Szedł pewny siebie po terenach watahy. Nucił piosenkę, którą podchwycił od... no właśnie. Od kogo? Mimo młodego wieku, nie pamiętał życia z matką. Wiedział tylko, gdzie mieszka i jak wygląda. Imię? Zapomniał dawno temu. Jaka była? Też nie pamiętał. Można powiedzieć, syn wyrodny. Jaki był niegdyś? Jakie życie prowadził? Miał przyjaciół? Tyle pytań, na które nie umiał sobie odpowiedzieć. Może i nawet nie chciał. Jego myśli były wypełnione wspomnieniami o pysznych oliwkach, które kochał. A winogrona... Były jego miłością. Byłby w stanie zabić, aby je zjeść. Pyszne, okrąglutkie, czarne, bordowe bądź zielone. Na samą myśl ciekła mu ślinka z pyska. Do niczego tak się nie przywiązał, jak do tego owocu. Zaczął podśpiewywać.
-Zorba i ty wszystko w pustkę odpłynęło...
Miał delikatny i melodyjny głos, unoszący się echem po lesie. Przystanął i zamilkł. Pusto wpatrywał się w niebo. Promienie słońca sprawiały, że jego złote ozdoby połyskiwały. Wiatr delikatnie okalał jego drobne i smukłe ciało. Głęboko westchnął i udał się w dalszą przechadzkę.
-Wino i ty, to co było już minęło...
Zgłodniał. Zaprzestał śpiewu i udał się na polowanie. Ryb nienawidził. Były obślizgłe i śmierdziały. Sarna? Nie... za duża. A marnowanie jedzenia nie było w jego stylu. Chwilę myślał, co mógłby zjeść.
-Заяц! (czyt. Zajts, ros. zając)
Wykrzyknął to radośnie i udał się na polowanie. Powolnym krokiem udał się w kierunku Beztroskiej Polany. Zniżył się na tyle, aby nikt nie mógł go zobaczyć wśród traw mimo jasnego futra. Powoli... Delikatnie... I...
-Победа! (czyt. Palbieda, ros. zwycięstwo)
Tryumfalnie wrócił do lasu, aby spożyć zwierzę. Obserwował strużki krwi cieknące po szarej sierści zwierzęcia. Szybko skończył jeść i poszedł zażyć kąpieli. Było mu wyjątkowo gorąco. Chwilę popływał, aby zmyć czerwień ze swego pyska. Gdy wychodził poczuł słodki i odurzający zapach... stanął i delektował się nim.
-To виноград! (czyt. Vinograd. ros. winogrona)
Wiedziony zapachem, któremu nie mógł się oprzeć, odnalazł je. Piękne, soczyste... Ah, tak bardzo chciał ich skosztować! Ale czy mógł? Przecież mogły do kogoś należeć. W końcu były już zebrane. Nie przejmował się tym. W głowie miał jedną myśl. Zabrać je i zjeść. Utworzył prowizoryczny kosz i powoli je do niego wkładał. Poczuł na sobie czyiś wzrok. Odwrócił się i ujrzał dużej postury basiora o przenikliwych, zielonych oczach. Były hipnotyzujące. Chwilę się w nie wpatrywał, lecz po chwili zrozumiał, iż został przyłapany. Chwycił koszyk ze zdobyczą i zaczął uciekać. Samiec udał się w pogoń. Nie mógł się poddać. Nie dla tych owoców, za którymi tak tęsknił.
-Phroszę zwrócić mi mhoje winogrona, wać panie!
W myślał zaśmiał się z akcentu basiora i biegł dalej...
CDN
<Amiss?>