Mruknęłam cicho, gdy coś połaskotało mnie po nosie. Podrapał am się po pysku i poszłam dalej spać.
- Vixen! Vixen! - usłyszałam głos. Najpierw otworzyłam jedno oko, a kiedy zobaczyłam rozmazany zarys Irni, uchylilam powieki drugiego. Ziewnęłam i zapytałam się:
- Co się... - w tym momencie okropny ból przeszył moją głowę. Syknęłam, a Irni spojrzała na mnie z przestrachem. Czekałam, aż ból minie lub choć trochę zelży, ale nic takiego się nie stało.
- Wszystko w porządku? - zapytała moja przyjaciółka. Przytaknęłam cicho, a wilczyca westchnęła. Przez załzawione oczy spojrzałam na nią i dostrzegłam zmieszanie na jej twarzy.
- Irni? - wpatrywałam jej się w pysk, zdezorientowana i trochę przestraszona - Co się stało?
- No...
- Co się stało? - ponowiłam pytanie, a w Irni najwyraźniej coś pękło.
- Przeniosłyśmy się w czasie! - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu. Po kilku sekundach zapytałam:
- Że co?!
- Przeniosłyśmy się w czasie! - powtórzyła wadera.
- Ale jak?! Czemu?! Kiedy?!
- Niedawno... Może kilkanaście minut temu. Nie wiem, czemu. A jak... - zawahała się.
- Gadaj - warknęłam już porządnie wkurzona. Irni spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Więc... - odetchnęła głęboko. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam Irni w takim stanie - Szłam Płomykowym Lasem, aż nagle usłyszałam głos. Mówił coś do mnie, ale nic z tego nie rozumiałam. Musiał to być jeden z tych prastarych, zapomnianych języków. W każdym bądź razie, poczułam, że muszę to sprawdzić, więc poszłam za nim.
- I co dalej? - przerwałam jej zniecierpliwiona. Wadera spojrzała na mnie groźnym wzrokiem, a ja zmieszałam się - Przepraszam, mów dalej.
- Tak więc, poszłam w stronę tego głosu. Naprawdę długo za nim szłam, a kiedy już doszłam, zobaczyłam coś dziwnego. W powietrzu unosiły się różnokolorowe płomienie. Byłam do nich sceptycznie nastawiona, więc w ogóle się do nich nie zbliżałam. Obserwowałam je tylko, gdy nagle poczułam, jak jakaś niewidzialna siła mnie do nich ciągnie. Próbowałam się uwolnić, ale nic nie działało. Kiedy znalazłam się jakieś pół metra od jednego z nich, reszta ułożyła się w ogrąg dookoła mnie. Kiedy rozbłysły nienaturalnym blaskiem i zaczęły się zacieśniać, pojawiłaś się ty.
- Ja? Skąd? - spytałam lekko zdezorientowana.
- No właśnie nie wiem. Po prostu się tam pojawiłaś i wyskoczyłaś do kręgu. W tym momencie pojawił się słup światła i Przenioslysmy się tutaj.
- Ale przecież jesteśmy w naszej watasze - powiedziałam i rozejrzałam się po miejscu. Była to Jaskinia Przejścia - Co prawda, nie jest to może i moja jaskinia, ale jednak.
- Ale tutaj nie ma naszego zapachu! W sensie, mojego! No bo jeżeli ja tu tyle czasu jestem, to powinien tu być także mój zapach. No, w sens...
- Spokojnie, rozumiem, o co ci chodzi.
Wciągnęłam powietrze w Jaskini nosem. Rzeczywiście, nie było tu zapachu Irni.
- Dobra, tu serio jest coś nie tak.
W tym momencie uslyszałyśmy głos Alessy. Tylko że różnił się od tego dobrze znanego nam głosu przywódczyni. Wymieniłyśmy zaciekawiona spojrzenia.
- Wszystkie wilki proszone o przyjście na Beztroską Polanę!
