Gwizdałem jakąś skoczną melodyjkę, nade mną przeleciała sikorka. Uśmiechnąłem się widząc jej czarne ślepka wlepione we mnie, od razu po jej wylądowaniu na gałąź. Usłyszałem odpowiedz na moje jakże idealne muzykowanie. Mój głos zdecydowanie nie mógł się równać ze śpiewem stworzonka. Ptak wywołał wielkiego banana na moim pyszczku. Podziękowałem mu skinieniem głowy, notując sobie, że zimą zostawię dla niego nasiona, albo słoninę. Słyszałem, że te ptaki bardzo ją lubią. Na chwilę zatraciłem się w jego głosie zwalniając, jednak już po chwili przypomniałem sobie o celu mojej podróży. Zostało mi do niej zaledwie parę kroków. Z dwadzieścia? Nie byłem pewien. Przyśpieszyłem kroku. Po chwili wkroczyłem na otwartą przestrzeń Beztroskiej Polany. Przyglądałem się przez chwilę spowitej mgłą polanie. Skręciłem się radośnie i rzuciłem do biegu. Łodygi kwiatów nieprzyjemnie ocierały się o mój brzuch, używając mojej sierści niczym ręcznika i pozbywając się rosy. Dobiegałem już powoli do Samotnego Drzewa, które zwykłem tak nazywać. Jednak dzisiaj nie było samotne, co bardzo mnie zaskoczyło… Drzemała przy nim czarna wadera. Po głębszym przyjrzeniu się jej dostrzegłem czerwone znaki, na jej grzywce ogonie, łapach i uszach. Jak najciszej umiałem odwróciłem się do tyłu, z zamiarem odejścia. Usłyszałem jednak jak wadera się podnosi… Zamarłem w półkroku, po czym odwróciłem się do niej z pięknym uśmiechem. Optymizm przede wszystkim! Co z tego, że nie do końca prawdziwy?
- Witaj! Przepraszam, że cię obudziłem- odpowiedziało mi jej sceptyczne spojrzenie.
- Witaj, nieznajomy… -wzdrygnąłem się delikatnie na widok jej krwistych oczu
- Samael, miło mi cię poznać- szybko uzupełniłem lukę w jej informacjach na mój temat. Chwilę mi się przyglądała, przez to spojrzenie uśmiech na mojej twarzyczce prawie zwiędł
-Red. Zapewniam cię, że milej niż mi ciebie…- No i tak o to mój optymizm wziął nogi za pas, a w oczach pojawiła się iskierka irytacji.
-Mam nadzieję, że mi to wybaczysz- naprawdę na więcej uprzejmości bym się nie zdobył.
-Powiedzmy, że nie mam ci tego za złe… Tak więc… Przyszedłeś tu w konkretnym celu czy bez niego?
- Raczej bez…
-To może powiedz mi o sobie coś więcej bo jesteś pomiędzy kategorią „Zabić na miejscu”, a „Długa i Bolesna Śmierć”
-Dobrze, ale przejdźmy się trochę.
-Prowadź.- Ruszyłem spokojnym tempem w bliżej nieznanym mi kierunku, pozwalając by los zdecydował.
- Tak więc nazywam się Samael, co już wiesz… Aktualnie w watasze pełnię funkcję zwiadowcy, i opiekuna… ale z okazji, że nie ma tu jeszcze szczeniąt mam dużo wolnego i nie wiem za bardzo co ze sobą zrobić.
- Skoro cierpisz na nudę udaj się do uzdrowiciela- słowa te wywołały salwę mojego śmiechu, za co oberwałem zdziwionym spojrzeniem Red, jej słowa najwyraźniej miały mnie zranić, bądź obrazić.
- Moja przyjaciółka jest uzdrowicielką- pośpieszyłem z wytłumaczeniem- masz racje z nią nie da się nudzić, zawsze dzieje się coś ciekawego.
-Ja jestem wojowniczką, a ty znasz się na walce?
- Nie lubię walczyć, wole potyczki słowne. Umiem się bronić, ale wolę omijać takie akcje.
- Sądzisz, że nadawałabym się na stanowisko zwiadowcy?- nie wiem dlaczego, ale poczułem, że to pytanie jest podchwytliwe. Przez chwilę milczałem przyglądając się jej chodowi, był lekki i płynny.
- Sądzę, że dałoby się Cię wyszkolić, tylko te czerwone znamiona mogą być trochę kłopotliwe przy maskowaniu.
-Zapewniam cię, że nie stanowiłyby większego problemu.
-Skoro tak mówisz -nie do końca jej wierzyłem lecz nie miałem ochoty się z nią kłócić. Zaufałem jej. Brzmiała na bardzo pewną siebie. Nagle przystanęła i zaczęła ruszać uszami na wszystkie strony, gdyby nie to, że wyglądała na zaniepokojoną byłoby to dość zabawne.- Red? Co jest?-Nie odpowiedziała mi. Jednak późniejsze wydarzenia rozwiały moje wątpliwości odnośnie tego co ma się wydarzyć.
C.D.N.
(Red?)