Fiołkowooka wadera kiwnęła alfie głową w geście pożegnania i ostrożnym krokiem udała się w stronę szlaku
wyznaczonego przez czerwone runy. Schody były śliskie i dość strome, a z sufitu raz po raz skapywały pojedyncze krople wody, których dźwięk niesiony był zewsząd przez echo tworząc akustykę typową dla zapomnianych, podziemnych przejść. Jedyne światło, które rozświetlało wilczycy drogę pochodziło z jarzących się na czerwono run zapisanych w starszej mowie, przez co wszystko skąpane było w przecinającej mrok czerwieni, której krwista poświata odbijała się na każdej kamiennej płycie. Vesna stawiała swe kroki najciszej jak mogła, więc gdyby nie woda przedostająca się przez szczeliny korytarza, zapanowałaby grobowa cisza. W powietrzu czuć było stęchliznę a im niżej znajdowała się wadera, tym bardziej odczuwała niską temperaturę. Na jej do teraz przemoczonych łapach z czasem pojawiła się cienka warstewka lodu a kamienne płyty, po których stąpała przywodziły na myśl tafle zamarzniętej rzeki. Jeszcze przed chwilą skapująca woda, zakrzepła a wilgoć, która unosiła się w powietrzu zmieniła się w mroźne powietrze szczypiące w nos i oczy niczym dym.
Czerwone światło rzucane przez runy zdawało się być ogniskiem niedającym ciepła, gdyż pomimo płomiennej barwy, w której skąpany był tunel, wszędzie dominował przejmujący chłód. Przy każdym oddechu z pyska wadery wydobywały się kłęby pary, która w połączeniu z tutejszym oświetleniem wyglądała jakby wilczyca ziała ogniem.
Nie wiedziała ile czasu wpłynęło od pożegnania z alfą, wydawało jej się to odległą przeszłością, a promienie zachodzącego słońca -nikłym wspomnieniem. Nagła zmiana w krajobrazie zaskoczyła ją. Schody skończyły się a wadera znalazła się w pomieszczeniu wyglądającym jak sala balowa. Pomimo panującej wokół ciemności, wilczyca bez problemu dostrzegała detale bogato zdobionych ścian, które setki lat temu musiały wyglądać niczym dzieło sztuki, teraz zaś, poszarzałe i popękane przywodziły na myśl ruiny twierdzy, na których czas mocno odbił swoje piętno. Jej uwadze nie umknęły również ślady sadzy i osmalone filary a gdzie niegadzie trudno było odróżnić wszechobecny kurz, od popiołów. Dopiero teraz Vesna zauważyła zwęglone szczątki leżące pod przeciwległą ścianą. Nie wiele z nich przetrwało próbę czasu na tyle, żeby móc dokładnie określić ich pochodzenie. Po głębszej analizie wadera uznała, że prawdopodobnie należały one do elfów. Historia tego miejsca wydawała się doprawdy intrygująca, jednak czy zabójczyni chciała ją poznać? Miała co do tego spore wątpliwości. Czegóż miałaby szukać w tym opustoszałym i martwym miejscu? Na odpowiedź nie musiała wcale długo czekać, jednak nieco ją ona przeraziła. Zupełnie jakby otoczenie znało jej myśli, spod jej łap wyłoniła się ścieżka z tak dobrze jej znanych i wciąż niezrozumianych czerwonych run, prowadząca w do teraz ledwo widoczną dla wilczycy część sali, gdzie nagle
poszarpany materiał służący pewnie za ozdobną kotarę, rozwiał się ukazując niewielkie drzwi. Vesna niepewnie ruszyła w tamtym kierunku. Sceneria nie napawała optymizmem a jak wiadomo, za zaklętymi drzwiami nie może znaleźć nic dobrego. Wilczyca pchnęła drzwi i jęknęła w duchu, gdy ujrzała kolejne, nie wiadomo jak długie schody, z tą różnicą, że te były spiralne.
Gdy tylko postawiła łapę na pierwszym stopniu poczuła jakieś dziwne żłobienia. Wystarczyło spojrzeć pod nogi a rozwiązanie stało się jasne, schody, jak i obręcze wykonane były z kości drobniejszych zwierząt, ale też gatunków, które zdaniem Vesny błędnie nie był wpisywane pod zwierzęta. Schody opadały spiralą przez wiele metrów i dobrych kilka chwil później wilczyca ujrzała długi, zamglony korytarz.
Wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia miała wrażenie, że w jej życiu jest to najczęstszy widok. Oczywiście i tutaj towarzyszyły jej runy, wskazując drogę wzdłuż tunelu co najmniej jakby miała możliwość gdzieś tu zbłądzić. Nagle stanęła jak wryta. Gdzieś, z daleka dochodził do jej
wrażliwych uszu ledwo słyszalny dźwięk gwizdania. Vesna dobyła sztylet i stawiała kroki bezszelestnie podążając w stronę niepokojącego dźwięku. Nie mógł to być podmuch wiatru, ale wadera podejrzewała , że może mieć omamy, bo przecież wszystko wydawało się być takie realne i namacalne jednak w jakimś sensie bardzo odległe. Co chwilę po jej ciele przechodziły ją dziwne dreszcze
jednak nie przez panujący chłód. Dręczące uczucie czyjejś obecności nie dawało jej spokoju i wprawiało w lekką nerwowość. Dopiero chwile później była w stanie dopasować słyszany dźwięk do tych, które były jej znane. Nie miała do czynienia z żadnym potworem, choć co do tego nigdy nie była pewna. Ktoś, nie coś, gwizdał najwyraźniej z nudów a owa melodia niesiona była przez echo. Wilczyca doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że za chwilę stanie przed czyimś obliczem. Głos rozsądku kazał jej zawrócić i wyjść z przeklętego podziemia, jednak gdyby ona słuchała go w takich sytuacjach, wcale nie wykonywałaby swojego fachu. Zlecenia zawsze były jedynym powodem, dla którego Vesna musiała na chwile wyzbyć się roztropności. Nie musiała długo czekać, a jej oczom ukazała się postać basiora siedzącego przy biurku.