· 

Łapy splamione krwią- sennik

One shout #1

Oszronione róże

 

Silny mróz panował w zapomnianym lesie. Chłód był przeszywający, bezlitosny, wyjątkowy... i pomimo że jego źródłem była silna magia, wadera podświadomie czuła, że pochodził on z jej serca. Serca, którego istnienie większość poddawała pod wątpliwość. Między oszronionymi drzewami pędziła ruda błyskawica, nie zważając na fizyczne przemęczenie. Na jej sierści powoli krzepły strugi krwi. Fiołkowe oczy nie zdradzały żadnych uczuć, wydawały się być puste i nieczułe, ale w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Nikt nie chciałby ujrzeć tego, co naprawdę kryło się w zwierciadłach jej duszy. Zbyt wiele bólu, zbyt wiele goryczy, złości, krzywdy, straty i pełno pustki... pustki treściwej we wspomnienia i obojętność.

Oddech wilczycy był ciężki pomimo lat spędzonych na nauce panowania nad nim. Biegła przed siebie a w jej oczach coraz tylko szybciej migały korony drzew na tle szarego nieba. Raz tylko odwróciła się za siebie. Na jej oczach zamarzały liście i konary pokrywając się drobnymi kryształkami szronu. Świat bielał i obumierał w zastraszającym tempie. Śmierć puściła się w pościg. Wilczyca pozostawiała za sobą kłęby pary z pyska. Wiatru nie było wcale, wszystko pozostało w bezruchu czekając na nieuniknione zetknięcie z falą mrozu. Vesna nie słyszała nic poza własnym oddechem i biciem swojego serca. Wadera już nie kontrolowała niczego, biegła jakby bez swojego udziału. Teraz każda sekunda wydawała jej się niezwykle długa a wszystko, co widziała i czuła było dla niej odlegle i nierealne.

Pod łapami w jednej chwili poczuła niewyobrażalny chłód. Nie utrzymała równowagi, pośliznęła się i przeturlała.

Z wielkim wysiłkiem wstała na równe łapy i rozejrzała się wokół siebie. Stała na środku zamarzniętego jeziora. Tafla lodu od strony lasu pokrywała się wzorami, które mróz tworzył w zawrotnym tempie. Wilczyca odwróciła się w kierunku przeciwległego brzegu. Tym razem do szaleńczego biegu zaangażowała również pazury, które raz po raz tarły po lodzie zapewniając wilczycy lepszą przyczepność. Kłęby pary, które wydychała zasłaniały jej widoczność na ułamki sekund. Wydawało jej się, że na drugim brzegu znalazła się całą wieczność później. Znalazła się na otwartej przestrzeni, jej szanse na ucieczkę powiększyły się pozornie. Vesna opadała z energii, świat wirował, gdy biegła przez marznące pola. Łapy wadery bezwiednie odbijały się od ziemi usłanej martwym pokłosiem.

Po krótkiej chwili ujrzała zarys ruin, niegdyś wielkiego budynku, teraz był zaledwie odstającymi od fundamentu kamieniami, które ledwie świadczyły o jego dawnej świetności. W oddali, wokół budowli majaczył po części zawalony mur. Wilczyca coraz bardziej zbliżała się do starego grodu. Nie myśląc wiele, wpadła na dziedziniec niczym strzała. Rozejżała się, powoli łapiąc oddech. Poszarzałe kamienie w przeszłości obrosły roślinnością, teraz jednak, po dawnych naroślach pozostały martwe łodygi i suche cząstki niegdyś zielonego mchu. Kamienne płyty dziedzińca były przeraźliwie zimne, a widoczność przysłaniała lekko nowo powstała mgła. Wszystko było martwe i mogło się wydawać, że na próżno by w starym grodzie szukać krzty życia, jednak ono cały czas tam istniało, uparcie i wytrwale. Na środku dziedzińca rósł krzak róż. Czerwień kwiatów na tle wszechobecnej martwoty przywodziła na myśl krople krwi, które zleciały na śnieg tworząc kontrast. Vesna po raz kolejny odwróciła się za siebie. Szron pokrywał wzorami kamienne płyty i bezustannie zbliżał się w jej stronę. Nie chciała już uciekać, to nie miałoby sensu ani znaczenia. Wilczyca uświadomiła sobie, że to nie jest jej walka, to nie rozgrywa się konflikt między nią a zaklętym zimnem. To jest odwieczny konflikt między życiem a śmiercią. Nikt tu nie wygrywa ani nie przegrywa. Każdy jest tylko cząstką biegu wydarzeń. Wadera jeszcze raz spojrzała na róże. Ich delikatne, czerwone płatki powoli pokrywały się maleńkimi lodowymi kryształkami. To było piękne i zarazem przygnębiające. Vesna zwróciła wzrok w kierunku, z którego wcześniej przybiegła. Nagle cały świat ucichł, wszystko wydawało się nie istnieć. U wejścia do grodu stała postać odziana w biel. Jej suknia wydawała się być uszyta z mrozu i północnego wiatru. Długie kaskady bielszych niż śnieg włosów opadały faliście wzdłuż smukłej sylwetki, a ich końcówki stykały się z podłogą. Na głowie mroźnej damy idealnie równo leżał diadem wykonany z lodowych sopli tak ostrych, iż mogłyby zastąpić sztylety. Kobieta powoli podchodziła w stronę wilczycy a stukanie jej butów niosło się po całym dziedzińcu raz po raz przerywając głęboką ciszę. Każdy jej krok sprawiał, że na kamiennej posadzce pojawiały się niewielkie tafle lodu, które z czasem się powiększały. Wadera odczuwała coraz większy chłód, miała wrażenie, że zimno przenika jej kości.

