Poszedłem na polowania. Śnieg spadał na moją głowę, ale tym razem nie z nieba tylko z drzew. Udałem się wzdłuż skalnej ścieżki. Zauważyłem jaskinię. "Starsi opowiadali niegrzecznym szczeniakom, że w tej jaskini żyje bestia, więc jeśli się oddalą..." urwałem myśli. Serce stanęło mi w gardle. Usłyszałem głośne warczenie. Nie ruszałem się. Spoglądnąłem do jaskini i zobaczyłem dwa złote punkciki odbijające światło. Niedźwiedź... To był niedźwiedź. Obudził się ze zimowego snu. I to chyba za wcześnie. Poderwałem się. Wziąłem nogo za pas i uciekałem, jednak gryzli mnie wyprzedził. Zapędził mnie do swej jaskini. Czułem jak się drgałem. Słyszałem bicie swojego serca. Niedźwiedź podszedł do mnie. Wydawało mi się jakby się uśmiechnął. Nagle gwałtownie pobiegł i machnął swoją ciężką łapą. Odskoczyłem. Wskoczyłem miśkowi na kark. Ursus przewrócił się i padł na moje nogi. Ogromny ciężar przygniótł mnie. Misiek wstał. Nie czułem własnych nóg. Po chwili wstałem. Drapnąłem go w twarz. Niedźwiedź zawarczał. Przygniótł mnie łapskiem do zimnej, lekko pokrytej mchem skały. Patrzał na mnie swoimi lampkami. Podpaliłem mu nogę. Bestia jęknęła, jednak ucisk nie zluźnił się, a tylko wzmocnił. Ślina ciekła mu z pyska i kapała na moje "piękne" futerko. Wydawało mi się jakby ta chwila trwała całe wieki. Czekałem na śmierć. Myślałem o Yoko, o watasze, rodzicach z watahy północy i cioci wraz z wujkiem, którzy adoptowali mnie by mnie chronić. Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałem głos Foxilli. Spojrzałem przerażonym wzrokiem w jej również przestraszone oczy, błagając o pomoc. - Pomóż... - mówiłem prawie się dusząc.
Foxilla podbiegła do mnie i ursusa.
C.D Foxilla