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy były latające wokół niego jarzące się na czerwono cienie przypominające dusze wilków. Z niepokojem stwierdziła, iż ów basior również ją zauważył i lustruje ją wzrokiem swoich jakby martwych ślepi. Zaprzestał wydawania denerwujących dźwięków a na jego posępną do teraz twarz wpłynął cień ironicznego uśmiechu. Wadera nie widząc innej opcji, podeszła bliżej zachowując na twarzy ten sam, od dawien dawna niezmienny wyraz, zimny i poważny. Nieznajomy siedzący w odległości około pięciu metrów obnażył swe nienaturalnie długie kły a z gardła wydał wrogie warknięcie, które szybko przerodziło się w najprawdziwszy ryk. W zaledwie ułamku sekundy stal sztyletu świsnęły w powietrzu odbijając na krótki moment czerwone światło run niby płomienna iskra wydobyta przez letni wiatr spomiędzy gałęzi gasnącego ogniska. Vesna musiała ponownie dobyć schowanej przed chwilą broni a sądząc po zaskoczonej minie basiora, poszło jej to w zawrotnym tempie. Na ten widok ledwo powstrzymała złośliwy uśmiech cisnący jej się na usta. Złowroga cisza zawisła w korytarzu a oba wilki lustrowały się nawzajem spojrzeniami. Wadera była pewna, że owa postać jest swojego rodzaju strażnikiem podziemi, jednak jak wiadomo taki strażnik musi mieć nad czymś pieczę i nie może to być żadna błahostka... bo przecież i Vesna nie przyszła tu szukać błahostek, przyszła po coś ważnego, mającego potężną moc, pilnie strzeżonego, niedostępnego... jednak gdyby ona tylko wiedziała po co... czym ma się okazać zbawczy przedmiot, a może to nawet nie jest rzecz? Nie odgrywało to jednak teraz znaczącej roli, gdyż na drodze po ów artefakt stał potężny wilk o przeraźliwie pustym spojrzeniu, które bezustannie skakało po twarzy wadery jakby jego właściciel próbował odgadnąć wszystkie jej emocje, których sam zdawał się nie mieć. Fiołkowe oczy wilczycy z taką samą dokładnością czujnie badały wszystkie szczegóły w zachowaniu i postawie nieznajomego. Atmosfera zgęstniała tak, że można by było ciąć ją nożem. Żadne z nich nie kwapiło się specjalnie, żeby przerwać ciszę, która powoli stawała się niezręczna. Basior zastrzygł uszami i znowu usiadł za starym, misternie żłobionym biurkiem. Postanowił jako pierwszy zakończyć i tak już długo trwające, obopólne milczenie.
-Czy tam, na górze macie taki zwyczaj, żeby na nieznajomego broń wyciągać?- Spytał głosem lekko ochrypniętym nieprzyjemnym.
-Tak.-odpowiedziała wadera- oczywiście, jeśli nieznajomy zaczyna w naszą stronę obnażać zębiska i warczeć.-kontynuowała poważnym tonem głosu.
-Ciekawe macie zwyczaje, a teraz odłóż to natychmiast.-
Wadera schowała sztylet i ponownie wbiła swe przenikliwe spojrzenie w pysk nieznajomego.
-Wiesz jak szybko można to wyjąć, prawda?- spytała z góry jednak znając odpowiedź.
-Wiem, wiem. A ty zapewne przyszłaś tu, żeby wypełnić przepowiednie, to znaczy, że wyszedł na powierzchnię, prawda?-zamyślił się basior.
-Co wyszło na powierzchnię?- dopytała Vesna chcąc się upewnić nie tyle o gatunku potwora jak o wiedzy strażnika. Ten, zaśmiał się gorzko.
-Jakże możesz nie wiedzieć, skoro zostałaś wybranką do tej misji?
-Wybranką?- powtórzyła.
-A jakże! Tylko wybrańcy mogą zejść w to miejsce.
-Czyji wybrańcy?- dalej dopytywała wilczyca.
-A co cię obchodzi czyji? Wybrańcy to wybrańcy, ale ja wiem, że jest ich zawsze dwóch. Gadaj, kto z tobą zszedł w podziemia?- ton głosu basiora stał się rozkazujący i ponaglał do odpowiedzi. Wadera jednak milczała zastanawiając się nad nagłym zainteresowaniem nieznajomego. Podświadomie czuła, że nie powinna mówić o Alis. Vesna miała pewną umiejętność podczas rozmów, zawsze dopasowywała się do swojego rozmówcy. To znaczy, że gdy mówiła z wilkami wysoko postawionymi albo z takimi, które były kulturalne zawsze starannie dobierała słowa, natomiast gdy dyskutowała z opryszkami i kuglarzami nie siliła się na wyżyny elokwencji, a nawet używała słownictwa mniej eleganckiego. Mówiąc prościej dopasowywała się do każdego, przez co wszyscy mogli ją zrozumieć. Jednak co do strażnika podziemi miała wątpliwości jak ma się do niego zwracać więc częściej milczała niż mówiła. Nie umknęło jej uwadze podirytowanie wilka spowodowane zapewne jej przywarą, która polegała na odpowiadaniu na pytania, pytaniami. Tym razem musiała jednak zaryzykować...
-A czy to ważne z kim przyszłam?- wypytywała dalej, pomimo iż widziała jak w jej rozmówcy wzbiera złość.
-Pal licho, nieważne!!! Nic mnie to nie obchodzi! Męczyć mnie przyszłaś?!- basior miotał się za biurkiem jakby w konwulsjach oburzenia a Vesna próbowała zachować niczym niezmącony spokój, jednak było to szalenie trudne biorąc pod uwagę, iż ów wilk się opluł.
-Ty już tam dobrze wiesz, po co przyszłam...- Samka skierowała wzrok swoich fiołkowych ślepi na strażnika posyłając mu wymowne spojrzenie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każda minuta zwłoki może przekreślić czyjeś istnienie albo – co gorsza – zagrozić życiu watahy. Trafnie można by powiedzieć, iż wadera była zniecierpliwiona, jednak z wiadomych względów nie dawała tego po sobie poznać. Uważnie obserwowała każdy ruch nieznajomego. Zapadła grobowa cisza, podczas której oboje lustrowali się wzrokiem próbując złamać szyfr kamiennych twarzy, zdjąć maskę obojętności, pod którą skrywają się zwierciadła duszy. Wadera nigdy nie widziała tak pustego spojrzenia. Nawet u potworów lub najgorszych możliwych wilków zawsze na dnie oczu można było dostrzec uczucia, zwykle strach lub rządzę mordu. Strażnik podziemi był wyjątkiem, rozwiązanie zagadki martwego spojrzenia było proste, on nie posiadał duszy.
