Obudziłem się. Ziewnąłem przeciągle odsłaniając kły. Oczy mi się jeszcze kleiły, gdy przypomniałem sobie o propozycji Fire'a, mojego prawdziwego ojca. "Nie opuszczę mojej watahy" pomyślałem. W sumie może dlatego, że było tu bezpiecznie, a w wataszy północy było tylko 6 członków. Z resztą życie jest dobre to lepiej nie ryzykować, bo trafi się gorsze.
- No chodź leniuchu! - krzyknęła Yoko.
- Em... Niby gdzie!?
- Na polowania! - Yoko zirytowana przekręciła oczami.
- Czemu tak ci zależy żebym poszedł na łowy? - zapytałem podejrzliwie.
- Idź już - powiedział i odeszła.
- Nic ci nie upoluję! - zawołałem za nią.
"Ona zawsze jest taka podejrzana" - pomyślałem. Udałem się, więc w puszczę.
Polowania były udane. Udało złapać mi się dwa ogromne zające. Gdy weszłem do obozu zaiważyłem Alessę z dziwnią, nie podobną do niej miną.
- O Kaito - mruknęła cicho - Podejdź tu.
"Ona przeszła mutację czy co!?" - jej głos był dziwnie znajomy, ale nienależał do niej.
- Tak? - czekałem na polecenie przywódzczyni.
- Mam dla ciebie zadanie zqiadowcy...
- Hmmm?
- Musisz zabić przywódcę watahy północy.
Serce podeszło mi do gardła. "Czemu ona każe mi to zrobić? I skąd zna watahę północy!?"
- Nie nie zrobię tego. Prędzej się z tąd wyniosę - rzekłem pewnie.
- Ugh! Czy ty zawsze musisz myśleć tylko o sobie!? W ogóle nie interesuje cię wataha - zawarczała wilczyca, która nagle troche się pomniejszyła, a jej futro zmieniło barwę.
- Yoko. Co ty wygadujesz!? Nie można się podawać za Alessę. I czego ty ode mnie chcesz!? - wybuchnąłem.
- Zdradzasz swoją watahę pół móżdzku!
- Co ty powiedziałaś? Odzszczekaj to! - rzuciłem się na nią z pazurami. Jednak Yoko uciekła. Nie wiedziałem już co mam robić.
KONIEC.