· 

Ket

Zimno.

Teoretycznie moje grube futro powinno być odporne na niskie temperatury, lecz najwyraźniej nie w tym przypadku. Byłem zmarznięty do szpiku moich wilczych kości.

Dlaczego ja tutaj przyszedłem?

 

A, no tak.

Instynkt.

 

Mój instynkt nigdy się nie myli. Gdy czuję, że powinienem coś zrobić, to robię to bez wahania. Dlatego, gdy poczułem, że mam iść właśnie do tego zasypanego śniegiem lasu, zrobiłem to jak najszybciej.

 

Dremurr zostawiłem pod opieką Samaela, Pausli i Alice, jako że są oni opiekunami. Z tego co wiem, całkiem nieźle się również dogadują z Ketosem, więc chyba nie będzie z nią większych problemów. Mam nadzieję. W każdym razie, mała na pewno znajdzie sobie jakieś zajęcie, znając ją będzie to polowanie na zające albo przechadzka po terenach watahy. Arris jej przypilnuje, w końcu tak wyszkoliła go Alessa.

Ale wracając do tematu.

 

Takim oto sposobem przemierzałem las, stąpając po śniegu na sztywnych, zziębbiętych łapach, starając się w jakikolwiek sposób rozgrzać swoje ciało. Bezskutecznie. Śnieg i lód sprawiały, że wszelkie ciepło z mojego organizmu uciekało na zewnątrz, a ja powoli traciłem siłę na dalszą wędrówkę.

Nagle usłyszałem pohukiwanie sowy.

 

Obejrzałem się w stamtąd stronę, a ptak podleciał do mnie i usiadł mi na grzbiecie. Momentalnie zalała mnie fala ciepła, a cała moja energia powróciła do mnie tak szybko, że przez chwilę stałem otępiały w miejscu, chybocząc się na boki. Spojrzałem jeszcze raz na śnieżnobiałą sowę, która teraz wydawała odgłos przypominający mruczenie. Uczepiła się pazurami mojego futra, lecz ja prawie tego nie odczuwałem. Podskoczyłem, chcąc by odleciała, lecz ta jedynie mocniej się mnie chwyciła.

Westchnąłem, wypuszczając obłoczek pary z pyska.

 

- No dobrze. Skoro chcesz mi towarzyszyć, nie ma sprawy.

Sowa zaskrzeczała.

- Mógłbym cię w sumie jakoś nazwać... - powiedziałem po krótkim zastanowieniu. - Pasuje ci imię... Pantalaimon?

Sowa zleciała że mnie i wylądowała na lodzie. Zaczyna skrobać po nim pazurem, aż w końcu znowu wzbiła się w powietrze i uczepiła mnie. Odczytałem: Ket.

 

- Ket?

 

Ptak zahuczał głośno.

 

- Dobrze, Ket. Wracajmy do watahy.