-Racja, wiem, po co przyszłaś...- basior przerwał ciszę a na jego twarz wpłynął ironiczny i złośliwy uśmiech- jednak uwierzmi, że nie po to siedzę tu setki lat, żeby po prostu wskazać ci drogę, twoje zadanie będzie znacznie trudniejsze.
-Chętnie dowiem się czegoś więcej o tym zadaniu.- wadera podeszła bliżej do biurka nieznajomego.
-A więc ty nic nie wiesz... Pewnie przybyłaś tu z jakiegoś świętego zadupia i przez przypadek zostałaś wybranką nawet nie zapoznając się z przepowiednią, cudownie... - warknął pod nosem.
-Poniekąd racja. Jednak zwój z przepowiednią został rozcięty a to, co z niego zostało jest przechowywane w boskich bibliotekach. Miejmy to już za sobą, gadaj co mam zrobić, bo spieszno mi ratować wszechświat...- rzuciła sarkastycznie fiołkowooka.
- Przecięty zwój, powiadasz...-wyszeptał basior.- A jeśli chodzi o twoje aktualne powinności, sprawa jest taka-wstał i cofnął się kilka kroków od zdobionego biurka, po czym chwycił za materiał czerwonej płachty zwisającej na przeciwległej ścianie. Jedwab opadał na ziemię falując delikatnie uwalniając się tym samym z mnóstwa osiadającego na nim kurzu. Odsłonięte zostały niewielkie wrota, wyglądające niczym drzwi pilnie strzeżonej celi. Podwójne żelazne kraty skrępowane były dodatkowo łańcuchami a ogromna kłódka przypięta na samym środku łączyła je razem. Za metalowymi żerdziami widniała tylko nieprzenikniona ciemność. -To są zakazane katakumby, w nich kryje się zbawienie, jak i śmierć. Tam zamieszkują potwory, których nigdy nie spotkałaś i siły, o których nie miałaś pojęcia. Labirynt z najprawdziwszych kości kryje najmroczniejsze sekrety.- powiedział strażnik, spoglądając na Vesnę złowrogo.- Ale musisz najpierw zdobyć klucz, który tak się składa, że ja mam.- kontynuował wskazując na łańcuszek prawie niewidoczny przez zakrywające go futro na szyi basiora.
- Więc w jaki sposób mogę zdobyć ten klucz?- zapytała wadera jakby lekko znudzona i obojętna.
- Musisz mnie wyzwać, do czego tylko chcesz, do broni, zadaj zagadkę, obojętne. Jeśli przegram, klucz jest twój, jeśli natomiast wygram, trafiasz pod opiek Pluto do krainy zmarłych. - wilk wyszczerzył się z wyższością.
- Do broni powiadasz? - upewniła się wadera, na co strażnik zarechotał paskudnym śmiechem.
-Tak, dobrze słyszałaś! Do broni!- cały czas nie przestawał się śmiać - Czy ty naprawdę myślisz, że dasz radę mnie zabić?- zadrwił. Vesna na te słowa rozsiadła się wygodniej przed biurkiem i wyszczerzyła zęby w złośliwy uśmiech. -Taka jesteś cwana? No dalej, wyzwij mnie...
-Wyzwę, możesz mieć pewność, jednak nie do broni, to byłoby za łatwe. Jak ci na imię?
-Po co chcesz poznać moje imię?
-Sądze, że może to nam ułatwić dalszą rozmowę...- rzekła wadera, przyciszając lekko głos.
-Theon, twój najgorszy koszmar...- powiedział i wyszczerzył zęby w fałszywym uśmiechu.
- Wiesz co? W życiu nawet nie miałam tylu koszmarów, ilu przeciwników mi się w ten sposób przedstawiało, to zaczyna być nudne. Wracając do tytułów, ja jestem V...-nie zdążyła się przedstawić, gdyż basior jej przerwał.
-Psia krew, wiem kim jesteś. Myślisz, że przez te setki lat siedzę tu i nie wiem na kogo czekam? Wyzwij mnie, mam już dość twojej osoby, im szybciej cię ukatrupię, tym lepiej dla mnie.
-Również nie powiem, żeby twoje towarzystwo było mi miłe. Więc zakończmy to, oto moje wyzwanie: podaj wino.- powiedziała wadera poważnym głosem.
-Na odwagę?- zadrwił Theon teatralnie- Albo chcesz sprawdzić kto ma mocniejszą głowę?
-Sprawdzimy, komu dopisuje szczęście...- wyszeptała wilczyca, pochylając się nad biurkiem. Basior zaśmiał się pod nosem jednak jakoś mniej pewnie niż dotąd. Wymamrotał pod nosem jakieś słowa tak cicho, że nawet wyczulone uszy samki nie były w stanie ich rozróżnić. Wtem na stole znikąd pojawiły się dwa złote kielichy i niewielki gąsior* wypełniony czerwonym winem. Strażnik próbował doszukać się zaskoczenia bądź zdumienia na twarzy Vesny, jednak na próżno. Rozlał intensywnie pachnącą zawartość naczynia do pucharów i spojrzał na waderę ponownie wzrokiem drwiącym. Fiołkowooka sięgnęła za swój skórzany pas, by następnie wydobyć z sakiewki niewielką fiolkę.
-To jest silna trucizna, połączenie cykuty (szalej jadowity) z pokrzykiem wilczej jagody (Belladonna). Wleję zawartość tej fiolki do któregoś kielicha, nie zobaczysz którego, a następnie wybierzesz jeden z pucharów i wypijesz do dna.- rzekła z grobową miną.- Oto moje wyzwanie.
Theon był przez moment wyraźnie skołowany. Jego martwy wzrok skakał po twarzy samki szukając jakiejś oznaki wskazującej na to, że wadera żartuje, jednak na próżno. Kiwnął głową niechętnie. Vesna pochwyciła kielichy, odwróciła się, szarpnęła zębami korek fiolki, a następnie wykonała kilka szybkich ruchów poza obrębem wzroku Theona tak, iż ten nie był w stanie niczego zobaczyć. Zawartość flakonika zniknęła rozpływając się bez śladu w czerwonym winie. Następnie wilczyca odstawiła puchary na biurko, jeden bliżej strażnika, drugi bliżej siebie.
-Wybieraj Theonie.- rzekła głosem spokojnym i przenikliwym a jej wzrok kołował po zakurzonych ścianach.
