· 

Diabeł Tasmański #2

Zacisnąłem szczęki na szyi jeszcze ciepłego zająca. Jego krew spłynęła po mojej szczęce. Przypomniała mi się moja duma w chwili, gdy upolowałem moją pierwszą ofiarę. Wywołało to wtedy u mnie dreszcz ekscytacji, uczucie towarzyszące mi w tej chwili nie przypominało dumy. Było mi smutno z powodu śmierci zwierzęcia. Potrząsnąłem głową, przypominając sobie łańcuch pokarmowy. Szkoda, że faktycznie nie jest tak jak inni myślą, że zabijanie to dla nas przyjemność. Przestając użalać się nad losem zwierzęcia, ruszyłem.

w dalszą drogę. Wędrowałem tak jeszcze kilka godzin, gdy do moich uszu dotarł gwar rozmów. Przyśpieszyłem i w podskokach dotarłem do „Bram” miasta. Dopiero wtedy strzeliłem sobie Face palma za nie poinformowanie Alessy o tym, że opuszczam tereny watahy. -Dobra… I tak się już nie wrócę. Przywitała mnie

chrzątanina związana ze sprzątaniem po targu. Było tam naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Od eliksirów do zabawnych zabaweczek dla szczeniąt. Moją uwagę przyciągnął jednak pewien stragan. Sprzedawczynią była zgrzybiała staruszka o gnijącym oddechu. Dosłowne, jeśli jej spojrzenie nie zabijało to oddech z pewnością. Miała popękane szpony, szare z oznakami świerzbu futro, i żółte oczy. Przerażająca. Tylko tak mogłem ją określić. Jednak najbardziej zdziwiło mnie jej odbicie w lustrze. Przedstawiało ją jako młodą, piękną waderę, z lśniącym futrem, tylko jej oczy były nadal takie przerażające. Wzdrygnąłem się. -Co ci jest pokrako? -Nic, oglądam przedmioty na twoim stoisku. - Nie sądzę, że któryś kupisz. -Dlaczego? -Bo nie wyglądasz na wielkiego maga? - A ty nie wyglądasz na potężną wiedźmę. -Nie muszę wyglądać ważne, że nią jestem.-Zaśmiała się, choć bardziej przypominało to skrzypienie drzwi. -Gdy coś jest często przez nas powtarzane, w końcu staje się prawdą. -Muszę przyznać ci racje, znam ciężko chore wilki, które prawie umarły jednak powtarzały sobie, że są zdrowe, że wyjdą z tego, walczyły o siebie i w końcu to, o czym mówiły, stawało się prawdą. Działa to jednak również w drugą stronę. Wiesz, jak działa zaklęcie pozwalające na zmianę wyglądu? Jest wypełniane głównie powtarzaniem tego, jaka ta osoba chce się stać, tylko dodana jest do tego magia. Magii nie nauczysz się z książek. Pokażą ci one tylko jak nadać słową moc. Magia jest głównie tym, by nauczyć się głośno mówić czego się pragnie. Widzisz to w wielu księgach, zarówno fantastycznych, jak i wielkich księgach mojej rasy. Co najmniej ja taki rodzaj magii wyznaje. Są setki kodeksów, których musimy przestrzegać, spisy najlepszych zaklęć, wykluczających wszelkie możliwości oszustwa. Magia to oszust uwielbia płatać figle i poddawać nas próbie. -Nie łamiesz kodeksu, mówiąc przypadkowemu przechodniowi to wszystko? -Widzisz, jak rozbudowana wypowiedz pełna pewności siebie i ciekawostek może zmienić spojrzenie kogoś na ciebie? Przed chwilą uważałeś mnie za śmierdzącą przekupkę. Im bardziej zbzikowana

jest twoja wypowiedz

 

, tym bardziej jest wiarygodna. - Pokręciłem głową z niedowierzaniem. -Coś w tym jest… -Doskonale o tym wiem. Tak więc… co chcesz kupić wilczku? -Nie mam pojęcia! Mam przez ciebie mętlik w głowie.- wyjękuje. - To się zdecyduj. Mam talizman nieśmiertelności, na wypadanie sierści, przeciw robakom, Cudeńko Afrodyty, ochronny przed demonami

,spełniac życzeń, talizman Midasa, Błogosławieństwo Demeter… -Woow… Stop. To zadam proste pytanie, który z nich na serio działa? -Każdy na swój własny sposób. Weź tę kartkę, poczytasz w wolnym czasie i dowiesz się wszystkiego o moich produktach i sposobie ich działania.-wziąłem katalog i odszedłem, kręcąc z niedowierzaniem łbem. Wyszedłem poza teren parku i zaczepiłem jakąś rudą waderę. -Przepraszam panią, 

wie pani gdzie rozłożył się cyrk?

