. Nie skrzywdzisz już więcej żadnej istoty. Konaj, ja poczekam.

-Najlepszy szczeniak to martwy szczeniak, ja lubię kończyć ich żałośnie słaby żywot.- zaśmiał się gorzko plamiąc czerwonymi kropkami śnieg przy swoim pysku.

Wadera ze złością nastąpiła łapą na gardło pokonanego. Miała furie w oczach, które zapłonęły ciemną barwą fioletu. Basior usiłował wydobyć z siebie głos, ale łapa Vesny mu to uniemożliwiała. Wilczyca jednak postanowiła, że powinna usłyszeć co ów zbrodniarz próbuje jej przekazać.

- Masz jeszcze coś do powiedzenia? Jeśli tak, mów. To jest twoja ostatnia szansa, by usłyszeć własny głos.- Vesna mocniej nastąpiła łapą na krtań umierającego bandyty a później cofnęła ją na śnieg dając zabójcy możliwość wykrztuszenia ostatnich słów.

- Ja jestem ... tylko ostrzeżeniem... zapowiedzią... jednym z wielu którzy tu przybędą... śmierć i zniszczenie... zawładnie krainą burz... i sercami jej mieszkańców. Mój pan, mój dowódca... mój Bóg... powiedział nam całą prawdę o tobie... Król przybędzie po swoją córkę. Twoim przeznaczeniem jest... siać zniszczenie...- ledwie wydusił basior.

- Co ty pleciesz parszywy kundlu?! O kim mówisz?! Co ty możesz o mnie wiedzieć?! - wykrzyczała wadera z pogardą.

-Mogę być kundlem, najgorszym zbrodniarzem, mordercą szczeniąt... ale... nigdy nie będę gorszy od ciebie... księżniczko zła. Twoi rodzice... kłamstwo.

Vesna natychmiast pożałowała, że zadała basiorowi śmiertelną ranę tak szybko.

- Cholera gadaj! Co ty wiesz?! Co wiesz o moich rodzicach?! - głos zabójczyni łamał się z bezsilnej złości.

- Wszystko, czego ty nie wiesz... czego bogini wojny nie wie... o czym wkrótce się wszyscy boleśnie przekonacie...- basior wydał kilka nieokreślonych dźwięków, zadławił się krwią napływającą do jego gardła i wydał ostatnie tchnienie.

Vesna krzycząc na cały głos zaczęła napierać łapami na bezwładne ciało. Chciała cofnąć czas, teraz pozostały jej tylko desperackie próby wykrzesania z zabójcy krzty życia. Na próżno. Z trupa już nic nie wyciągnie, umarli nie mają głosu. Czarna rozpacz ogarnęła duszę fiołkowookiej wadery. Zrezygnowana usiadła na śniegu nie bacząc na tkwiącą w jej żebrach iglicę. Nie mogła wyjąć sprawiającego jej ból przedmiotu, to mogłoby grozić utratą zbyt dużej ilości krwi. Jednak ból fizyczny nawet się nie równał z okropnym poczuciem straty. Mogła się czegoś dowiedzieć, mogła znaleźć odpowiedź na któreś z nurtujących ją pytań.

Jej frustracja jednak nie trwała długo. Czekała ją jeszcze jedna, ostatnia i bez dwóch zdań najgorsza część pracy. Musiała zdobyć dowód na zabicie mordercy szczeniąt. Sięgnęła po ostrze umocowane przy postronku. Do ciała podchodziła powoli, z przesadną dozą ostrożności. Truchło leżało rozciągnięte na szkarłatnym śniegu. Vesna z niesmakiem przyjrzała się basiorowi i odnalazła na jego szyi odpowiednie miejsce do cięcia. Wzdrygnęła się, zamknęła oczy pomimo lat praktyki. Uniosła ostrze, westchnęła głośno, a następnie wykonała kilka zdecydowanych ruchów, by oddzielić głowę barbarzyńcy od reszty jego ciała. Gdy otworzyła oczy poczuła jakby świat przez chwile wirował. Nienawidziła tego, ale nie chciała, by alfa musiała polegać tylko na jej słowach, przyniesie konkretny dowód rzeczowy. Chwyciła postronek i dokładnie umocowała głowę basiora. Uniosła ją delikatnie za rzemień, nie chcąc jej dotknąć. Powoli pokierowała się w stronę siedziby watahy pozostawiając po sobie krwawe ślady na śniegu. Wilk, którego głowa bezwiednie zwisała przy łapach Vesny za życia był najprawdziwszym okrutnikiem. Mordował bezbronne szczenięta pozostawiając ich matki w gorzkiej rozpaczy i z poczuciem, że sprawiedliwość za jego czyny nie zostanie wymierzona. Na szczęście ów morderca doczekał się swojej kary. Vesna jednak nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że wiedział wiele o jej rodzicach i nie wyciągnęła od niego żadnych informacji, do których podświadomie tęskniła. Nie pamięta nic związanego ze swoją rodziną, nie wie jak wyglądali, jak się nazywali, co się z nimi stało... i czy jeszcze żyją. Wadera miała sobie wiele do zarzucenia, a przede wszystkim brak litości i zbyt szybkie pozbawianie wroga życia. Gdyby tylko mogła cofnąć czas o tych pół godziny! Gdyby wiedziała wcześniej, jak wiele informacji na jej temat posiada szczeniakobójca! Vesna opuściła lekko głowę. Może właśnie straciła jedyną szansę na poznanie, chociaż część swojej historii?

Z ponurym wyrazem twarzy wlekła się przez śnieżne zaspy. Nie umiała się cieszyć ze zwycięstwa, pomimo świadomości, że młode jej watahy są bezpieczne.

Idąc w stronę watahy intensywnie rozmyślała nad zaistniałą sytuacją. Nic innego jej teraz nie zostało, tylko analiza wszystkich usłyszanych z pyska basiora słów.

Gdy weszła na tereny zamieszkałe przez wilki, unikała każdego, by nikt nie zobaczył jej w tym stanie, a zwłaszcza jej dowodu na morderstwo. Z ponurą miną udała się dyskretnie do jaskini Alessy, by okazać jej trofeum i mieć już wszystko za sobą.

 

Koniec.