Basior zaczął uważnie obserwować kielichy, jak i wąchać ich zawartość a jego spojrzenie bez przerwy wędrowało na pysk wadery jednak ona nad wyraz unikała jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
-Pewnie postawiłaś truciznę dalej od siebie...-warknął porywając w łapy puchar stojący bliżej niego. Gdy już miał przechylić go do ust zawahał się.- A może właśnie chciałaś, żebym tak myślał...-warknął wymieniając go na drugie naczynie. I tym razem jednak dopadły go wądpliwości, gdy tylko ujrzał drwiące spojrzenie samki. Z brzdękiem odłożył kielich i ukazał rząd długich kłów.-Ty przebrzydła suko, nawet jeśli nie zdechniesz teraz to w katakumbach czeka cię pewna śmierć!- wysyczał Theon przez zaciśnięte zęby.
-Po pierwsze- warknęła- nie suka, tylko wadera a po drugie pij wać pan to wino, bo zaczynam podejżewać, że masz królicze serce.- oparła łapy na drewnianym blacie biurka i wbiła w niego przenikliwe spojrzenie fiołkowych oczu. Strażnik wahał się jeszcze przez chwilę i zmieniał kielichy jednak teraz z większą złością i pasją niż wcześniej. Po wielu nerwowych chwilach basior podjął ostateczną decyzję i chwycił puchar roztrzęsionymi łapami. Vesna, wziąwszy ten, który został uniosła go na wysokość swojego pyska, a gdy Theon uczynił tak samo przybliżyli kielichy tak, by te się stuknęły jeden o drugi. W tym momencie po korytarzu echem poniósł się głuchy brzdęk a siedzący przy biurku przystawili puchary do ust i zaczęli pić wyborny, aczkolwiek śmiertelnie niebezpieczny napój. Następnie, gdy kielichy były opróżnione do dna, oboje postawili je przed sobą. Nastąpił moment pełna napięcia i oczekiwania na najgorsze, jednak chwila minęła a nadal nic się nie działo.
-Widzisz! Nic mi nie jest! Jestem całkiem zdrowy i czuje się świetnie!- Theon podniósł się raptownie wyszczerzając zęby w paskudny uśmiech, który znikną tak szybko, jak się pojawił. -W którym kielichu była trucizna?- Strażnik wlepił w Vesne swoje martwe spojrzenie.
Wadera spokojnie uniosła łeb i spojrzała na niego z ukosa. Z odpowiedzią nie było jej spieszno, doskonale wiedziała, że basior sam się domyśli jednak postanowiła zdradzić mu ten sekret.
-W obu.- powiedziała a jej głos był zimny i śmiertelnie spokojny. Theon zatrząsł się bynajmniej nie przez działanie trucizny, zaczął odczuwać panujące w korytarzu zimno.
-Jak to?- wysapał z niedowierzaniem.
-Jestem uodporniona na większość trucizn, dostawałam to cholerstwo od dziecka.- rzekła znudzona obserwując uważnie towarzysza, który miał minę jakby właśnie oberwał czymś w głowę. Wadera znała przebieg działania substancji więc domyśliła się, że Theon zaczyna drętwieć wskutek działania cykuty.
-Wreszcie jesteś uwolniony z tego miejsca. Pluto weźmie cię w opiekę.- samka kiwnęła głową w stronę strażnika.
-Tak... racja... spotkamy... się po... drugiej stronie.- wypowiedział basior łamiącym się głosem.
-Spotkamy się po drugiej stronie...- powtórzyła wilczyca. Theon osunął się powoli na ziemię. Vesna wstała, obeszła biurko i stanęła nad nieboszczykiem. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że na jego martwej twarzy spoczywa uśmiech osoby wyzwolonej spod jarzma losu jakby z jego serca spadł bardzo ciężki kamień. Wadera przez chwile miała wątpliwości czy nie jest to efekt psychoaktywnego działania pokrzyku wilczej jagody mimo to wierzyła, iż strażnik odszedł w pokoju. Westchnęła w duchu, tak dawno nikt nie osunął się na ziemię za sprawą jej działania, ale, jak wiadomo sprawa była konieczna. Pochyliła się nad trupem i bezceremonialnie zerwała z jego szyi łańcuch z kluczem, którego wygląd nieco ją zaszokował. Nie tylko jego budowa wydawała się dziwna jednak najbardziej szokującym elementem owego klucza było duże zielone oko. I nawet nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta gałka się nie ruszała.
Dziwaczna ozdoba wodziła wzrokiem za wilczycą i wydawało się, że dokładnie obserwuje otoczenie. Vesna poczuła jak robi jej się niedobrze, gdy odkryła, że to oko jest prawdziwe i naprawdę ją widzi. Otrząsnęła się szybko, gdy tylko do jej pamięci wróciły wszystkie wydarzenia minionej doby, nie mogła teraz zastanawiać się nad zielonym ślepiem, gdy na powierzchni szalał demon. Samka ostrożnie podeszła do żelaznych krat skrępowanych łańcuchami, uniosła obszerną kłódkę, a następnie zaczęła się mocować z jej otwarciem. Klucz pasował doskonale, aczkolwiek stary zardzewiały metal nie bywa skory do współpracy. Po chwili szarpaniny łańcuchy opadły z brzdękiem na kamienną posadzkę. Wadera pchnęła kraty a podziemia wypełnił nieprzyjemny dźwięk skrzypienia wiekowych zawiasów. Przed wilczycą otwarło się wejście do katakumb, podziemnego cmentarza a w nim miała nadzieję znaleźć coś, co pomoże w pokonaniu pradawnej bestii. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że jest to miejsce nadwyraz niebezpieczne. Nikt nigdy nie zdołał zbadać jakichkolwiek katakumb na tyle, by móc powiedzieć, że wie co tam znajdzie. Potwory przebywające w podziemnych cmentarzyskach opisywane są tylko w legendach i sprawozdaniach nielicznych śmiałków, którzy jakimś cudem przeżyli makabryczne spotkanie.
