Leniwie otworzyłem oczy. Świat ukazał mi się do góry nogami. Zamknąłem z powrotem oczka. I trafiło do mnie to co widziałam. Zamrugałem gwałtownie. Powoli docierało do mnie, że leże na plecach. Znacznie mnie to uspokoiło. Mój śmiech poniósł się po polanie. Przewróciłem się na bok po czym wstałem na nogi, zdając sobie sprawę, że załapałem się jeszcze na ostatnie promienie naszej gwiazdy. Siedziałem tak chwile patrząc na krwawe niebo i cienie drzew. Kochałem noc lecz zachody były równie wspaniałe. Tak płynął mi czas do chwili gdy przestałem widzieć koniec własnego nosa. Uśmiechnąłem się czują powiew chłodnego powietrza. Wstałem i ruszyłem przespacerować się po lesie. Rozpoznałem kilka konstylacji, w pewnej chwili księżyc wyszedł z za chmur. Nie mogłem się powstrzymać. Zawyłem
Patrzyłem jeszcze chwile na to co urzekało mnie od dość dawna. Ruszyłem w dalszą drogę dalej spoglądając w niebo, nie zwracałem większej uwagi na to co mnie otacza. Miałem wrażenie że Fortuna patrzy na mnie z góry. Bogini losu wydawała się być zaniepokojona. Chciała mnie ostrzec bym uważał. Przez chwile zastanawiałem się czy mogę odwrócić się i uciec? Lecz nie zrobiłem tego ciekawość wzięła za wygraną. Zacząłem rozglądać się po ziemi. W pierwszej chwili nic nie widziałem ale… Po chwili księżyc rzucił ścień na ślady potężnych racic. Chciałem złapać to zwierzę. Jeszcze raz spojrzałem w niebo, i poprosiłem moją patronkę o błogosławieństwo. Ślady w dalszych miejscach były tak słabo widoczne że musiałem kierować się zapachem, nagle grunt się zapadł a ja musiałem wkroczyć do.. zagajnika? Spiąłem się w sobie, było to dobre miejsce na kryjówkę… Starałem się wejść tam jak najciszej tylko mogłem. Dotarłem do małej polanki. Stały tam trzy wielkie zwierzęta. Nie! Było ich pięć! Wielki Biały byk i dwie samice jeleni z młodymi. Samiec spojrzał w moją stronę wąchają powietrze. Lecz stał dalej nieruchomo. Zacząłem się cofać. Podskoczyłem słysząc gałąź łamiącą się pod moją łapą. Tyle wystarczyło. Srebrny jeleń zaczął szarżować w moim kierunki, no cóż wziąłem nogi za pas.
Biegliśmy już tak dość długo. Samiec nie miał zamiaru mnie zostawić. Wilki pewnie wyrządziły mu wiele krzywd w przeszłości. Może nawet pamiętał czasy Westa? Nawet jeśli to nie dał mi czasu by się dłużej nad tym zastanawiać. Nie miałem szans okazać się od niego wytrzymalszy. Musiałem szybko coś wymyślić. W głowie miałem zarys pewnego planu lecz czy dam radę dobiec do Wodospadu Życia? I czy znajdę tam to czego potrzebuje? Zawsze warto spróbować choć jeśli się uda będzie to niezła ironia, a jeśli nie w najlepszym wypadku zdechnę gdzieś z powodu obrażeń. Wiedziałem ze długo już nie ubiegnę. Przyspieszyłem i ostatkiem sił dotarłem nad wodę. Chwilę poruszałem się wzdłuż koryta modląc się do Fortuny o pomyślny los. Zobaczyłem to na co liczyłem od początku. Pień drzewa tworzący most miedzy brzegami. Wskoczyłem na niego. Gdy znalazłem się po drugiej stronie zatrzymałem się patrząc za siebie. Jeleń kopał ziemię wściekle. Miałem nadzieje, że odwróci się i wróci do rodziny, lecz on wszedł na pień. Postawił kilka kroków. Ześlizgnął się z kory pokrytej mchem. To musiało skończyć się źle. Nurt w tej części był niewiarygodnie silny. Zabrał go i zrzucił wraz kaskadami wody. Zbiegłem szybko w dół zbocza mając nadzieję ze zwierzę jednak przeżyło. Zmęczenie jednak nie pozwoliło mi długo utrzymać tępa na dół dotarłem po godzinie schodzenia. Niestety to był ostatni dzień jego życia. Znalazłem jego zwłoki wyrzucone na brzeg. Modliłem się o dobre życie pośmiertne dla niego w świecie Pana Podziemia. Obiecałem Fortunie jedną z nóg jelenia, resztę zje wataha. Pozostałem przy jego ciele do rana modląc się dziękczynnie do mojej Patronki. Ciekawe wogóle czy Fortuna ma tu jakiś ołtarz…