Woda delikatnie muskała moje łapy. Obok mnie Firenzo krzyknął cicho, a jego płomienie lekko zwiększyły objętość. Wiatr rozwiał moją sierść. Mój feniks już wcześniej dał mi znać o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby ktoś tu zapomniał, z kim ma doczynienia? W końcu, gdy byłam w wielkiej furii, zamieniałam się w istną maszynę do mordowania. Nikt wtedy nie chciałby się ze mną zmierzyć. A jednak znalazł się śmiałek. Cóż, chyba ktoś chce powiedzieć ,,pa pa" temu światu. Zaśmiałam się szyderczo i spojrzałam w niebo. Niedługo słońce schowa się za szczytami. Ale ono przynajmniej wróci. A mój przeciwnik? No cóż, wątpię. Firenzo wzbił się w powietrze. Dla mnie był to wyraźny sygnał.
Czas powiedzieć ,,pa pa, Alice"
Odliczałam czas. Moje serce waliło mi w piersiach, a ja sama stałam na wzgórzu. Czekałam na moją przeciwniczkę. Przęknęłam gulę. Uspokoiłam się i pomyślałam: ,,Nie, Alice! Dasz sobie z nią radę. Jesteś silną wojowniczką, pokonasz tę idiotkę!". Odetchnęłam parę razy głęboko. To prawda. Jestem naprawdę silna. I inteligentna. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji, ale teraz prychnęłam drwiąco. Przypomniałam sobie zaciekłą minę wadery. To niemożliwe, żeby ona była silniejsza i lepsza ode mnie. Przeciągnęłam się tak, że aż w kościach mi strzyknęło. Miałam dla niej jedną informację przed jej śmiercią.
,,Pożegnaj się z przyjaciółmi, Vixen"
Pojawił się księżyc. Dwie piękne wadery stanęły naprzeciw siebie. Jednej z nich towarzyszył feniks, ale ta szepnęła coś do niego i zwierzę po chwili wahania odleciało. Przeciwniczki przez chwilę mierzyły się wzrokiem, po czym ruszyły do ataku. Obie wiedziały, że któraś z nich zginie. Polała się krew.