Vesna postawiła pierwsze kroki w katakumbach jednak po chwili wycofała się i wróciła na moment do biurka, by je przeszukać. Ominęła truchło i po kolei otwierała poszczególne szuflady i skrzynki. Ku jej zaskoczeniu grawerowany mebel stał całkiem pusty, nic nie wskazywało na czyjąś obecność w tym miejscu. Po krótkim namyśle zabrała tylko świecznik z wiecznym płomieniem i klucz uprzednio zostawiony we wrotach. Świeca bynajmniej nie miała jej służyć do oświetlania drogi, wadera widziała w ciemności doskonale, jej funkcja była nieco inna. Wilczyca idąc korytarzami katakumb trzymała zdobiony kinkiet w ten sposób, aby płomień dotykał ścian czym samym pozostawiał na nich czarną smugę. Dzięki temu nie zgubi się w podziemnym labiryncie. Warto wspomnieć o samej budowie katakumb. Podłoga wyłożona była nierówno płytami z piaskowca a ściany w całości wykonane były z różnorodnych kości i gliny. Wszechobecny chłód i duchota zaczynały doskwierać fiołkowookiej. Nieprzenikniona cisza nie mogła jednak trwać długo. Po katakumbach echem poniósł się ryk w małym stopniu przypominający krzyk ludzki. Dźwięk ten był tak okropny, że futro na grzbiecie wadery się zjeżyło. Źródło hałasu nie mogło być blisko, ale dostatecznie przekonało Vesne o możliwym zagrożeniu. Wadera użyła swojego wyczulonego słuchu, by namierzyć potencjalnie zagrożenie. Faktycznie, coś znajdowało się kilka korytarzy dalej po prawej stronie jednak najgorsze było to, że obiekt przemieszcza się z zaskakującą prędkością. Wilczyca nie zamierzała do razu ryzykować i wejść w otwarty bój, tak więc pokierowała się w przeciwnym kierunku. Nawet niewielka rana mogłaby się teraz dla niej okazać śmiertelna, gdyż nie miałaby jak zatamować krwawienia a od powierzchni dzieli ją kilka godzin drogi pod górę. Poza tym, jej celem nie było tępienie cmentarnych bestii, tylko przeszukanie katakumb, by znaleźć tu cokolwiek, co może uratować świat zewnętrzny i co za tym idzie, watahę, która od razu stała się bardzo bliska sercu wilczycy.
Tunel ciągnął się niemiłosiernie długo i miał wiele zejść, w które Vesna wchodziła mając nadzieję, że znajdzie tam jakąś wskazówkę jednak za każdym razem trafiała na kopy gruzu, pogruchotane kości i wściekle odrapane ściany. Przyjrzała się przez chwile śladom pazurów, które wręcz zdumiewały swoją długością. Stworzenie, które je pozostawiło zapewne nie atakowało ścian, tylko ostrzyło na nich swoje pokaźne szpony. Głębsza analiza nie miała żadnego sensu tak więc samka z powrotem udała się w stronę głównego korytarza. Gdyby nie świeca, którą fiołkowooka osmalała ściany zapewne już dawno zgubiłaby się w plątaninie cmentarnych tuneli. Po około godzinie bazowocnych poszukiwań eksploracja katakumb wydała się wilczycy nużącym zajęciem a z tyłu głowy cały czas miała słowa przepowiedni. Interesującym faktem było to, że Theon skąś wiedział, iż wybrańców jest dwóch a przecież w pozostałej części zwoju nie ma o tym nawet mowy. Vesna powoli żałowała, że tak szybko skończyła ze strażnikiem podziemi, kto wie, jakie jeszcze informacje posiadał ów posępny basior. Teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia, liczył się czas i wyniki poszukiwań. Idąc dalej, samka zaczęła się przyglądać wiszącemu na łańcuszku kluczowi a dokładniej oku, które ku rozbawieniu wadery lustrowało całe otoczenie z ogromną dokładnością. Wilczyca uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że potworne, zielone ślepko również angażuje się w misje.
Wtem samka stanęła jak wryta, gdy nagle okazało się, że zamiast ścian z kości wokół niej otwarła się spora przestrzeń. Ostrożnie stawiała swe łapy po zimnych kafelkach, które były całkiem miłą odmianą od płyt piaskowca. Niewielka, ciemna sala na pozór wydawała się pusta i tak właśnie w mniemaniu Vesny byłoby znacznie lepiej po tym, co jednak w niej dostrzegła. Na śliskiej posadzce wyrysowane były wzory, których tak jak run, wadera nie rozumiała. Całe pomieszczenie splamione było krwią jednak nie w przypadkowy sposób. Pomiędzy łudząco podobnymi do siebie plamami dawno zakrzepłej posoki można było zaobserwować takie same odległości. Nie było żadnych wątpliwości, to sala przeznaczona do rytułuałów. Wilczyce zadziwił brak jakichkolwiek ksiąg lub zwoji w tym miejscu, bo jak każdemu wiadomo są one niezbędne do odprawiania takich guseł. Vesna już wstępnie ustaliła, że ruiny, które widziała na początku drogi należały niegdyś do elfów. Pomieszczenie do rytuałów jednak znajdowało się w śmiertelnie niebezpiecznych katakumbach, co z kolei mogło oznaczać, że setki lat temu odprawianie takich czarów było zabronione jednak ktoś nie zaniechał swojej działalności, tylko przeniósł ją w podziemia. Po dokładnym przeszukaniu pomieszczenia samka uznała, że to tylko ,,mylny trop'' bo nic ciekawego tam nie znalazła. Po raz kolejny obserwowała, z jaką dokładnością potworne ślepie lustruje każdy szczegół otoczenia jednak tym razem zaczęło jej się to wydawać podejrzane. Opuściła sale rytuałów i ponownie zaczęła kreślić płomieniem czarną linię na ścianie. Dalej brnęła w labirynt katakumb. Lekko zaniepokoił ją fakt, iż zakręty były ostre a odcinki prostych dróg- krótkie. Taki stan rzeczy mógłby ułatwić wrogowi skuteczny atak z zaskoczenia.
