· 

Błyszcząca skóra 3#

Musiałem przyznać, że na myśl o nadchodzącej wyprawie przechodził mnie przyjemny dreszcz ekscytacji. Smok, mimo iż z początku lekki zaczynał mi ciężyć. A z pewnością nie było to wychudzone, zmęczone jesiennymi powodziami zwierzę. Mimo że nie miał kataru, pochrapywał co chwilę głośno. Niezmiernie cieszyłem się z małych rozmiarów jego płuc. To doświadczenie pozwoliło mi w pełni zrozumieć opowieści o tym, jak smocze chrapanie powodowało osuwiska kamieni w górach, trzęsienia ziemi oraz tsunami. „Jeśli smoki faktycznie zamieszkiwały Wulkaniczne Zbocza, to zaczynam rozumieć, czemu nie są to Wulkaniczne Góry”, pomyślałem z przekąsem, wyobrażając sobie wielkie trzęsienie ziemi, zrównujące smocze tereny z wysokością poniżej poziomu morza. Zastawiało mnie to czy wśród nich tak jak i pośród nas są magowie. Miałem jakieś pojęcie o smokach, jednak nie byłem pewien co do tego, które informacje z moich ksiąg były tak zwanym „Ziarnkiem Prawdy”. Podobno te „Oswojone” potrafiły w cywilizowany sposób konwersować z wilkami. O ile znały naszą mowę albo my ich. 

Taaa

 

… I Red moja ty kochana przyjaciółko nie myśl, że nie widziałem, jak chichoczesz. Ty wredna wredoto. Nagle mój balast zaczął się wiercić. Nie spodziewany ruch spowodował moje zachwianie się, które prawdopodobnie zakończyłoby się moim upadkiem, gdyby nie błyskawiczna reakcja Red. Smok popatrzył na nas swoimi pełnymi inteligencji oczyma. Doskonale wiedział, że spowodował tę sytuację, jednak nie czuł się winny. Skoro nic się nie stało to, po co ma się martwić? Jego głowę zaprzątała teraz inna sprawa. Głód. Z jego paszczy wysunął się istnie węży język, odsłaniając ostre jak igiełki ząbki. Ześlizgnął się zwinnie z mojego grzbietu. Po moich ciepłych plecach przesunął się chłodny dotyk wiatru. Po smoku nie zostało ni śladu. Patrzyliśmy zaskoczeni w miejsce, gdzie ostatni raz ujrzeliśmy końcówkę jego ogona. - Smoki zaraz po wykluciu, w chwili, gdy ich pazury stwardnieją, skrzydła wyschną, a łuski staną się ścianą nie do przebicia przez strzałę, co zazwyczaj dzieje się w czasie pierwszej godziny od ich pierwszego oddechu, są całkowicie samodzielne.- Skwitowała wadera. - Skoro już tu jesteśmy, nie mam zamiaru się wracać, Red. Tak więc pozostaje nam przeć 

naprzód-ta

po usłyszeniu moich słów zaczęła kontynuować wędrówkę. W tej chwili z nieba zaczął prószyć biały proszek zwany śniegiem.

 

C.D.N.

 

<Red ?>