· 

Misja indywidualna - Zagubieni

Z samego rana wybudził mnie potworny ból głowy. Rozsadzał moją czaszkę, pulsując nawet pomiędzy moimi zębami. Podniosłam się na cztery łapy i ruszyłam w kierunku wodopoju znajdującego się na samym końcu mojej nowej jaskini. Samael i Flore byli wspaniałymi współlokatorami, bardzo cieszyłam się, gdy wspólnie zamieszkaliśmy. Nie chcąc ich budzić przemknęłam na opuszkach palców by napić się chłodnej wody. Ona jednak nie pomogła mi za bardzo, jako zielarz wiedziałam czego będzie mi trzeba. Napar z ziela Giftig był w tym przypadku niezbędny. Opuściłam moje schronienie równie cicho i udałam się w kierunku Leśnych Wrót, tam ostatnio owe zioło rzuciło mi się w oczy. Poranek był dość zimny, a rosa osadzona na zielonkawej trawie przemoczyła mi futro na łapach. Niska temperatura ukoiła nieco ból głowy. Gdy dotarłam na miejsce w oczy rzucił mi się basior, był to Polaris. Jego czarne futro również było mokre w okolicach łap, co zasugerowało mi, że mógł dotrzeć tu chwilę przede mną. Kulił się jakby przy ziemi, dość nisko i obserwował jeden punkt.

-Polarisie, co tutaj robisz o tak wczesnej porze? -rozpoczęłam konwersację, ściągając uszy do tyłu w przyjaznym geście.

-Cicho. -ruszył łapą w geście przywołującym mnie do siebie, nawet nie obejrzawszy się za siebie.

Podążyłam za jego poleceniem i chwilę później znalazłam się obok niego. Oczy basiora były zwrócone w kierunku sarny, która właśnie spożywała jakieś zioła. Ba, nie "jakieś zioła", tylko potrzebne mi zioła! Nie mogłam jej na to pozwolić.

-Giftig? Od kiedy sarny jedzą tę roślinę?

-Najwidoczniej od kiedy mają migreny. -wyszeptał, po czym uśmiechnął się połowicznie.

-W takim razie łączę się z nimi w bólu, też przyszłam tu po Giftig. Polarisie, mój łebek zaraz odpadnie, musimy ją przegonić.

-Właściwie...-skupiłam się na jego wypowiedzi. -Ja też przyszedłem tu po to zioło. Jest potrzebne w watasze, nie każdy potrafi je znaleźć, a jeszcze mniej osób je wykorzystać. Przyda się w łapach zielarzy.

Przytaknęłam głową, po czym gwałtownie wstałam, w taki sposób, aby sarna na pewno mnie dojrzała. Chwilę później po potencjalnej zdobyczy nie było już śladu.

-Mogliśmy przynajmniej ją przekąsić, jeśli w taki sposób polujesz to nieźle, Telisho! -zażartował prostując się przy okazji. Żwawym krokiem ruszył w kierunku gęstwiny.

-Bardzo śmieszne, nie mówiłeś, że jesteś głodny. -Uśmiechnęłam się ciepło i chwilę później stałam obok niego.

Po Giftigu nie było jednak ani śladu. Wszystkie cenne listki skończyły w brzuchu roślinożercy. Westchnęłam głośno zrezygnowana, a ból znów dał o sobie znać.

-Jesteś zwiadowcą, Polarisie. Liczę, że wiesz gdzie rośnie tego więcej.

Pokiwał łbem i zmrużył oczy w geście myślenia. Pewnie dawno nie zapuszczał się tak daleko, na tyle, aby przypomnieć sobie od razu. Tereny watahy były rozległe, ale przecież na nich nie kończył się świat. Odkąd znalazłam się w watasze miałam wrażenie, że wyrzuciłam z głowy to co było poza owymi terenami. Liczyły się tylko te ziemie i to co na nich było. Choć czasami nachodziła mnie myśl, aby zobaczyć jeszcze kawałek planety poza nimi. I może dziś miała się nadarzyć ku temu okazja. Polaris wytłumaczył mi gdzie znajduje się Giftig, ale nie był co do tego przekonany. Mimo wszystko musieliśmy sprawdzić, gdyby ktoś miał przeżywać podobne katusze co ja teraz, lepiej byłoby, gdybyśmy mieli wszystko w pobliżu. Ruszyliśmy więc przed siebie, powolnym krokiem. Słońce dopiero miało wynurzyć się zza chmur, pośpiech był nam zbędny. Podczas drogi nieco rozmawialiśmy. Polaris wydawał mi się dość nieśmiały, przynajmniej na początku. Potem nieco otworzyliśmy się przed sobą i dyskutowaliśmy na tematy takie jak przeszłość, plany na przyszłość czy zainteresowania. Spytałam też Polarisa skąd u niego pasja do zielarstwa i ambicje na medyka. Minęła chwila zanim przemyślał swoją odpowiedź. Ale mieliśmy czas.

<Polaris? :)>