Vesna była pewna, że to miejsce musi być bezpośrednio powiązane ze sprawa demona, podświadomie jednak czuła, że tak naprawdę bardzo mało wie. Nurtowało ją wiele pytań, na które mogłyby odpowiedzieć tylko stworzenia, których kości powtykane były w ściany katakumb. Umarli nie mają głosu, zabierają ze sobą wszystkie tajemnice, wspomnienia, całą wiedzę i mądrość. Nie można usłyszeć od nich rady ani ostrzeżeń, nie da się skorzystać z ich doświadczenia, bo strzegą swoich sekretów poprzez na zawsze zatrzaśnięte usta i martwote wygasłej świadomości. Historia też nie rzuca zbyt dużo światła na sprawę. Księgi i dzienniki z czasów pradawnej wojny zostały popalone z rozkazu wpływowych nieludzi a zeznania i informacje przekazywane ustnie przez pokolenia nie wydawały się być wiarygodne. Można popytać o to przedstawicieli gatunków, które tłukły się nawzajem tysiące lat temu jednak problem tkwi w tym, że owa historia według każdej strony konfliktu brzmi zupełnie inaczej. Nie wiadomo też do końca komu zależało ma zatarciu wszystkich wydarzeń z tamtego okresu czasu poprzez puszczenie z dymem wszystkich wiarygodnych źródeł informacji. A bogowie? Od nich nie można się niczego dowiedzieć, jeśli nie leży to w ich interesach. Jedynym rzetelnym źródłem jest przepowiednia, która jak na złość jest niekompletna. Wiadomo, że demon się wydostał i wszyscy mieszkańcy świata zewnętrznego są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Każda sekunda może okazać się dla kogoś ostatnią. Czas jest wartością cenną i ulotną niczym życie, są ze sobą ściśle powiązane. Chwila po chwili w nieubłaganym tempie uciekała a Vesna pomimo intensywnych poszukiwań nie znalazła nic. Ten bieg wydarzeń zmartwił ją a dodatkowo prześladowała ją myśl, że w podziemiach znajduje się już około doby. Głód zaczął jej dokuczać a poza tym męczyła się kilka razy szybciej przez brak odpowiedniej ilości powietrza. Nie mogła sobie pozwolić na bieg czy trucht, to zmęczyłoby ją a była prawie pewna, że będzie musiała walczyć o życie swoje i innych w jeszcze inny sposób. W katakumbach roiło się od stworzeń, z którymi nikt nie chciałby się spotkać oko w oko nawet w nocnym koszmarze.
Po trwającej w nieskończoność chwili wilczyca napotkała widok doprawdy niepokojący, ale i fascynujący. Rzadko kiedy tak się działo, jednak teraz samka była zaskoczona a jej niewzruszone serce zabiło szybciej. W odmętach mrocznego korytarza trafiła na okrągły, obszerny dziedziniec, który praktycznie zniknął na tle przerażającej dekoracji ściennej. Nietypowa trupia czaszka o kolosalnych wręcz rozmiarach zajmowała miejsce przytwierdzona do ściany doszczętnie wyskubanej z wapiennego tynku. Nie była to jednak zwykła czaszka, bowiem należała do smoka. Gigantyczny łeb z rozwartymi szczękami był co najmniej pięć razy większy od wadery a jego kły przypominały szable. Rogi wyrastające z nasady czaszki były zakręcone jak u barana, jednak to stworzenie miało ich aż dwie pary, jedną mniejszą, drugą znacznie większą. Cała kość była pożółknięta i na pewno sprzed wielu set, a nawet tysięcy lat. Gdy Vesna bliżej przyjrzała się paszczy, odkryła, że w jej głębi znajduje się przejście. Wiedziała, że od momentu wejścia w podziemia tak naprawdę toczy walkę z czasem, więc bez zawahania ominęła rząd zębów podążając poprzez gardziel smoka w stronę nowego pomieszczenia.
Ku jej zdziwieniu znalazła się w niezwykle obszernej bibliotece. Regały z książkami ustawione były w kilkunastu rzędach a w centralnej części pomieszczenia stało kilka drewnianych stoliczków a na każdym z nich ustawione zostały świeczniki ze świecami obdarzonymi zaklęciem wiecznego ognia. Ich płomienie rzucały migotliwe światło na większą część biblioteki, tylko gdzieniegdzie panował mrok. Księgi, zwoje, mapy i pisma rozrzucone na podłodze lub stojące w regałach, wszystkie zalegały warstwami kurzu. Gdy tylko uniosła głowę i spojrzała na sufit, przekonała się, że czaszka w wejścia była jedynie przedsmakiem tego, co mogła zobaczyć bowiem przez cały strop ciągnęło się kościste ciało gada. Rozpiętość skrzydeł podwieszonego szkieletu mogła mierzyć nawet pięćdziesiąt metrów. Przy wejściu widniała tabliczka jednak nie była ona najczystsza. Samka podeszła w stronę owego znaleziska i przetarła je łapą. Jej oczom znów ukazały się runy, ale tym razem zrozumiała ich treść, która zdumiała ją niezwykle.
,,Księgi zakazane”
Wilczyca po raz pierwszy od kilkunastu godzin poczuła, że jest w odpowiednim miejscu, bo gdzie indziej szukać informacji pomocnych w sprawie demonów i historii jak nie właśnie między zakazanymi księgami? Problem polegał na tym, że biblioteka była ogromna a Vesna nie mogła sobie pozwolić na przeglądanie każdej książki. Jęknęła w duchu, gdy zdała sobie sprawę ze swojej sytuacji. Musiała jak najszybciej podjąć działanie. Przebiegła się między regałami uważnie przyglądając się ich zawartości. W pewnym momencie trafiła na dział bestiariuszy i tam zaczęła po kolei wyciągać i wertować książki. Wszystkie teksty pisane były w starszej mowie, przez co wadera zmuszona była polegać na nielicznych ilustracjach. Zaciekawił ją fakt, że w czasach, z którego pochodziły te pisma były również inne potwory i demony, o których teraz nie ma żadnych wzmianek. Niestety, nie znalazła tam nic na temat konkretnego demona, który terroryzuje powierzchnie. Sprawdzając kolejny regał doszła do słusznego wniosku, że jest na dziale zaklęć. To jednak nic nie wnosiło do misji ratowania świata.
Truchtem przemierzała kolejne działy aż w końcu przypadkiem natknęła się na dział poświęcony bóstwom. Nie kryła zdziwienia przed samą sobą, gdy udało jej się przeczytać jeden z tytułów ksiąg ,,Tytani". Dłużej zawiesiła wzrok na nowym znalezisku, w końcu tak wiele wiedziała o bogach natomiast tytani nadal pozostawali dla niej tajemnicą. Nie mogła sobie jednak pozwolić na choćby zajrzenie do owego pisma, bo przecież gonił ją czas. Najciekawsze okazało się wertowanie książek historycznych i dzienników. Zawierały one opisy wydarzeń pradawnej wojny i dość szczegółowe ilustracje. Jak widać, nie wszystkie zapiski zostały spalone, ten dział ksiąg został utworzony przez kogoś, kto zaryzykował życiem w katakumbach żeby przechować historie i cenną wiedzę. Podziemny cmentarz był kolebką nielegalnych na tamte czasy praktyk i dzięki temu tajemnice przeszłości zostaną odkryte.