 

Mroźna pani uklękła przy Vesnie i wpatrywała się w nią, swoimi wielkimi oczami pozbawionymi tęczówek i źrenic. Dwie czarne, jednolite, świecące kule, jakby jeziora smoły, lustrowały ją dokładnie. Skóra kobiety była przeraźliwie biała a kości policzkowe wystawały zdecydowanie za bardzo. Na jej twarzy na pierwszy rzut oka brakowało ust, ale one tam były, nienaturalnie cienkie i trupio blade. Postać powoli przybliżała się do wilczycy. Przekręcała głową delikatnie w obie strony nie zrywając kontaktu wzrokowego z waderą. Zabójczyni była pewna, że istota, którą przyszło jej oglądać z takiego bliska, nie była człowiekiem. Fiołkowooka wiedziała co ją czeka, ale nie czuła ani krzty strachu czy przerażenia. Była obojętna i niewzruszona w obliczu mroźnej śmierci. Patrzyła jej w oczy, wielkie, czarne oczy, w których widziała własne odbicie. Cisza zawisła w powietrzu potęgując i zwiększając pustkę odczuwaną przez wilczyce.

 

Kobieta wyciągnęła w stronę wadery dłonie chude i tak białe, że mogły się wydawać przeźroczyste. Ujęła jej pysk oburącz. Vesna poczuła jak przez jej ciało przechodzi silna fala mrozu. Wilczyca drgnęła lekko i spojrzała w dół. Sierść na jej łapach powoli szkliła się kryształkami lodu, które bezustannie rozprzestrzeniały się w górę. Przeniosła wzrok swoich fiołkowych oczu na twarz kobiety. Napotkała jedynie zimne i martwe spojrzenie czarnych jak węgle oczu. Z wysiłkiem odwróciła głowę w stronę krzaku róż. Piękne, zamarznięte kwiaty jako jedyne na całym dziedzińcu emanowały życiem. Ich czerwień wytrwale odpierała pochłaniający wszystko mróz. Właśnie z tym obrazem w głowie wilczyca chciała odejść w stan wiecznej zimy.

Blada dama, cały czas gładząc waderę po pysku westchnęła cicho. Dźwięk ten niósł w sobie coś, co przyprawiało o dreszcze. Pochyliła bladą twarz nad pyskiem zabójczyni i delikatnie musnęła cienkimi ustami jej czoło. Pocałunek śmierci wcale nie okazał się być najgorszą rzeczą na świecie, a wręcz przeciwnie. Wielkie brzemię ciążące na duszy Vesny znikło bez śladu, spadło niczym kamień w przepaść, pozostawiając po sobie tylko cichnący dźwięk. Wadera nabrała w płuca rozpaczliwie ostatni wdech, by po chwili pozostawić po nim tylko kłąb białej pary, który powoli rozpływał się w mroźnym powietrzu. W jej gasnącej świadomości widniał już tylko słodko-gorzki obraz zziębniętych róż.

 

Koniec.