· 

W diabelskich sidłach II

Człowiek

 

Wilczyca powoli otwarła oczy. Obraz miała zamglony i niewyraźny. Przez chwilę nieobecnie patrzała na swoje nowe otoczenie. Wokół siebie dostrzegła kraty. Otworzyła szerzej bolące ślepia. Rzeczywiście została przetransportowana do kojca. Widok ten niezmiernie ją zaniepokoił. Próbowała wstać, jednak przeszywający ból mięśni uniemożliwił jej to. Na tylnej łapie nie czuła już metalowych szczęk, zamiast tego był tam mocno zaciśnięty bandaż cały zbroczony jej krwią. Rozejrzała się jeszcze raz. Za kratami widniał krajobraz typowy dla zamarzniętej krainy zimowej. Śnieg w oddali był biały i niczym nieskalany a promienie wschodzącego słońca odbijały się od niego, przez co zapanowała wszechobecna jasność, różnił się od tego pod jej kojcem gdzie był szary, udeptany i nawet nie przypominał śniegu. Na horyzoncie majaczyły wzgórza częściowo przykryte gęstą pierzyną chmur. Nieopodal rzędu kojców stała drewniana chata. Kłęby dymu wydobywały się z ledwo widocznego komina, zasłoniętego przez idealnie gładką warstwę białego puchu, zalegającą na dachu. Vesna spróbowała wstać jednak i tym razem przyszło jej to bardzo mozolnie. Wszystkie mięśnie bolały ją a łapy miała zdrętwiałe i zimne jak lód. Co chwile wstrząsały nią dreszcze. Dopiero gdy doszła do siebie wrócił jej węch. Po raz kolejny złapała trop samotnego wilka, tylko tym razem wyraźniej. Wszystkie inne kojce jednak świeciły pustkami. To wszystko w głowie wilczycy zaczęło układać się w logiczną całość. Samotnik wpadł we wnyki i został zabrany, zanim ona się tam pojawiła. Z kolei jego zapach tutaj świadczył o tym, że trafił w to samo miejsce. Jednak teraz już go tu nie było, czy to znaczy, że i ją gdzieś przeniosą? Trzask drewnianych drzwi wyrwał ją z rozmyślań. Na prostej drodze do jej kojca stanął człowiek. Zjeżyła sierść i zaczęła warczeć głosem ochrypłym i zmęczonym. Gdy zbliżył się na niebezpieczną odległość wadera kłapnęła szczękami w powietrze. Chciała go zabić, rozszarpać i porzucić, żeby pożywiły się nim kuny i sowy. Człowiek ten miał długie, czarne, siwiejące włosy, twarz pomarszczoną przedwcześnie przez panujący tu, silny mróz, odziany był w gruby kożuch ze zwierzęcej skóry. W dłoni trzymał kij, którym z całej siły uderzył w kojec Vesny tak, że metalowa klatka zatrzęsła się. Śmiał się przy tym, jak sam diabeł. Wadera wpadała w coraz większy szał, potwór stał od niej na odległość skoku, dokładnie wiedziała gdzie powinna ugryźć, żeby nie zabić go od razu, ale żeby męczył się tak jak ona teraz. Niemal czuła już w pysku znienawidzony smak ludzkiej krwi. Żądza mordu obudziła się w niej jak nigdy dotąd. Pomimo ogromnej przewagi nad tą przebrzydłą istotą nie mogła go nawet tknąć. Od zatopienia kłów w skórze człowieka dzieliły ją metalowe kraty, które ciągle wydawały żałosne dźwięki pod wpływem raz po raz opadającego na nie kija. Vesna miotała się po kojcu nie zważając na silny ból mięśni ujawniający się przy każdym ruchu. Jej bezsilna złość wydawała się sprawiać dwunożnej bestii wielką satysfakcję. Wtem w nozdrza wilczycy uderzyła woń sfory psów. Oprawca zaprzestał drażnienia wadery, gdy tylko usłyszał w oddali za sobą skrzypiący pod płozami zaprzęgu śnieg. Osiem psów husky biegło na czele sań przecinając dotąd nietkniętą toń białego puchu. Na saniach siedział z batem w ręku inny człowiek, szczelnie zawinięty w gruby kożuch. Zatrzymał swój pojazd przed chatą Indianina, gdy tylko zaczął oddalać się od zaprzęgu dyszące psy rozciągnęły się na śniegu. Człowiek odrzucił kij i ruszył na spotkanie przybyszowi.

 

-Wyatt Savoy, miałem nadzieje zobaczyć cię dopiero za dwa księżyce!- Mówiąc to podał mężczyźnie dłoń, tak jak mają w zwyczaju witać się biali ludzie. Przybysz odwzajemnił uścisk. Był on nieco wyższy od Indianina, jego wąsy pokrywał szron a niesforne, rude kępki włosów wychodziły spod czapki zasłaniając pół czoła.

