· 

W chowanego ze śmiercią #1

- Cześć, Nora, pójdziesz ze mną pozwiedzać? - Spytałem wadery o puszystym, czarno - różowym futrze, idącej właśnie w stronę jeziora - Chciałbym poznać cały teren watahy, ale wolę się nie zgubić - pogrzebałem łapą w ziemi i schyliłem głowę, czekając na odpowiedź.

- Jasne, chodźmy. Masz ochotę trochę pobiegać? - odpowiedziała Nora.

- Zawsze i wszędzie.

 

Była to prawda - kocham biegać i wykorzystuję każdą okazję, by to robić. Uwielbiam czuć podmuch wiatru, mierzwiącego moje czarne futro, dającego mi siłę i energię. Uwielbiam słuchać rytmicznego uderzania wilczych łap. Uwielbiam przemykać między drzewami, goniąc, będąc gonionym, albo po prostu biec dla przyjemności.

Tak więc bez dłuższego zastanawiania się, oboje rzuciliśmy się biegiem.

Wypadliśmy na przepiękną polanę. Beztroską Polanę, jak powiedziała Nerka. Nasze łapy odczuwały miękkość trawiastego podłoża, nosy zachwycały się różnorodnością cudownych zapachów a oczy podziwiały niesamowitą urodę łąki. Zwolniliśmy i położyliśmy się brzuchami do góry, obserwując beztroskie - jak polana - i powolne chmury sunące po błękitnym niebie, ciesząc się chwilą.

 

Po pewnym czasie jednak wstaliśmy i zgodnie ruszyliśmy w dalszą drogę. 

 

- Co teraz? - spytałem w biegu.

- Co powiesz na Kryształowe Groty?

Zrozumiałem, że jest to pytanie retoryczne i podążyłem za wilczycą.

Później jednak przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

- Nercia...

- Nie nazywaj mnie tak - odpowiedziała wilczyca, na co westchnąłem i wywróciłem oczami.

- Co powiesz na zabawę w chowanego?

Chwila ciszy.

- No... Dobrze. Ja szukam.

 

Szczęśliwy podskoczyłem i rozglądnąłem się. Mógłbym się schować w Grotach, ale Nora szybko by mnie znalazła. Zdecydowałem się pobiec dalej w las. Wadera zaczęła odliczać. Rzuciłem się biegiem. Z tego co pamiętam, niedaleko są Leśne Wrota. Mógłbym się tam ukryć. Dajmy na to, w gąszczu roślin.  Po biegu "na najwyższych obrotach" dotarłem na miejsce. Było jeszcze piękniej niż sobie wyobrażałem. Las przeistoczył się teraz w gęsty bór, po którego przejściu widać ogromne, murowane, obrośnięte bluszczem wrota, jakby z bajki. Do wrót prowadzi naturalny most z bluszczu i innych roślin, tak wytrzymały, że z pewnością utrzymałby całą watahę. Ziemia miała delikatnie złoty połysk, a w powietrzu krążyły złote świetliki. Przy wrotach przechadzało się stado saren, kąsając leniwie bluszcz na budowli. 

Opanowałem chęć zapolowania i popędziłem w stronę niedużej, za to głebokiej jaskinii. Skuliłem się w niej i czekałem.

 

Upłynęło sporo czasu, jednak Nora nawet nie była w pobliżu. Inaczej bym to wyczuł. Postanowiłem więc wyjść z ukrycia i pokazać się jej. Niestety - mój pusty wilczy łeb zapomniał, skąd przybyłem, poszłem więc w którąkolwiek stronę. 

 

Szedłem przez ciemny i nieprzyjemny las, gdy nagle poczułem zapach innego wilka. Nie, nie jednego. Innych wilków. Innej watahy. Pospiesznie zawróciłem, nie chcąc sobie narobić kłopotów. Wystarcza mi to, że...Że się zgubiłem.  Teraz to do mnie dotarło. Poszedłem za daleko, nie znam drogi powrotnej. Oddaliłem się zbytnio od watahy. 

Zawyłem z rozpaczy. Nie było mi jednak dane użalać się nad sobą. Miałem kłopoty. A dokładniej jeden, duży, brązowy i wściekły problem.

Przede mną stał niedźwiedź.  Niby nie powinienem się bać - w końcu wilki polują na niedźwiedzie, ale polują na nie w większych grupach, składających się z doświadczonych, zdrowych i silnych osobników. Ja byłem sam, głodny i zmęczony. 

Nie pozostało mi więc nic prócz ucieczki. Nie biegłem tak szybko jak zazwyczaj, w końcu robię to od dłuższego czasu i powoli słabnę. Postarałem się więc wykorzystać wagę i niezgrabność zwierzęcia. Przemykałem slalomem między drzewami, zmieniłem kierunki, biegłem pomiędzy wąskimi szczelinami. Niedźwiedź jednak nie odpuszczał, a mi zabrakło sił.

Z ostatków energii wykrzesałem jeszcze odrobinę i wdrapałem się na drzewo. Niedźwiedzie teoretycznie umieją wdrapywać się na drzewa, ale miałem nadzieję, że ten sobie odpuści.

Nie dowiedziałem się jednak, co było dalej. Zasnąłem.

 

C.D.N.

 

 

<Nora?>