Wymieniłam z Nuką zdziwione spojrzenia. Nagle w twarze buchnął nam jakiś fioletowy dym, a Juna zniknęła. Kaszlnęłam kilka razy, a Nuka wychrypiał: - No, to mamy co robić.
Spojrzałam na niego, a on tylko uśmiechnął się figlarnie. Cichutko zachichotałam i ruszyłam w swoją stronę. To znaczy, myślałam, że w swoją stronę, ponieważ po chwili Nuka zrównał się że mną i dał mi kuksańca. Odwdzięczyłam mu się tym samym, a on zaśmiał się i ponownie wymierzył mi kuksa. Przepychaliśmy się tak dobre kilka minut, dopóki nie skoczyło na nas jakieś drobne ciałko. Doprecyzowując, na mnie. Prosto na grzbiet. Wrzasnęłam ze strachu i zaczęłam biegać bez opamiętania w kółko, dopóki Nuka nie zatrzymał mnie i nie strząsnął że mnie tamtej małej istotki.
Spokojnie to tylko wiewiórka.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
Tylko wiewiórka?! To ile musiała się nażreć, skoro była taka ciężka?!
Nuka zaśmiał się, a ja razem z nim. Śmialiśmy się, a Nuka ponownie dał mi kuksańca, po czym zaczął zwiewać.
Oooo nie, tak to nie będzie! - krzyknęła w myślach i popędziłam za wilkiem. Biegaliśmy po lesie, na zmianę się goniąc. Nasze śmiechy rozbrzmiewał między drzewami, a ja czułam się tak, jakbym znowu była szczeniakiem. Skakaliśmy na siebie, uciekaliśmy przed sobą, a nasze łapy same nas prowadziły, jakby od początku wiedziały, co mają robić i dokąd zmierzać. Misja polecona nam przez Junę wyleciała nam z głowy, zupełnie jakbyśmy nigdy nie natknęli się na boginię. W pewnym momencie Nuka potknął się i przewrócił na mnie. Przez chwilę turlaliśmy się, raz on był na górze, raz ja. Kiedy w końcu zatrzymaliśmy się, to Nuka górował, a nasze pyski znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.