Vesna pociągnęła za kolejną księgę w celu przejrzenia jej, jednak zatrzymał ją głuchy trzask, który rozległ się w całym pomieszczeniu. Wilczyca dobyła sztylet i kocimi krokami udała się na drugi koniec biblioteki skąd doszedł dźwięk. Spodziewała się najgorszego jednak gdy tylko wyjrzała za ostatni regał zobaczyła coś, czego wcześniej tu nie było. Na tyłach sali otwarło się niewielkie przejście, z którego dochodziło niebieskie światło. Samka wiedziała, że musi tam wejść i tak też zrobiła. W korytarzyku słychać było półgłosem śpiewane pieśni niesione przez cały tunel. Świadczyło to o silnej magii skrytej zapewne na końcu drogi.
Po kilkuminutowym marszu Vesna znalazła się w niezwykłej komnacie, na której środku stała rzeźba przedstawiająca ptasie gniazdo, do którego przylatywał gołąb. Nie sama rzeźba była zjawiskowa, ale to, co się w niej znajdowało, czyli niebieski kryształ emanujący silną magią. W głowie wadery pojawiły się wątpliwości co do zaczarowanego artefaktu, jednak po chwili oprzytomniła sobię, że przecież gołąb jest symbolem pokoju, a jak wiadomo symbole w takim miejscu odgrywają znaczącą rolę. Wahała się jeszcze chwilę, ale ostatecznie wzięła kryształ z gniazda, a następnie umocowała spory kamień postronkami do swojego pasa i ruszyła z powrotem w stronę biblioteki. Wzięła ze sobą w sumie trzy książki, które jej zdaniem powinny być pomocne w pokonaniu demona. Pospiesznie przestąpiła próg wejściowy tego niewiarygodnie wielkiego zbiorowiska ksiąg, ostatni raz rzucając okiem na tabliczkę z napisem ,,Księgo zakazane". W duchu obiecała sobię, że wróci tu bardziej przygotowana i wydobędzie na światło dzienne całą tę wiedzę, którą narody gromadziły przez tysiące lat. Przestąpiła rząd zębów szkieletu smoka i upewniwszy się, że wszystko, co zabrała ze sobą jest bezpiecznie usytuowane na jej grzebiecie, ruszyła truchtem w drogę powrotną. Kierowała się smugami uprzednio pozostawionymi na ścianach katakumb. Samka powoli zaczynała odczuwać głód i zmęczenie. Miała przed sobą jeszcze kilka godzin wyprawy na zewnątrz i wiedziała, że musi jej się udać wynieść artefakty.
Grobowa cisza w pewnym stopniu napawała niepokojem jednak ten niepokój był tylko nikłą cząstką tego, który ujawniał się, gdy owa cisza została przerwana przez niewyobrażalnie okropny ryk. Dźwięk niesiony przez echo rozszedł się po katakumbach, zastygł na chwilę powodując dreszcze na ciele wadery a później powoli opadł. Vesna wiedziała, że walka z nieznajomą bestią zmniejszy szanse na powodzenie ważnej misji, którą było pokonanie demona. Przyspieszyła kroku stawiając łapy tak cicho, jak tylko mogła. Minął niespełna kwadrans, gdy przeraźliwy dźwięk dało się słyszeć po raz wtórny, tym razem głośniej. Rozpoczęła się walka o wszystko. Potwór wpadł na trop wilczycy a ta nie ma szans na czas opuścić katakumb, niezmiernie długa droga dzieliła ją od bramy Theona. Podświadomie czuła, że nie może liczyć nawet na szczęście, bo i ono nieczęsto jej towarzyszy. Teraz Vesna już tylko czekała na dalszy rozwój wydarzeń, cicho i z nieodzowną jej wolą walki. Bezszelestnie zsunęła z grzbietu księgi i kryształ, a następnie umiejscowiła je w ślepym tunelu nieopodal. Przybrała pozycję ataku i nasłuchiwała. Gdzieś, kilka korytarzy stąd, wrażliwe ucho wadery pochwyciło dźwięk pazurów uderzających w biegu o kamienną posadzkę. Odgłos ten niekiedy na parę sekund zanikał, by potem odnowić się ze zdwojoną siłą. Vesna odtwarzała w głowie całą trasę bestii i obliczyła dokładnie, kiedy zobaczy ją twarzą w twarz. Ostatnie parenaście minut przed starciem minęły Vesnie niewiarygodnie szybko.
Wtem czarne cielsko, co najmniej pięć razy większe od wadery, wparowało z łoskotem w ścianę nie wyrabiając na zakręcie. Stworzenie budową przypominało rosłego lwa. Jego pazury były niewiarygodnie długie a z przerażającego pyska wystawały ostre jak brzytwy kły. Najgorsze jednak były okropne dźwięki wydawane przez cmentarną bestię. Vesna wykorzystała moment i dopadła ogłuszonego i oszołomionego potwora. Samka przejechała sztyletem przez lewy bok bestii pozostawiając go wbitego w okolicy łopatki. Stwór zawył i natychmiast przystąpił do kontrataku. Jego szczęki kłapnęły tuż przy karku wadery, ta, jednak zdążyła zrobić zgrabny unik. Wróg był śmiertelnie szybki, ale Vesna w niczym mu nie ustępowała, precyzyjnie zadawała ciosy i jeszcze lepiej unikała tych, które były wymierzone w nią. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że po męczącej wyprawie i kilkugodzinnej głodówce, jej siły niedługo się wyczerpią. Wadera oszczędzała się podczas walki natomiast jej przeciwnik trwonił siły ciągłym rzucaniem się i niekontrolowanymi, nieprzemyślanymi atakami. Samka wyczekała odpowiedniego momentu i odbiła się sprężyście od ziemi i zacisnęła szczęki na szyi potwora. Wilczyca z przerażeniem odkryła, że jej działanie było praktycznie beznadziejne, ponieważ skóra bestii okazała się praktycznie niemożliwa do przebicia za pomocą kłów. Bydle szamotało się wściekle miotając uczepioną do szyi waderą. Wtem Vesna spostrzegła, iż bestia posiada tylko jedno, mocno zielone oko, które wilczyca już dziś widziała. Wszystko stało się jasne, tajemnicze ślepko z klucza jest w rzeczywistości okiem potwora i to tylko dzięki temo zdołał ją tak szybko namierzyć, poprzez bezustanną obserwację. Samka w najdogodniejszym