Przez niekończące się białe kobierce przedzierała się bezszelestnie rudawa wadera. W zamarzniętej głuszy o jej obecności świadczyły jedynie kłęby pary wydobywające się z jej pyska unoszące się nad krzewami, między którymi mknęła niczym duch, niezauważona. Nieopodal piętrzyły się ruiny leśnych wrót przyozdobione śniegiem skrzącym się w promieniach wschodzącego słońca. Dotąd powolnie płynący strumyk zakrzepł w bezruchu, przez co owe magiczne miejsce ucichło sprawiając wrażenie martwego. Vesna po raz pierwszy ma okazje obserwować krainę burz w majestatycznej, mroźnej odsłonie. Cierpkie, zimowe powietrze przyniosło do wilczych nozdrzy woń zwierzyny. Samka podążała tropem zapachu, trzymając łeb prawie przy samej ziemi. Powoli i czujnie zbliżała się do celu, który po chwili znalazł się w zasięgu wzroku. Średniego rozmiaru sarna skubała kore drzewa rosnącego samotnie nieopodal stromego zbocza. Była łatwym celem dla fiołkowookiej wadery, która skryła się za nasypem śnieżnym u stóp wzniesienia wyczekując najlepszej okazji na błyskawiczny atak. Niespodziewanie wadera usłyszała niewielki szmer a z góry zbocza spadło na nią kilka grudek śniegu, który oprószył jej futro. Sarna uniosła głowę, zastrzygła uszami jednak ku uciesze wilczycy, kontynuowała posiłek nie zdając sobie sprawy z czyhającego na nią niebezpieczeństwa. Vesna napięła mięśnie do skoku i już miała dać susa, kiedy coś z okrzykiem przerażenia sturlało się ze wzniesienia pędząc wprost w waderę. Samka zgrabnie uskoczyła w ostatnim momencie a postać szczelnie oblepiona białym puchem runęła w śnieżny nasyp znikając całkowicie pod jego powierzchnią. Wadera odprowadziła wzrokiem uciekającą sarnę, a następnie zaczęła śledzić postępy wygrzebującego się stworzenia. Gdy tylko istota otrzepała się, Vesna dokładnie zlustrowała ją wzrokiem fiołkowych ślepi. Przed waderą stanął na chwiejących się łapach niewysoki, skrzydlaty basior. W jego biało-niebieskim futrze zlepiło się sporo śniegu a grzywka niesfornie opadająca na oczy chwilowo utrudniała mu widzenie. Gdy tylko odgarnął przydługą sierść wlepił w Vesne pełne zakłopotania spojrzenie.
- Popatrz coś narobił gnojku...- wilczyca wskazała mu oddalającą się na horyzoncie sarnę. Młodziak dopiero teraz zrozumiał co się wydarzyło przed chwilą.
- Ja... naprawdę przepraszam, nie chciałem...- wyjąkał kuląc pod siebie puszysty ogon a na jego pysku wymalowało się poczucie winy i smutek.
- Nic wielkiego się nie stało, kraina burzy obfituje w zwierzynę, nie czyń sobie z tego takich wyrzutów.- rzekła samka, dostrzegając żal w oczach młodego basiora.- Natomiast ty wyglądasz jakbyś zobaczył ducha, chyba aż tak cię nie wystraszyłam, co?- dopytała z lekką ironią w głosie.
- A czy powinienem się ciebie obawiać?- wydukał zachłannie łapiąc powietrze w płuca.
- Teoretycznie tak, jesteś na terenach potężnej watahy a na dodatek na twojej drodze stoi oprawczyni. Natomiast w praktyce nie masz się czego obawiać, w krainie burz dobrze przyjmujemy gości. Jednak dziwi mnie fakt, że odważyłeś się na samotną podróż przez ziemie należące do innych wilków, jesteś samobójcą czy nieustraszonym wilkiem szukającym mocnych wrażeń...?
-Jestem osamotnionym elfem szukającym pomocy...
- A to dobre, jesteś elfem... To może najpierw zaprowadzę cię do medyka, bo ten upadek jednak mógł ci zaszkodzić a później oprowadzę cię po naszych ziemiach, co ty na to?- zadrwiła wadera a na jej dotąd posępną twarz wpłynął dobrotliwy uśmiech.
