· 

Niespodziewani goście #3

Przez kilka dni nic ciekawego się nie działo... jak zwykle. Jednak pewnego dnia przyszedł do mnie Corf:

 

- Kair, chodź szybko!

- O co chodzi?

- Powiem ci na miejscu!

Gdy weszliśmy do jaskini zobaczyłem Riyana i Rose stojących nad Melanie.

- Powiecie mi, o co chodzi?

- Melanie skarży się na okropny ból.

- Musimy jej jakoś pomóc.

- Istnieje jakiś lek na ból lub coś takiego?

- Podczas jednej z podróży ktoś mi mówił o czymś takim. Nie wiem, czy to znajdziemy w zimie.

- Trzeba spróbować.

Gdy chciałem wyjść, zatrzymali mnie.

- Zostań z Melanie.

Po ok. 15 minutach nie wracali. Melanie zaczęła majaczeć:

- Phan... Phan... Phan...

Zrozumiałem, że puściłem ich na niebezpieczeństwo, ale w trójkę dadzą chyba sobie rade. Tak myślę.

 

Nie wracali... ale do jaskini ktoś wszedł.

- Kim ty jesteś?

- Thor, a ty kim?

- Kair. Co cię tu sprowadza?

- Moja siostra. Melanie.

- Skąd wiesz, że ona tu jest?

- Zgaduj, ale teraz jest w niebezpieczeństwie. Gdzie ona jest?

- Tutaj.

- Co się jej stało?

- Mała walka...

- Wiedziałem, żeby nie odchodziła, ale mnie nie słucha.

Wyciągnął coś i podał Melanie. Natychmiast się uspokoiła.

- Zabieram ją.

- Co?! Dlaczego?

- Jest niebezpiecznie, szczególnie dla niej.

- Będę na nią uważał!

- NIE MA MOWY! - wrzasnął bardzo głośno

- Gdzie chcesz ją zabrać?

- Na wulkany, będzie tam bezpieczna, wśród swoich.

- Kair...

- Melanie!! Powiedz coś mu.

- Kair... to mój starszy brat... muszę się go słuchać.

- Widzisz idzie ze mną. Chodź Melanie.

Wyszli. Po nich wbiegli Corf i Riyan bez Rose.

- Kair! Rose zniknęła!

- Musimy ją znaleźć!

Zaczęliśmy poszukiwania. Najgorsze, że pogoda nam nie pomagała. Ciągle padał śnieg i wiał wiatr. Nagle coś usłyszałem. Cicho podszedłem do źródła dźwięku i schowałem się w krzakach.

- Chciałam ci to od dawna powiedzieć... ja cię kocham Phan.

- Nie-Nieszpodziewałem  się tego.

- Odejdźmy od nich wszystkich. Zacznijmy razem życie od nowa.

- Chodźmy!!

Aż zdrętwiałem... mój brat i Rose???? Podzieliłem się tą wiadomością z innymi. Riyan się załamał. Chyba ją bardzo lubił. Usiadł w kącie i płakał.

- Gdzie Melanie?! - krzyknął Corf.

- Musiała odejść wraz ze swoim bratem.

- AGH!! BRACIA!!! - wkurzył się - ZAWSZE RUJNUJĄ ŻYCIE!!!!

Bez dalszych wydarzeń słów skończył się dzień.

 

Z rana po obudzeniu się zobaczyłem na ziemi napisy:

Drogi Kair... wiem, że robię głupstwo, ale nie pozostało mi dużo do przeżycia. Brakuje mi Rose... bez niej czuję się pusty. Zamierzam... idź za śladami...

 

Poszedłem za śladami jak pisał. Chyba Riyan Prowadziły do kanionu. Tam znalazłem Riyana. Stał na krawędzi i patrzył się w dół.

- Riyan!

- O, jesteś. Możesz zobaczyć moją śmierć.

- Co ty chcesz zrobić?

- Zakończyć cierpienie...

- Nie nie nie nie skacz!

 

Skoczył... jednak ja szybko złapałem go za ogon.

- Co ty robisz?! Puść mnie!! Jak nie to spadniesz ze mną!

- Nigdy!

Po kilku sekundach nie mogłem już go utrzymać.

- Puścisz mnie?

- N-I-E

Ze zdenerwowania zaczął się szamotać. W końcu nie wytrzymałem i musiałem puścić...

 

Nie chciałem patrzeć na jego trupa, więc udałem się do jaskini. Tam zobaczyłem jeszcze coś:

 

Miłość przepadła... nie udało mi się tu... znajdę kogoś innego ta? Mam nadzieję. Muszę cię opuścić. Corf

 

Zostałem sam...