momencie rozluźniła zwarte dotąd szczęki i zgrabnym przewrotem stanęła na czterech łapach po lewej stronie ogromnego cielska, gdyż potwór jak się okazało, był tam całkiem ślepy. Stworzenie próbowało się energicznie odwrócić w stronę Vesny, ta jednak wirowała razem z nim, przez cały czas pozostając poza obrębem jego wzroku. Zdecydowanym ruchem zdjęła z szyi wisior z kluczem i cisnęła nim z całej siły o ziemię. Jasnym był fakt, że oko nie przetrwało mocnej konfrontacji z podłogą, gdy potwór zawył przeraźliwie. Przez ryk samka na krótką chwilę straciła kontakt z rzeczywistością. Ten moment wykorzystał pozbawiony oka przeciwnik wyrzucił łapę w stronę wilczycy rozcinając jej bark pazurami. Zraniona samka przebiegła kilka metrów w stronę rozwidlenia korytarzy wiedząc, że goniąca ją bestia z racji na swoją wagę nie wyrobi na zakręcie. Potwór ponownie zderzył się ze ścianą, tym razem na tyle mocno, że jej budulec, jakim były kości, przygniotły stwora uwalniając tym samym w powietrze kłęby kurzu. To było tylko parę sekund, jednak dla Vesny i tyle wystarczyło żeby odkryć słabość przeciwnika. Potwór, z którym przyszło jej się zmagać nie jest opisany w żadnym bestiariuszu nawet krótką notką więc można by powiedzieć, że owa kreatura nie powinna istnieć. Wadera jednak nie walczyła ze swoimi urojeniami tylko ze stworzeniem z krwi i kości. Prosty rachunek logiki, jeśli to coś nie powstało naturalnie, musiało zostać powołane za pomocą magii, zapewne podczas odbywających się tu rytuałów. Legendy głoszą, że każda taka istota jest przeklęta i nie może się dotknąć srebra. Srebrny sztylet. Tylko to teraz dźwięczało w głowie wilczycy. Dobyła niezbędnej broni i czekała. Stwór podniósł się i rozpoczął swoją szarżę. Biegł prosto na waderę, wściekły oszalały, gotowy by zabić. Vesna jednak, przez te parę sekund stała spokojnie, nie okazując żadnych emocji, niewzruszenie. Ona dobrze wiedziała co robi, miała już spory bagaż doświadczenia, choć dla postronnego obserwatora jej postawa mogła się wydawać nierozsądna. Nadszedł ostateczny moment, potwór wybił się do góry, nakierował pazury na samkę, otworzył pysk najeżony kłami i już miał zamiar przyszpilić wilczycę do podłogi, gdy nagle ona postąpiła do przodu. Szybka jak burza, jej kroki były pewne, wyuczone od szczenięctwa i śmiertelnie precyzyjne. Wbiła srebrne ostrze w odsłoniętą szyję i przeciągnęła je aż pod żebra. Równocześnie bestia zawiła tak przeraźliwie głośno, że piach ze ścian posypał się, a kilka kości upadło na ziemię z głuchym trzaskiem. Samka była pewna, że ów rozdzierający dźwięk poniósł się w podziemiach, tak iż nawet Alessa mogła być w stanie go usłyszeć. Po krótkiej chwili wielkie ciało martwego potwora przygniotło ogłuszoną waderę. Vesna nie była w stanie się ruszyć, jedynie patrzała jak wielka plama krwi na podłodze powiększa się i zapełnia przerwy między płytami piaskowców. Jej zwykle cynamonowe futro przybrało barwę szkarłatną. Przez chwilę wilczyca była pewna, że leży w posoce potwora, ale myliła się, to była jej krew. Samka wiedziała, że mało ma czasu więc wyślizgnęła się spod martwej kreatury i chwiejnie stanęła na łapach. Nagle odkryła, że nie rozcięty bark przysparza jej najwięcej problemów a powstała przy walce zadyszka spowodowana znikomą ilością tlenu. Wilczyca łapczywie wciągała w płuca powietrze, ale ulga wcale nie przychodziła. Na chwilę sparaliżował ją palący ból w klatce piersiowej, szybko jednak oprzytomniała i pokuśtykała w kierunku ślepego korytarza, w którym pozostawiła artefakt, jakim był magiczny kryształ i trzy księgi. Prędko wrzuciła je na grzbiet i umocowała postronkiem. Gdy tylko odnalazła na ścianie czarną smugę, zaczęła podążać wyznaczanymi przez nią korytarzami. Pomimo silnych zawrotów głowy, po pewnym czasie jej oczom ukazała się brama Theona. Przestąpiła próg wejściowy do katakumb i już miała kierować się w stronę spiralnych schodów, gdy przypomniała sobie o tym, że przez cały czas broczy krwią. Tym intensywnie pachnącym tropem mogłaby wyprowadzić z labiryntu inne bestie. Niestety, klucz pozostał przy ciele potwora. Vesna nie zastanawiała się długo nad możliwościami rozwiązania problemu. Do przedsionka katakumb wciągnęła wcześniej uśmierconego strażnika, zamknęła bramę i dokładnie oplotła ją łańcuchami. To powinno wystarczająco ochronić świat zewnętrzny przed przeklętymi stworzeniami. Gdy była już względnie bezpieczna, przysiadła i zatamowała krwotok za pomocą pasa na sztylety i pustej strony jednej z ksiąg. Po owym zabiegu udała się w drogę powrotną. Udało jej się pokonać spiralne schody, przeszła przez salę balową zapadłego w ziemi, elfiego zamczyska i po paru męczących godzinach tułaczki przez korytarze dostrzegła czerwone światło pochodzące z run. Po chwili ukazały jej się schody, którymi tu zeszła. Miała wrażenie, że nie widziała ich kilka tygodni albo nawet miesięcy. Pomimo bólu i braku sił, samka przeskakiwała po dwa stopnie, wszystko po to, by jak najszybciej znaleźć się w miejscu spotkania. Po godzinie wyczerpującej wspinaczki poczuła jak świerze powietrze dochodzi do jej nozdrzy. Cel był już bardzo blisko.
C.D.N
<Alesso, zdaje sobię sprawę z tego że wstawiając to opowiadanie kilka miesięcy po tym, kiedy ty napisałaś ostatnią część, sprawia, że jestem oficjalnie najpowolniej odpisującym leniwcem. Przepraszam ^^>