To była kolejna noc z rzędu kiedy nie mogłem zasnąć, dlatego też bez dłuższego zastanawiania się postanowiłem wyjść z jaskini i przewietrzyć się. Robiąc to nie przewidziałem, że nowy w naszej watasze wilk postanowi przyprawić mnie o zawał serca.
Nic nie mówiąc patrzyłem jak brnie przez wodę w moim kierunku, głupkowaty uśmiech nadal jeszcze nie zszedł mu z pyska.
- Co właściwie robisz tutaj sam o tak późnej porze? - spytał, przekręcając głowę w zaciekawieniu. Swoją drogą teraz zauważyłem, że jego oczy mają nietypowe kolory.
- Mógłbym spytać Cię o to samo... - mruknąłem, odrywając wzrok od jego oczu.
Widząc że rozmowy nijak nie da się ciągnąć dalej, powoli ruszyłem w stronę brzegu.
- Ejejejej! Zaczekaj! Popływajmy chociaż chwilę! - krzyknął.
- Nie ma mowy. - odpowiedziałem, nie zatrzymując się.
Nagle poczułem zęby wbijające mi się w skórę na karku, ale nie tak żeby zrobić krzywdę. Bardziej tak jak matka nosi swoje szczenię. Momentalnie zorientowałem się o co chodzi i zaparłem się łapami w grunt.
- Nie! NIE! Proszę nie do wody! - wrzeszczałem spanikowany, starając się zostać na lądzie. Po kilku sekundach szarpaniny puścił mnie, a ja natychmiast odsunąłem się od głębokiej toni jeziora.
Zrezygnowany ległem cielskiem na ziemii i schowałem pysk pod łapami.
Biały wilk natomiast przysiadł parę kroków dalej i obserwował moje poczynania z nieodczytywalnym wyrazem pyska.
- Boisz się wody? - spytał po chwili.
- Nie umiem pływać. - mruknąłem cicho, czekając na wybuch śmiechu. Ku mojemu zaskoczeniu jednak nic takiego nie nastąpiło.
- Chociaż spróbuj. W razie czego wyciągnę Cię na brzeg. - uśmiechnął się ciepło. Może jednak nie jest taki zły.
Ruszyłem za nim, starając się powoli przyzwyczajać do niskiej temperatury wody. Przyszedł mi teraz do głowy pewien pomysł.
Dlaczego miałbym się nie odegrać? Chociaż raz w życiu postawić na swoim?
Najciszej jak potrafiłem zakradłem się do wilka i całym swoim ciężarem wepchnąłem jego cielsko, wraz z łbem, pod wodę.
Po paru chwilach puściłem i pobiegłem na brzeg.
Basior już się pozbierał i szedł w moim kierunku. Nie mogłem powstrzymać się od głupiego uśmiechu kiedy widziałem jak pokasłuje i wypluwa wodę. Posłał mi pseudo-groźne spojrzenie i oboje wybuchnęliśmy dzikim rechotem.
Nagle ten zamarł, jakby o czymś sobie przypomniał.
- A, jestem Icar. - powiedział z poważną miną.
- Marston. - uśmiechnąłem się nieśmiało.
I tak właśnie wyglądało nasze pierwsze spotkanie.
Koniec.