 

-Samka tłumaczy mi przez chwile jak dojść na plac, po czym każe mi wszystko powtórzyć, kiwa usatysfakcjonowana głową i odchodzi. *** Niepewnie odchyliłem zasłonę namiotu. Krwisto czerwona, już delikatnie sprana, dokładnie taka, jaką pamiętam… -Co pan tu robi? Proszę wyjść! -Pana tez miło widzieć. Jest tu gdzieś może Kard, Wirik, albo Fortist? -Skąd pan ich zna? - Powiedzmy, że to moi starzy znajomi, wnioskując po tym, 

ze kojarzy pan te imiona wnioskuje, że dalej tu pracują- uśmiechnąłem się szeroko. -Owszem… - Będziemy tak stać w progu czy mnie pan do nich zaprowadzi?- Basior zaprowadził mnie po niewielkiego pokoju na tyłach. Odsłoniłem zasłonę i wszedłem do środka, -Co do… Samael?-wykrzyczał i rzucił się na mnie, zamykając w szczelnym uścisku.- Dzieciaku co ty tu robisz? - Wa…liczę

...o…od...dech…- samiec od razu mnie puścił, wciągnąłem gwałtownie powietrze. - Wybacz, stęskniłem się za tobą szczeniaku- mówi, merdając dziko ogonem. - Ja za tobą 

także-odwzajemniłem

gest przyjaciela.- Jak wam się powodzi? Co u

Wirika? - Ja? Awansowałem na tresera- wypina dumnie pierś.

-Wirik siedzi w gabinecie całuje swoją ukochaną. -Znalazł sobie partnerkę?- zamieram zaskoczony. - Co? Nie! No coś ty? On? Mówiłem o jego sejfie z naszymi wypłatami…-oboje się uśmiechamy, to zdecydowanie bardziej pasuje do tego starego sera pleśniowego. -Gratuluje awansu. Zawsze wiedziałem, że masz tę pracę we krwi. - Chodź, idziemy do tego przystojniaka.-Po chwili wchodzimy do gabinetu właściciela cyrku.- Hej 

Wiriku, zgadnij, kto nas odwiedził. - Kundlu mało mnie to interesuje, robie coś ważniejszego. Odpraw tego kupca. Poszczuj go siłaczem. -Dzięki Wiriku, sadze ze Fortist nie będzie chętny, by mnie zaatakować. -Samael? Bachorze głup i myślałem, że nie żyjesz! Ty wiesz, że prawie dwa lata milczałeś? Twoje stado nie chciało nam powiedzieć, gdzie jesteś! O dzięki bogom! -Po chwili już tonąłem w objęciach starego wilka. - Przytyło Ci się dziadku. Należę teraz do Watahy Wilków Burzy,-wypiąłem pierś dumnie- Uznali, że sprowadzamy złe sny na inne klany, i nas wygnali. Potem wyszło na jaw kto to naprawdę był temu winny, ale nie wróciliśmy. -Właśnie gdzie ta mała dziewczynka?- popatrzą na mnie jakby zza mnie zaraz miał ktoś wyskoczyć.

 

-Nie żyje. Utopiła się.

-Zobaczyłem jak wzrok Kardla mętnieje

, w pomieszczeniu zapadła cisza. - Ja…

Przepraszam muszę wyjść

- młody samiec wybiegł z pomieszczenia. - Pomiędzy nim a twoją siostrą coś było, co Sami ?- Kiwam jedynie głową.-Dobra młody, choć do zwierzaków.- I tak oto trafiliśmy do klatek. Musieli przybyć tu niedawno, skoro jeszcze nie wszystkie były na wybiegach. Przyglądaliśmy się każdemu ze stworzeń, były naprawdę niezwykłe. W pewnej chwili staruszek podaje mi małego jeża albinosa. - Chłopcze, może przygarniesz jedno z naszych zwierząt? Będziesz miał po mnie jakąś pamiątkę, wiesz… gdy umrę. -Wirik! O czym ty mówisz?

 

Masz przed sobą lata życia a ja będę was odwiedzał

! Ale skorzystam, zastanawiałem się nad przygarnięciem jakiegoś zwierzaka. -Dobra to w ten jeżyk nazywa się Antoś, tam stoi Stokrotka- opowiadał tak jeszcze długo, gdy dotarł do malutkiej klateczki, czterdzieści centymetrów kwadratowych

 

– Tego to ci nawet nie przedstawiam, bo ty szukasz inteligentnego 

stworzenia a nie

kogoś takiego…-

Mówi wskazując pysku stworzenia bardzo podobne do borsuka,

zwierz cały czas wierci się i

warczy szczerząc kły.

-Biorę go.

 

C.D.N.