· 

Nowa przyjaźń [Część#2]

Zaskoczona nagłym wyznaniem basiora stanęłam jak wryta.

 

-Co masz na myśli, Jake? -Zapytałam, wyraźnie akcentując imię basiora. Przy okazji uniosłam jedną ze swoich brwi, co mogło wyglądać dość zabawnie.

 

Basior nie speszył się pytaniem, w tym momencie podziwiałam jego pewność siebie. Popatrzył mi w oczy, chwilę jakby wahając się nad odpowiedzią.

 

-Nieważne! -Uśmiechnął się. -Skoro już biegam, to może pobiegamy razem?

-Ohh, nie jestem wielką fanką biegania...

-To może chociaż spacer? -Zbliżył się do mnie. -Nalegam.

Zastanawiałam się chwilę co powinnam zrobić. Niby niczym nie byłam zajęta, a i tak powinnam była niedługo udać się na zbieranie brakujących ziół.

-Niech Ci będzie. -Odrzekłam, uśmiechając się ciepło. -Ale pod warunkiem, że rozejrzymy się przy okazji za roślinami, których mamy niedobór w zielarskim spisie.

 

Kiwnął głową dając mi znak, że akceptuje wyznaczony warunek. Ruszyliśmy więc przed siebie, a dokładniej Magiczną Drogą. Z początku doskwierała nam nieco niezręczna cisza.

 

-No to... Jak Ci się u nas podoba? -Zagadnęłam, aby rozruszać konwersację.

-Jest w porządku, nie narzekam. -Uśmiech nie znikał z jego pyska.

 

Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie uknuł czegoś dziwnego, że ma tak dobry humor. Szliśmy dalej, a rozmowa zeszła na tematykę hierarchii, potem przebiliśmy się przez zwierzynę łowną, a na sam koniec żwawo dyskutowaliśmy o wierzeniach. Dzięki tej dyskusji mogliśmy nieco lepiej poznać wzajemne światopoglądy, co w mojej osobistej opinii było rzeczą pozytywną. Potem dotarliśmy nad Jezioro Dusz, gdzie chciałam odnaleźć wcześniej wspomniane zioła.

 

-Właściwie, jak to jest być zielarzem? Nie nudzi Cię to czasem? -Basior dotrzymywał mi kroku, gdy ruszyłam w kierunku zarośli.

-Oh, niestety praca zielarza często kojarzy się z monotonnością -westchnęłam cicho. -Ale jeśli interesujesz się otaczającą Cię przyrodą, to nie jest to nudne. Uwielbiam poznawać nowe gatunki roślin, sprawdzać ich właściwości. Nie zapominaj, że jestem też łowcą, zupełnie jak Ty. Zielarstwo pozwala mi się uspokoić, czasami ciężko jest zabijać ofiary, nawet w celu przetrwania.

 

Jake przytaknął, a ja speszyłam się gdy dotarło do mnie jak bardzo się rozgadałam. Opuściłam głowę i zaczęłam zbierać pnący się nieopodal Wiciokrzew.

 

-A ta roślina, co to jest? -Wskazał nosem.

-To mój drogi jest Wiciokrzew! -Uśmiechnęłam się szeroko. -Napary z jego kwiatów i liści mają właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne. Są bardzo przydatne, szczególnie przy szczeniakach, które często zdobywają nowe rany, nawet nie wiadomo gdzie.

-Właściwie... U nas w watasze nie ma żadnych szczeniąt. Jak myślisz, czym to jest spowodowane? Ja uważam, że chyba jesteśmy dość młodą watahą, dlatego nie decydujemy się na potomstwo.

-Nie jestem pewna, Jake. Ale zgadzam się z Tobą, przed nami jeszcze długa droga wzajemnego poznawania się.

-A poza tym szczeniaki są strasznie głośne! -Dodał po chwili, uśmiechając się lekko.

-To mało powiedziane. -zaśmiałam się w odpowiedzi na komentarz Jake'a.

 

Zebrawszy odpowiednią ilość Wiciokrzewu zebraliśmy się do drogi powrotnej. Zgromadzone zapasy rośliny postanowiłam składować w zamieszkiwanej przeze mnie jaskini, mając nadzieję, że moi współlokatorzy nie będą mi mieli tego za złe.

 

-Dziękuję za miły spacer, Jake. -Uśmiechnęłam się ciepło. Basior odwzajemnił gest. Przez chwilę miałam wrażenie, że chciałby coś dopowiedzieć.

 

<Jake?>