Ponure Bagna n a p r a w d ę były ponure.
Bardzo ponure.
W tym miejscu dało się odczuć silną, mroczną energię, przeszywającą wilka do szpiku kości. Mi ona nie przeszkadzała, odczuwam ją zawsze i wszędzie, jednak Asgorowi wyraźnie ona nie pasowała. Złożył skrzydła i schylił łeb ku ziemi, jak to mają w zwyczaju wilki powiązane z żywiołami dnia, życia i całej tym podobnej reszty, gdy coś im popsuje humor.
Mojego humoru już nie da się zepsuć, i dobrze. Nietrudno w tym miejscu o depresję.
As popatrzył się na mnie tak, jakby chciał powiedzieć "zabierz mnie stąd".
Nie ma mowy. Jak już mnie wyciągnął z jaskini, to teraz długo do niej nie wrócimy.
Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w głąb Bagien. Asgore podążył za mną, rozglądając się nerwowo.
- Jak ci się podoba wycieczka? - spytałem z uśmiechem.
Wilk wyprostował się.
- Jest cudowna.
- Oj Asgore, nie wysilaj się na sarkazm. Mnie i tak nie przebijesz, a dobrze wiesz, że inaczej to nie ma sensu.
Prychnąłem i zacząłem biec.
Energia Ponurych Bagien wzmocniła mnie, toteż Asgore, który na ogół jest szybszy ode mnie, tym razem miał spory problem z podążeniem za mną, a co dopiero z dogonieniem mnie. Cieszyło mnie to, co było miłą odmianą.
Biegłbym jeszcze długo, lecz coś mi się nie zgadzało. Powietrze miało inny zapach, czegoś mi w nim brakowało. Czegoś wyraźnego. Odwróciłem się i rozglądnąłem.
Asgore.
Brakuje Asgore'a.
Truchtem ruszyłem z powrotem, tą samą ścieżką. Wołałem wilka po imieniu, równocześnie zastanawiając się, gdzie mógł się zgubić. Zaglądałem do pni drzew, obserwowałem niebo, tropiłem zgubę po zapachu. Nic. Zero. Asgore jakby przepadł.
Nagle usłyszałem wycie i natychmiastowo ruszyłem w tamtą stronę. Nasłuchiwałem uważnie, aż znalazłem cel.
Z jednego z bagien wystawał pysk szarego wilka.
Asgore?