Mój krok był spokojny. Od paru dni pozwoliłam sobie na spokojniejszą wędrówkę. Dość długo utrzymywałam forsowany marsz, posilając się mięsem upolowanym przez mniejszych drapieżników. Odczuwałam dalej jego skutki w trzęsących się lekko łapach. Z oddali dało się usłyszeć dźwięk małego strumyka. Tylko dla niego zwalczyłam potrzebę zatrzymania się i położenia na miękkim mchu. Pościg zgubiłam już pewnie wiele dni temu. Sprawa ta prześladowała mnie, a widok pyska, który w czasie podróży zdążyłam już znienawidzić krążył mi przed oczyma. Mimo tempa mojej ucieczki sądziłam, że wilk dał mi uciec. W końcu czy potężny wilk w kwiecie wieku nie dałby rady dogonić szczenięcia? Nawet jeśli wystartuje z półgodzinnym opóźnieniem? Powinien mnie dogonić i zabić. Moja dusza powinna już gnić w podziemiu... Czy gdziekolwiek one trafiają... Za drzewami ujrzałam piękną przejrzystą wodę. Podeszłam do niej niepewnie i schyliłam głowę, by się napić. Picie z małych źródełek odpowiadało mi znacznie bardziej niż wędrowanie wzdłuż rzeki. Nawet jeśli wiązało to się z tym że były one od siebie oddalone, a to czy się na nie trafi kwestią szczęścia. Gdy napełniłam swój brzuszek rozejrzałam się po brzegu strumyka. Niby nic specjalnego. Zaraz... stop. Pokłusowałam do malutkiej, roślinki. Jej główna gałąź ledwo zdołała lekko stwardnieć. Nie było na niej owoców, co bardzo mnie zasmuciło, lecz było oczywiste. Skoro roślina tu rosła to pozwoliłam sobie na nadzieję, że niedaleko znajduje się jej "matka" , na której zostało trochę owoców. Niechętnie zostawiłam źródełko i zaczęłam kręcić się między drzewami. Chwilę mi to zajęło, jednak ostatecznie znalazłam całkiem pokaźnej wielkości krzak. Zostało na nim co prawda mało owoców, jednak powinniśmy się cieszyć z wszystkiego, co nam los przynosi, co ja zdecydowanie robiłam to w tamtej chwili. Kilka następnych dni minęło mi spokojnie, pozwalałam sobie na coraz spokojniejsze tempo, a siły wracały do mnie bardzo szybko. Co jak podejrzewałam, było spowodowane moim młodym wiekiem. Czułam dumę! Kilka razy udało mi się upolować nornice i mysz. Byłam tym zachwycona. W chwili którą obecnie opisuje, szłam tanecznym krokiem, zarzucając swoim puchatym ogonkiem na wszystkie strony. Nie spodziewałam się żadnych utrudnień. Nie w chwili, gdy wszystko sprawiało na moim pyszczku uśmiech, a bogowie zaczęli się do mnie uśmiechać. No cóż, ale jak widać, ten uśmiech był udawany, bo w następnej chwili moja łapa natrafiła na dziurę zakrytą gałęziami. Wpadłam do środka, koziołkując kilka razy w powietrzu. Leżałam tak parę sekund trawiąc to co się przed chwilą stało. W tłumaczeniu na mój mózg zostałam upolowana niczym wcześniej wspomniana nornica. Wstałam i warknęłam głucho na otaczające mnie ściany. Pułapka została najwyraźniej zapomniana, gdyż nikt nie upomniał się o zdobycz w niej siedzącą, czyli mnie. Siedziałam tak kilka ładnych godzin patrząc na wiewiórki. Najwidoczniej próbowały mnie dokarmiac gdyż rzucały mi czasem żołędzie, albo to była forma ukamienowania... Następnego dnia o świcie usłyszałam nucenia. Zjeżyłam całe futro przerażona. Bałam się wydać najmniejszy dźwięk. Nagle czyjąś głową zajrzała do mojej przytulnej chatki. Biały wilk przechylił głowę zdziwiony. Zaskoczył mnie bardzo jego wygląd. Całe jego oczy były niebieskie. A szyję oplatał długi czerwony szal. Czy to możliwe, że tak jak mówią wszyscy, by nas pocieszyć "Po Burzy Zawsze Wychodzi Słońce"? I czy ten wilk będzie kolejną burzą, czy może stanie się dla mnie uśmiechem losu? Spojrzałam niepewnie, aczkolwiek ufnie w jego oczy. Kwiat nadziei zaczął kiełkować w moim sercu. Miałam nadzieję, że będzie mu dane zakwitnąć.
C.D.N
(Raksha? Pomożesz tej ślamazarze?)