- Nie potrzebuje pomocy medyka! Naprawdę jestem elfem odpowiedzialnym za przygotowanie świąt, jednak pozostali zostali uprowadzeni przez Aspera a bez nich świata się nie odbędą! Trzeba ich uwolnić! I nie musisz mnie nigdzie oprowadzać, tereny watahy znam na pamięć.
- Wydaje mi się, że najwyższy czas udać się do Telishy, ona na pewno się tobą dobrze zajmie. Zaparzy ci jakieś ziółka, a jeśli to nie pomoże pójdziemy do Areliona, naszego szamana, on na pewno coś zaradzi na twoją przypadłość.
- Czemu ty nie wierzysz w magię świąt? Milie i reszta są uwięzieni w jakimś najciemniejszym lochu ze świadomością, że misja ich życia przepadnie a ja sobie sam nie poradzę...- basiorowi urywał się głos a jego oczy zaszkliły się. W tych smutnych ślepiach było coś, co przekonało Vesne o szczerości młodego wilka. Gdzieś w głębi duszy poczuła żal. Coś sprawiło, że jednak uwierzyła w jego słowa.
- Czy mogę ci jakoś pomóc w tej sytuacji?- zapytała z góry jednak znając odpowiedź.
- Tak, pomóż mi ich wydostać. To jedyne, o co cię proszę...- basior uniósł łeb i wlepił w waderę spojrzenie pełne nadziei.
- No więc gdzie zgoda. Gdzie oni są?- samka ledwo wypowiedziała ostatnia zdanie a jej towarzysz podskoczył niczym uradowane szczenie.
- Dziękuje, że się zgodziłaś! Cały ród elfów będzie ci wdzięczny!- młody wilk zaczął merdać ogonem tak energicznie, że cały zalegający na nim śnieg wzbił się w powietrze.
- Źle mnie zrozumiałeś, pytałam gdzie oni są.- wadera nieco ostudziła zapał elfa.
- A, no to jest długa historia, wyprawa w prawdzie też jest dość długa.... Bo wiesz, oni... oni są w jaskini Aspera, jak już wcześniej wspomniałem. Nie jest tak źle! Co to to nie! Trzeba tylko przejść przez mroźny las i zachodnią wieżę a po drodze jest tylko kilka nieznacznych przeszkód wiesz... nic wielkiego! Muszę ci powiedzieć, że wyglądasz na zaprawioną w boju, te blizny i mordercze spojrzenie, swoją drogą mam nadzieję, że nie kierowane do mnie... Po prostu pomóż.- wilk nerwowo rozgrzebywał łapą śnieg. Jego pysk przybrał błagalny wyraz. Można by wywnioskować, że wpadłby w panikę, jeśli Vesna przytrzymałaby go jeszcze chwile w niepewności.
-Dobrze, w porządku. Pójdę tam. Jak ci na imię?
- Jestem Timmy, najmłodszy elf i jedyny ocalały z pogromu Aspera.- wilk posmutniał.- A ty?
- Vesna. Więcej informacji nie przyda ci się do niczego. Komu w drogę temu czas, prowadź.- samka podeszła na krótko do samotnie rosnącego drzewa, uniosła się na tylnych łapach a pazurami przednich wydrapała w korze krótką wiadomość o treści: NIEDŁUGO WRÓCĘ. PRZEPRASZAM. Timmy wygrzebał z zaspy zabawną, kolorową czapeczkę z pomponikiem. Vesna w duchu zaśmiała się do siebie na myśl o tej przedziwnej wyprawie. W skrócie wyglądało to dla niej tak: z góry sturlał się mały wariat twierdzący, że jest elfem świątecznym a jego towarzysze zostali uwięzieni przez jakiegoś tajemniczego szaleńca, który nie chciał dopuścić do świąt. Po prostu świetnie. Pomimo niedorzeczności tych wszystkich zawiłych wątków wadera nie umiałaby odmówić z kilku powodów. Po pierwsze już od dawna planowała jakieś szaleństwo, a to brzmiało całkiem obiecująco. Po drugie, współczuła młodemu utraty rodziny. Sama byłaby w stanie oddać życie dla dobra watahy.
-Prowadź.
C.D.N