· 

Świąteczna pomoc- Quest [2/5]

-Tędy-rzekł pewnie Timmy, pokazując na wąską, przykrytą śniegiem ścieżkę.

Florence pogodnie za nim podążyła. Szli żwawym tempem, chwilami wadera musiała truchtać, ponieważ pomimo krótszych łap Timmy bardzo szybko zasuwał. Nic więc dziwnego, że wtedy na nią wpadł.

-A więc pytałaś o to, jak to jest być elfem-rozpoczął rozmowę.

-Tak-przytaknęła.

-W sumie niewiele się różnimy od innych wilków. Żyjemy sobie w gronie innych dziwadeł takich jak ja i mamy niezły ubaw.

-A może coś więcej powiesz?-poirytowała się wadera.-Jakie zadania mają elfy? Czy macie jakieś moce? Co masz takiego pilnego do załatwienia? W czym mam ci pomóc? Dlaczego...

-Chwilaaa! Wszystko po kolei-uspokoił waderę basior.-Mamy jeszcze długą drogę, więc zdążę Ci na wszystkie te pytania ze szczegółami odpowiedzieć dziesięć razy!

-Więc??-dociekała zaciekawiona.

-Jako elfy czynimy święta... świętami. Nasze zadanie to wprowadzić nastrój świąt, uczynienie tych dni magicznymi.

-Czyli?-podejrzliwie spytała.-Czy ty mnie przypadkiem nie wkręcasz? Może to jakiś głupi dowcip?

-Czyli odpowiadamy za umilenie tego okresu. Uzdrawiamy chorych, dajemy dobry nastrój smutnym, skłóconym osobom wybijamy myśli o kłótniach z głowy. Zostawiamy upominki w jaskiniach, a wędrowcom w miejscach, w których śpią. Niestety, sam tego wszystkiego nie jestem w stanie zrobić! Asper porwał moje rodzeństwo! A jeżeli tego nie zrobię, to nie będzie świąt, a jeśli nie będzie świąt to stanie się mnóstwo nieszczęść, a wtedy... wole nie myśleć, co się może stać! Nigdy nie byłbym w stanie oszukać Cię w tej sprawie! To by było bezczelne i jest dla mnie zbyt ważne, aby kłamać-rzekł zaglądając jej głęboko w oczy.

-Pomogę ci mimo wszystko-postanowiła.-Mi też kiedyś zabrano rodzeństwo. Może i nie jestem w stanie ich odzyskać, ale zrobię wszystko, abyś Ty miał to szczęście. Domyślam się, ile muszą dla Ciebie znaczyć.

-Och, Florence! Ty jesteś taka dobra-uradował się i z całej siły ją przytulił.

Basior wesoło podskakiwał z łapy na łapę. Jego ogon nie przestawał merdać. Gestem łapy zachęcił Flo, aby dołączyła do niego. Wadera bez zastanowienia także beztrosko poczęła przeskakiwać z łapy na łapę.

-Znasz jakieś kolędy?-spytał.

- K O L E N T Y ? - prychnęła.

-Kolędy-powtórzył i wybuchnął śmiechem.-To takie świąteczne piosenki.

-Lepiej nie będę śpiewać-rzekła.

-Dlaczego nie?

-Bo brzmię bardziej jakby mnie ktoś bił niż jakbym tworzyła poezje.

-Przesadzasz! Nie może być aż tak źle!

-Uwierz, może.

Dalszą drogę Timmy uczył Florence kolęd. Mieli przy tym niezły ubaw. Wadera bardzo się cieszyła, iż natrafiła na kogoś takiego jak Timmy. Trzeba przyznać, iż byli dla siebie stworzeni. Oboje napełnieni po kokardę pozytywną energią i chętni do działania. Nawet nie odczuli, że wyprawa zajęła im już połowę dnia! Czas mijał im tak szybko i przyjemnie, że znikało poczucie tego, iż pełnią trudną i skomplikowaną misję. Zrobiło się już ciemno, lecz oni dalej nie byli na miejscu. Rozpętał się mocny i nieprzyjemny wiatr. Temperatura drastycznie spadła. Była to ta nieprzyjemna część wyprawy. Księżyc oświetlał drogę dość niewyraźnie, więc łatwo było o zgubienie się. Na szczęście basior znakomicie sprawdził się w roli przewodnika. Znał bowiem każdy kąt. Często rzucał ciekawostkami takimi jak na przykład: "Tutaj mieszkała taka wilczyca, co kiedyś prawie przyłapała mnie na podrzucaniu prezentów" albo: "W tej norze to mieszka taki stary wilk co ma bzika na punkcie ziół i eliksirów. Kiedyś mało co uroku nie rzucił na moją siostrę". Nawet w kryzysowej sytuacji wilk odznaczał się błyskotliwością.

Był już środek nocy. Oboje czuli się wyczerpani, a mimo to dalej zmierzali w nieznane. Wreszcie, po tym wszystkim, zjawili się na miejscu, w Lodowym Lesie. Pojawił się problem, a mianowicie: nocleg. Szukanie jaskini zajęło im około godziny. Na szczęście bystry Timmy znalazł schronienie, czym po raz kolejny zapunktował w oczach Florence. Gdy tylko weszli do środka po pięciu minutach padli ze zmęczenia. Zasnęli tak kamiennym snem, że nawet ogromna śnieżyca nie była w stanie ich zbudzić.

Rano oboje czekała niemiła niespodzianka. Gdy otworzyli oczy, ujrzeli wejście zasypane śniegiem. Nie mieli jak się wydostać, a ogromem czasu także nie dysponowali.

-Co my teraz zrobimy?-bezradnie spytała Flo.

-Musimy się odkopać. Nie będzie to zbytnio przyjemne, ale musimy. Zajmie nam to zapewne połowę dnia.

Już mieli się do tego zabrać, gdy nagle waderę olśniło.

-Chwila!-krzyknęła.-A może wykorzystamy twoje skrzydła? Mówiłeś, że są one silne.

-Jesteś genialna!-zawył ze zdumienia.-One posłużą nam jak dwie łopaty.

Przed południem udało im się wyjść z opresji. Teraz czekała ich kolejna wędrówka, tym razem bardziej ryzykowna, wzdłuż Zachodniej Wieży do kryjówki Aspera.

 

C.D.N