· 

Uciekaj, póki możesz! |Część 1|

Był prawie świt, gdy wpadłam na pomysł, aby pójść na polowanie i może zapolować na jakąś sarnę, którą najem się do syta. Same myśli o jej soczystym i pysznym mięsie oraz krwi, którą popijałabym zupełnie jak wodę ze stawu sprawiały, że ciekła mi ślinka. Oczywiste było jednak, że nie mogłam pójść sama – „przecież mogłoby mi się coś stać”, jak mawiają zwykle wilki. Chociaż nie lubiłam, gdy ktoś się mną opiekował to uznałam, że miło by było mieć towarzystwo. Dlatego więc wybrałam się tam z Arelionem, basiorem dość przyjaznym na pierwszy rzut oka. Wyglądał dosyć normalnie, ale jedno mi w nim przeszkadzało – posiadał skrzydła, a za nic nie potrafił latać. Co to za wilk, który tego nie potrafi, a ma okazje się nauczyć?

 

Przykucnęłam na ziemi, nie dotykając jej brzuchem i spięłam mięśnie, a mój ogon swobodnie położony był w poziomie. Intensywnie wpatrywałam się w sarnę, która znajdowała się zaledwie trzy skoki wilka ode mnie. Swoją żuchwą gryzła trawę, ówcześnie wyrywając ją z podłoża. Zupełnie nie spodziewa się, że na nią naskoczę, jeżeli zrobię to wystarczająco cicho. Powolnymi ruchami zbliżałam się do niej, próbując wychwycić właściwy moment na atak. Gdy zniżyła ponownie głowę, szybkim ruchem podniosłam się z ziemi i skoczyłam jej na grzbiet. Rzucała się na wszystkie strony, próbując mnie zrzucić, ale ja sprawnym ruchem wgryzłam jej się w kark, a następnie przewaliłam ją na ziemię. Nie pokonało ją to, bo próbowała się podnieść, ale wtedy rozcięłam jej gardło i poczekałam chwilę aż zwierzyna padnie z rozkrwawienia się.

 

Przejechałam językiem po wargach. Smak krwi…

 

- Arelion, chodź, zobacz jaka wielka mi się trafiła! – krzyknęłam do niego, pochylając się nad już martwą sarną. Tak jak wspomniałam, była dość dużej wielkości, możliwe, że była prawie w podeszłym wieku. Może dlatego udało mi się ją przechytrzyć!

 

Kroki, które usłyszałam początkowo należały do basiora, który podchodził do mnie z tyłu, trzymając w pysku również sporawej wielkości zająca. Chociaż całe jego wargi pokryte były czerwoną mazią, mogłam dostrzec, że jego kąciki uniesione były do góry. Jednakże gdy się zatrzymał, usłyszałam kolejne. Zamarłam w miejscu i ruchem ogona kazałam mu się również nie ruszać.

 

- Słyszę coś – szepnęłam za siebie, lekko podenerwowana. – I to coś mi nie pasuje.

 

Wstałam i udałam się w stronę źródła dźwięku. Przedzierając się przez zarośla czułam jak ciekawość kuje mnie po całym ciele. Dreszczyk adrenaliny przybył do mnie w natychmiastowym tempie. Przez ułamek sekundy było zupełnie cicho, ale zaraz po tym, usłyszałam głos Areliona:

 

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?

 

- Nikt ci nie kazał za mną iść, więc nie marudź – Prychnęłam, obsypując go piachem swoją tylną łapą. Zdaje mi się, że próbuje zgrywać bohatera i opiekuńczego wilka, ale ja nie potrzebowałam nikogo takiego w moim życiu. Poradzę sobie sama. Nikt nigdy mi nie pomagał, wszyscy mieli mnie za ścierwo, dlatego teraz wiem, że mogę polegać tylko na sobie.

 

Głos, który następnie usłyszałam brzmiał strasznie dziwnie – nie należał do wilka ani do żadnego z poznanych przeze mnie potworów. Ten bełkot był dla mnie nie zrozumiały, jakby jego właściciel porozumiewał się w innym języku. Przez szparę pomiędzy krzakami zobaczyłam go. Zobaczyłam… człowieka. Tak mi się z resztą wydaje. Był wysoki, dobrze zbudowany i posiadał włosy, sięgające mu do ramion. Na plecach nosił jakiś dziwny pasek, w pasie zawieszone jakieś nożyki, a w ręku trzymał broń.

 

- To myśliwy – Mój towarzysz znów się odezwał. – Poluje na zwierzynę.

 

- Dzięki, panie wszystkowiedzący, ale tak się składa, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

 

Podświadomość kazała mi odejść od niego, ale ciekawość wygrała. Musiałam się zbliżyć i zobaczyć, co dokładnie robi w tym miejscu. Przecież gdyby zastawiał pułapki to musiałabym poinformować o tym alfę, prawda? Czułabym się głupio, gdyby ktoś został ranny przez to, że chciałam skrywać mądrą. Nie chcę aby komukolwiek się coś stało! Chociaż zamiary miałam dobre, plan już nie, ponieważ gdy postawiłam kolejny krok to człowiek spojrzał się w naszym kierunku. Teoretycznie nie mógł nas zobaczyć, gdyż byliśmy ukryci, ale wiadomo, co ma w głowie taka bestia?

 

Gdy podniósł swoją broń i skierował ją w naszym kierunku, krew ścięła mi się w żyłach. Przecież on może nas zabić! Nie chciałam oczywiście ginąć w taki sposób, ale  w ogóle nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Kątem oka spojrzałam na Areliona, ale również i on zdawał się być bezradny. Nagle zobaczyłam, że człowiek naciska na spust. Przerażona, odruchowo mocą telekinezy podniosłam kamyk, który z łatwością odbił nabój. Myśliwy zrozumiał, że to nie był przypadek. Rozstrzeli nas…

 

- Uciekaj! – wrzasnęłam w stronę Areliona, popychając go na bok.

 

Zaczęłam biec przed siebie, w ogóle nie patrząc, dokąd biegnę. Zależało mi tylko na przeżyciu, nie ważne gdzie bym się znajdowała. Arelion biegł obok mnie, a krzyki przerażonych i wkurzonych ludzi rozbrzmiewały w moich uszach. Próbowałam robić uniki, ponieważ nabój z broni mógłby mnie poważnie zranić. Wpadłam wtedy na pewien pomysł – zamieniłam się w cień, ale nie przerwałam biegu. Nigdy się nie zatrzymuj przed przeciwnikiem...

 

OPOWIADANIE ANULOWANE ZE WZGLĘDU NA WYRZUCENIE WILKA KTÓRY JE NAPISAŁ.

 

 

<Luneek? ♥>