· 

Cisza przed burzą [Część#4]

Poruszyłem się niepewnie patrząc na moją rówieśniczkę. Przed chwilą dużo się o niej dowiedziałem… co prawda nie wszystkiego, ale dość dużo. To co powiedziała w jaskini wymagało dystansu do siebie i do swojej przeszłości oraz zaufania. Zaufania do nas. Tak naprawdę wilków które widzi pierwszy raz na oczy. Uznałem, że należą jej się informacje o mojej przeszłości.

 

-  Większość szczeniąt marzy w młodości by zostać wojownikami. I nimi zostają. Nie którzy spisują się tak na śmierć a inni zdobywają chwałę i dożywają sędziwego wieku.  Ja nie marzyłem o wojażach sławie wielu innych przywilejach wielkich panów. Oczywiście interesowali mnie wojownicy i ich historie ale na tym koniec. Miałem bardzo dużą rodzinę. Mówiąc bardzo mam namyśli naprawdę wielką -zaśmiałem się posępnie.- Imion wielu z pośród mojego rodzeństwa nie pamiętam. W domu zawsze było głośno. Lubiłem to, inni przyciągali uwagę mojej rodzicielki i starszego rodzeństwa. Mogłem być że tak powiem „niewidzialny” -uśmiechnąłem się – Moim przyjacielem był Varias. Uczył mnie wielu rzeczy związanych z profesją którą oboje pokochaliśmy. Jak się skradać, wtapiać w cień, informacji o kamuflażu i co najważniejsze jak wdrożyć naukę w życie. Dalej pamiętam nasze polowania i jego krytykę w stylu „ Mam wrażenie że wszystkie sarny w okolicy śmieją się z twoich wielkich łap i zupełnego braku mózgu”. Teraz staruszek ma pewnie siwą brodę i ledwo się rusza, mam nadzieje ze nie  przeszedł jeszcze na całkowity spoczynek – poczułem ukłucie żalu.- A jeśli chodzi o to że jestem opiekunem to posiadanie dużej ilości młodszego rodzeństwa dało mi pewną wprawę.

- Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie czy lepiej nie?- wzruszyłem ramionami –  Dlaczego odszedłeś z watahy?

- Zostałem wygnany choć dostałem potem propozycje powrotu. Lecz po co wracać do watahy która ci nie ufa? Pożegnałem się z Variasem Szeptaczem i ruszyłem w świat.

- Szeptaczem?- zaśmiała się

-Tak go nazywamy, wiedział wszystko o wszystkich, a podobno nawet o tym co ma się stać.

 

Pokiwała głową dając mi do zrozumienia iż zdążyła wszystko przetworzyć i możemy iść dalej. Najciekawsze miejsca zostawiłem na później. Z tego co zrozumiałem samica należała do rasy wilków wody. Czyli po obejściu terenu chętnie się wykąpie. Oprowadzenie jej będzie trzeba rozłożyć na kilka dni choć sadze że sama chętnie obejrzy kilka miejsc.  Zależało mi by tego dnia pokazać jej „Puszczę Życzeń”, „Purpurowy Gaj” „Leśny Potok ”lub „Wodospad Życia” i wiele innych miejsc, a wieczorem sprawdzić sprawę tego jelenia... Wkroczyliśmy na teren „Magicznej Drogi” można z niej było dostać się do „ Puszczy Życzeń” gdzie planowałem się udać z waderą.

 

-Telisho właśnie podróżujemy „Magiczną Drogą”, to dobre miejsce na wyciszenie się. Udamy się następnie w kierunku „ Puszczy Życzeń”. – Zwolniliśmy do nieśpiesznego tępa aby wilczyca mogła zaznajomić się z otoczeniem. Doszliśmy do miejsca w którym powinniśmy zmienić kierunek i ruszyć ku puszczy.- Możemy zejść ze szlaku czy chciałabyś się jeszcze trochę rozejrzeć?

- Nie, idźmy dalej. Pragnę cię jednak ostrzec iż skrupulatnie gromadzę  pytania- Uśmiechnęła się złowrogo. Muszę przyznać że nie spodziewałem się niczego innego lecz ta informacja wywołała u mnie ciarki.

-Dziękuję  za ostrzeżenie – przełknąłem  ślinę.- Czy jeszcze czegoś powinienem się obawiać Pani?

- Oj, wielu rzeczy mój wierny Flamingerze- uśmiechnęła się przebiegle a ja prychnąłem

-Flaminger zawsze coś… Wracając… Oto „Puszcza Życzeń” jest tu ogromne drzewo w wolnej chwili możesz go poszukać, powiadają że spełnia życzenia. -przyjrzała się otoczeniu.

-Ładnie tu.  Co teraz?

- Odwiedzimy „Purpurowy Gaj”- uśmiechnąłem się.

- A dalej co?

- Może „Wodospad Życia”,hmm?

-Tak wiec Samaelu, -uśmiechnęła się-  prowadź. Chcę być szybko na miejscu.

- Oczywiście Wasza Wysokość, ale musisz mnie złapać-rzuciłem się pędem w stronę następnego punktu naszej podróży. Za sobą słyszałem zaskoczone wołanie Telishy i ciche uderzenia jej łap o ziemie. Odwróciłem się by zobaczyć jaka odległość nas dzieli. Samica biegła bardzo szybko i była niepokojąco blisko mnie, odwróciłem głowę wydłużając krok. Zauważyłem pierwsze kolorowe liście. Pośpiesznie zacząłem je zrywać. Miałem pewien plan i modliłem się by wypalił, ale nie na panewce. Pysk miałem już cały wypchany liśćmi odwróciłem się Teli została trochę w tyle i mnie nie widziała. Zobaczyłem kamień idealny do moich zamiarów. Zatrzymałem się i rozrzuciłem przed nim barwiące liście. Schowałem się za kamieniem. Zgodnie z moimi oczekiwaniami był w stanie całkowicie zakryć mnie przed wzrokiem biegnącej wilczycy. Zamarłem w bezruchu i starałem się usłyszeć  nadbiegającą wilczycę. Usłyszałem jej kroki. Była jakieś pięć metrów od mojej kryjówki. Pięć… Cztery… Trzy… Dwa… Jeden… Zero! Wyskoczyłem ze swojej kryjówki przewracając ją na liście. Wymierzyła mi celnego kopniaka w brzuch. 

-To ja!-odskoczyłem od niej. Ta tylko prychnęła i rzuciła się na mnie. Szarpaliśmy się tak dobre pół godziny aż oboje zaczęliśmy ciężko dyszeć.  Spojrzała na mnie i wybuchła śmiechem.

-Zaczynam rozumieć czemu jest to „Purpurowy Gaj” – ja również zacząłem się śmiać.

 

(Rangi w oddziałach specjalnych - Flaminger- Ranga nadawana praktantowi, praktykanci zwykle wykonują łatwe zadani w celu nabrania wprawy. Praktykanci przydzielani są do drużyn 1-9)

 

 

 

CD?

 

<Telisho los naszych futer pozostaje w twoich łapach!>