· 

Misja indywidualna [Część #1]

Od paru godzin patrolowałem teren watahy. Starałem się by nic nie umknęło mojej uwadze. Jednak już powoli zaczynałem mieć dość. Brzuch stwierdził ze nie da mi spokoju. „Po pracy” pomyślałem surowo. Drzewa nagle ustępowały wielkiej połaci terenu. Zatrzymałem się w cieniu. Wszystko wyglądało normalnie. Ale ta cisza… Swego czasu nauczyłem się, że cisza nie jest niczym dobrym. Utrudnia zostanie niezauważonym, oznacza stres zwierząt z fauny, co równa się z tym że coś musiało je przestraszyć. I to coś jest blisko, gdyż nadal boją się odezwać. Od paru godzin wędrowałem w kierunku przeciwnym do wiatru, lecz w tej chwili zbytnio mi to nie pomogło. Przemyślałem posłanie myśli w kierunku polany i jej okolic… Ale czy odsłonięcie się na atak to dobry pomysł..? Gdy nawet nie wiesz czego bądź kogo masz szukać? Trwałem w bezruchu obserwując sytuację. Nic się nie działo… Poczułem się niepewnie odwracając się za siebie.  Ujrzałem ogień. Ogień płonący w sercu a ukazywany oczyma. Dwojgiem ognisto fiołkowych oczu. Przybrałem pozycję obronną. Usłyszałem kpiący śmiech.  

 

-Nie bój się kundelku, nie zjem cie…-  rzuciła wadera wychodząc z krzaków. Przechylił głowę rozpoznając waderę.

- Vesna. Wojowniczka. Jeśli dobrze pamiętam

- Basiorze niestety masz nade mną przewagę gdyż nie wiem kim jesteś. Gdybyś był dobrze wychowany przedstawiłbyś się zanim zacząłeś mi mówić kim jestem -prychnęła choć wydawała się być rozbawiona.

- Wybacz Pani gdzie moje maniery- pokłonił się.- Nazywam się Samael. Pełnię funkcję zwiadowcy. Jeśli mogę zapytać, jak nastraszyłaś wszystkie te zwierzęta?

- To nie ja. Sama zastanawiałam się nad przyczyną tego zamieszania.

- Trzeba to sprawdzić-wzruszyłem z uśmiechem ramionami.

- Z tym się muszę zgodzić.

 

Ruszyłem powoli w głąb lasu obchodząc polanę w kółko. Coś mi tu nie pasowało.. wziąłem kamień i rzuciłem w miejsce na którym miałem postawić łapę. Usłyszałem dźwięk metalu, nie czekając na nic skoczyłem  z wojowniczką do ucieczki. Wbiegliśmy za jakieś szerokie drzewo.  Jeden… Dwa… Trzy.. tyle razy coś uderzyło o pień drzewa… wyjrzeliśmy niepewnie z naszej kryjówki. Ujrzałem trzy kije zakończone od strony pnia ostrym kamieniem a na drugiej stronie były pióra. Nie miałem pojęcia co to takiego. Lecz pachniało człowiekami…

 

-Strzały..-wyszeptała wadera. Jej spojrzenie powędrowało w stronę, z której przyleciało to… coś.. widziałem już strzały w watasze, lecz  te były inne…– O proszę! Są i kusze! -Były to dość duże maszyny. Okropne poza tym śmierdziały ludźmi i krwią.  Wojowniczka chwile mówiła o tym typie broni długo dystansowej. Słuchałem uważnie sądząc ze to wszystko może mi się w przyszłości przydać.

 

- Powinniśmy zawiadomić Alesse i innych, o kłusownikach tak głęboko w lesie .

- Też tak sądzę – powiedziała ruszając w stronę domu.

 

Szliśmy  już tak dłuższą chwilę nasłuchując czy nic za nami nie podąża. Nagle się zatrzymaliśmy .Z oddali dało się słyszeć wściekłe ujadanie psów. Dochodziło od strony polany. Spojrzeliśmy na siebie. Oboje wiedzieliśmy jedno. Nie możemy sprowadzić pościgu do naszej watahy. Naszej rodziny.

 

CDN

 

 

<Vesna?>