Według polecenia Alessy zjawiłyśmy się na Beztroskiej Polanie. Wokół nas były wszystkie wilki, tylko nigdzie nie było Etrii, Pausli, Quinna, Alice i Geralta. To samo w sobie było dziwne, ale najwyraźniej inni członkowie watahy nie przejęli się ich brakiem. Wzruszyłam ramionami i dołączyła do reszty wilków, które zgromadziły się przed Alessą. Wszyscy przyglądali się mi i Irni tak, jakby widzieli nas po raz pierwszy w życiu. Rozejrzałam się i podeszłam do Nuki. Spojrzał na mnie ponuro i odszedł gdzieś na ubocze. Było to przygnębiające, ale wtedy moją uwagę zwrócił fakt, iż przy Nuce nie było widać Dremurr.
- Witam wszystkich. - odezwała się Alessa, wygrywając mnie z zamyślenia. - Mam bardzo ważną wiadomość. Dziś - skinęła na mnie i Irni - Dwie wadery przyłączą się do naszej watahy.
,,Że co?!" pomyślałam. Apelując już od tego, że Irni przyszła wcześniej ode mnie (pomińmy ten fakt, ok?), to przecież my dołączyłyśmy mnóstwo czasu temu! Wymieniłyśmy przerażonego spojrzenia z Irni. Alessa odkaszlnęła i skinęła na nas.
- To jest Inri - wskazała na moją towarzyszkę - A to Nixev.
- Eee... - przerwałam nieśmiało Alessie - Nie Nixev, tylko Vixen...
- Ha ha, bardzo śmieszne - odezwał się ktoś z tłumu. Na przód wyszedł Arelion we własnej osobie.
- Noilera... - zaczęła Alessa, ale ten natychmiast jej przerwał:
- Asselo, naprawdę mamy kogoś takiego przyjąć do naszej watahy?! - obdarzył nas nieprzyjemnym spojrzeniem - Takie pospólstwo?! Dwie zwykle wilczyca, które przybyły z watahy morderców?! Naprawdę chcemy kogoś takiego u siebie mieć?! - odwrócił się do tłumu. Poczułam smutek na słowa Areliona. Poszukałam znajomych twarzy, ale żaden pysk nie wyglądał jak ten, który zapamiętałam. W ostatniej desce ratunku spojrzałam błagalnie na Nukę. Arelion natychmiast to spostrzegł i odwrócił się w jego stronę - Akun, znasz je? Wiesz, że powinieneś się przyznać, prawda? - zaczął się zbliżać w stronę Nuki, a ja oglądałam to że skamieniałą że strachu twarzą.
- Nie. - powiedział Nuka. W tym momencie nie wytrzymała i poderwalam się z miejsca.
- Ty zdrajco! - wrzasnęłam w stronę Nuki, a moje oczy zabłysły z wściekłości.
Ziemia zaczęła drżeć, a po chwili ogromny kawał ziemi oderwał się od reszty. Zrzuciłam go na Nukę, a gdy basior znił pod stosem, zaniosłam się płaczem i uciekłam w stronę Jeziora Dusz. Po chwili dogoniła mnie Irni. Otarłam się o mnie w geście pocieszenia, a ja spojrzałam na nią załzawionymi oczyma.
- Dlaczego?! - wyszeptałam poprzez łzy. Przyjaciółka nic nie powiedziała, tylko przytuliła mnie. Pozwoliłam ciec łzom, przerażona tym, co się tu działo. Nie poznawalam nikogo, a fakt, że zachowywali się w ten sposób tylko pitegowal mój strach. W dodatku nigdzie nie było ani Alice, ani Etrii, ani nikogo innego z moich najlepszych przyjaciół. Co im zrobili? Co się z nimi wszystkimi stało? Te pytania nie dawały mi spokoju.
- Firenzo - wyszeptałam. Irni spojrzała na mnie zdegustowana, a ja zaczęłam powtarzać imę mojego feniksa coraz głośniej, tak, że po chwili wrzeszczałam jak w jakiejś agonii - Firenzo! Firenzo! FIRENZO!!!
Nic się nie stało. Nigdzie nie było ani śladu mojego pupila.
<Irni?>