 

- Wiem Sitka, ale nadciągają zamiecie śnieżne. Te dwa dni różnicy przy takiej pogodzie pozwolą mi dojechać do Faktorii* na czas i oby w jednym kawałku. Pokaż lepiej co dla mnie masz.- Wyatt wskazał na szopę, w której Indianin trzymał roczny dorobek w postaci futer i skór. Udali się w tamtym kierunku, by za chwilę wrócić do sań niosąc wiele sztuk zwierzęcej skóry i futra. W jednej z nich Vesna rozpoznała zapach samotnego wilka. Wszystko stało się jasne, człowiek łapał zwierzęta, żeby zabrać im futro, a następnie je sprzedać. Nie mogła już powstrzymać tłumionego warczenia, zaczęła ponownie miotać się po klatce czym zwróciła na siebie uwagę mężczyzn. Wyatt powolnym krokiem zbliżył się do kojca patrząc raz na waderę, raz na Indianina. Zatrzymał się kilka kroków przed metalową kratą i uważnie przyglądał się złoszczącej się wilczycy. Po chwili w ślady Wyatta ruszył Sitka.

 

- Gdybyś przyjechał zgodnie z umową za dwa księżyce to i jej futro znalazłoby się na twoich saniach.- Wyatt przeniósł wzrok na stojącego za nim mężczyznę.

 

- Muszę mieć to futro...

 

- Mogę ci ją odsprzedać w całości, ale będzie bardzo drogo kosztować. To nie jest zwykły wyjący do księżyca wilk. To magiczny wilk z opowiadań moich przodków. Gdy ją złapałem miała na sobie skórzany pas a na nim... sztylety i noże! Mogę ci je odsprzedać razem z nią.- Mówiąc to wyciągnął z obszernej kieszeni pas z pięcioma ostrzami. Każde z nich było w jakimś stopniu naznaczone jej kłami. Vesna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie swojego ekwipunku. Została złapana, okaleczona i obrabowana. Zaprzestała już wierzgania się, teraz tylko warczała. Ludzie z powrotem oddalili się do sań. Wyatt wyjął z pojazdu ciężką sakwę i odsypał z niej Indianinowi całą należność w złotym piasku**.

 

- W faktorii pewnie dostaniesz dwa razy więcej za futro tej wilczycy... gdybym tylko miał zaprzęg tak jak ty sam pojechałbym sprzedać to wszystko...

 

- Wilka nie wiozę do faktorii.

 

- To gdzie?!

 

- Do osoby która zrobi z jej futra prawdziwe arcydzieło. A później dam je Marii. -rzekł z dumą. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Wyatta wstrząsnęło Indianinem.

 

- Ale jak to?! Nie sprzedaż tego? Przecież to może być tyle warte a ty oddasz to żonie?!- Chwycił się za głowę i patrzał na pakującego futra mężczyzna jak na wariata. Wyatta ogarnęła lekka irytacja.

- Sitka, ja wiem, że u was się czegoś takiego nie praktykuje, ale ja lubię obdarowywać Marii a szczegulnie, że rok temu urodziła mi syna i zasługuje na to futro i wiele więcej. A teraz musimy w jakiś sposób załadować mojego wilka. Przywiążemy ją za saniami. Podaj mi linę.

 

- Powodzenia Wyatt! To diabeł wcielony. Jeśli się tylko odwrócisz do niej plecami niewiele po tobie zostanie.

 

- Może zwiążemy ją zaraz za psami...

 

- Co?! W kwadrans z twojej sfory gówno zostanie! Nie widziałeś jak się rzuca? Brak ci pomyślunku.

 

- To co proponujesz?- Sitka nie odpowiedział na pytanie Wyatta. Zamiast tego udał się do chaty, by przynieść z niej dwumetrowy kij. Bez słów podszedł do sań i umocował jedną jego końcówkę jak najmocniej do tylnej części pojazdu. Na drugiej stronie kija zawiązał i przybił gwoździem skórzany postronek.

 

- Do tego przywiążemy jej pysk. Nie ma mowy, żeby cię dopadła.- Jak powiedział tak też zrobił.

 

Pomimo wielu lin i postronków Vesna pokiereszowała należycie Indianina, wprowadziła niemałe zamieszanie wśród sfory psów husky i przewróciła sanie. Jednak po godzinie szarpaniny Wyattowi udało się odjechać.

 

*Faktoria – placówka handlowa położona w krajach kolonialnych, które stanowiły obszary eksploatacji przez europejskie potęgi kolonialne, głównie przez Brytyjczyków, Francuzów czy Holendrów. Lokalizowane zazwyczaj na wybrzeżu, tak by wywóz surowców z nowych obszarów był jak najbardziej ułatwiony.

 

**Złoty piasek -- samorodki złota wydobywane podczas eksploatacji krajów kolonialnych często zastępowały pieniądze.

 

 

 

C.D.N