· 

Tajemnicza śmierć#2

- A więc wiesz już, że moja matka nie żyje - Irni przytaknęła — I wiesz też, że zostałam oskarżona o jej morderstwo — ponownie przytaknęła — Ale nie wiesz, co tak właściwie się stało.

- Dokładnie.

- I chciałabyś się dowiedzieć, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi? - zapytałam.

- Zgadza się.

- I chcesz, żebym właśnie ja ci to powiedziała?

- Masz absolutną rację. - westchnęłam i rozpoczęłam opowieść, przywołując wszystkie swoje wspomnienia z tamtego okresu:

- Chodzi o to, że spacerowałam sobie spokojnie po naszym ukochanym lesie, kiedy nagle usłyszałam krzyk — w moich uszach nadal rozbrzmiewały wrzaski i odgłosy tamtej walki. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie o tym — Pobiegłam w tamtym kierunku, lecz zobaczyłam tylko moją matkę z poderżniętym gardłem. A że byłam jedynym wilkiem w lesie w tamtym momencie, cała moja poprzednia wataha oskarżyła mnie o to morderstwo. Rozumiesz?

- Czyli... Zostałaś oskarżona o tak straszny czyn tylko dlatego, że pojawiłaś się w złym miejscu o złym czasie?

- No właśnie. Bezsens, prawda?

- Prawda. To jest wielki absurd. Wieeeeelki.

Spacerowałyśmy wśród gąszczu, rozmawiając na różne tematy. Irni pokazała mi tereny łowieckie, jak i te służące do zabawy. W końcu dotarłyśmy do watahy. Mijałam różne wilki, z każdym się witając. Z niektórymi nawet dłużej porozmawiałam, ale raczej trzymałam się blisko Irni. Dowiedziałam się od niej, że Arelion, jako naczelny, może niedługo wyciągnąć nas na pierwszy trening. W końcu ona też była stosunkowo nowa. Zaciekawiło mnie to, iż Arelion posiada dwa ogony, ale zanim zdążyłam go o to spytać, moja przyjaciółka zaciągnęła mnie do jednego z drzew.

- Vixi, wiesz, chciałabym coś sprawdzić...- odezwała się, przyglądając się jednocześnie konarowi, przed którym stanęłyśmy. Niespodziewanie wystrzeliła w górę, rozkładając swe piękne skrzydła. Przysiadła na długiej, szerokiej gałęzi i spojrzała na mnie z góry — Jak szybko wespniesz się tu za mną?

Zaśmiałam się cicho pod nosem i wyskoczyłam do najniższej gałęzi i bardzo szybko przedostałam się przez rozległe gałęzie do wadery, która już schowała swoje skrzydła.

 

Patrzyłyśmy teraz na watahę, podziwiając piękne widoki. Dostrzegłam Norę, uciekającą przed Vesną pod kamień, Alessę, która tłumaczyła coś Martsonowi, dwójkę nowych, Asgora i Icara, jak trzymają się gdzieś na uboczu, Samaela , Sarene i Florence, kierujących się gdzieś w las, Telishę i Foxillę, które rozprawiały o nieznanych mi tematach, Areliona, siedzącego nad jakimś zbiornikiem wodnym, prawdopodobnie rozmawiając z Peculiari, Ayvena, który wyraźnie rozmarzony wpatrywał się w niebo, Red i Akrię, które razem się bawiły, Illę, która kierowała się do swej jaskini, kłócących się ze sobą Jasona i Kaira, Kaito wygrzewającego się w plamie słońca, Kashana, który szedł w kierunku lasu razem z Polaris'em, Jake'a, który zwierzał się z czegoś Rakshy oraz Nukę, idącego w kierunku Areliona. Patrzyłyśmy na to dość długo, aż w końcu przerwałam tę ciszę:

 

- Irni? To co teraz będziemy robić?

 

C.D.N.

 

(Irni, teraz ty pisz, ja mam chwilowy konflikt z weną)