Poczęstunek w postaci sarny był wyborny. Smak wypełniał wszystkie moje kubki smakowe, a mięso rozpływało się w psyku. Jadłam powoli, by nie przejeść się zbyt szybko i uniknąć bólu brzucha. Dodatkowo wolałam wypaść na dobrze wychowaną przed Samaelem, w końcu nie wypada ukazywać się ze złej strony już na pierwszym spotkaniu. Nieprzerwany kontakt wzrokowy nieco mnie speszył, ale starałam się tego nie okazywać. Po posiłku skinęłam głową i podziękowałam pokornie, cicho. Sama nie jestem pewna czemu nie czułam głębokiej wdzięczności względem czarnego basiora. Może po prostu nie chciałam przyznać przed samą sobą, że nie dałabym sobie rady, bo byłam za słaba, a dopiero łaska obcego nakarmiła w pełni mój żołądek. Łaska... Może powinnam jednak użyć słowa dobroć. Tak, to dobroć Samaela sprawiła, że mogłam się najeść.
Potem szliśmy dalej, choć chciałam zawrócić, gdy dowiedziałam się, że Alfa pożera w całości. Drogę do miejscówki przywódczyni watahy wskazała nam jedna, jak zgaduję, ze strażniczek. Miała jasne futro, wyglądała bardzo młodo. Ale młode wilki mają bardziej wyczulone zmysły, może dlatego lepiej sprawdzała się na tym stanowisku niż starsi. Gdyby nie wcześniejszy posiłek na pewno nie udałoby mi się wspiąć do kryjówki wadery.Dotarliśmy do jaskini Alfy, która poprosiła nas uprzejmie, byśmy poczekali chwilę przed grotą. Zestresowała się nieco, przez co nie mogłam sobie przypomnieć jej imienia. Alessa. Tak, Alessa, tak nazywała się alfa, a przynajmniej tak nazwał ją wcześniej Sami. Schyliłam głowę, dobre wychowanie to podstawa. Basior poczynił to przede mną. Wadera była olśniewająco piękna. Jej figura była godna pozazdroszczenia. Miała długie czarne futro, oraz włosy. Gdzieniegdzie jej ciało zdobiły czerwone przesmyki, ale najlepiej pasowały one do wnętrza jej uszu. Spojrzenie miała przenikliwie, a oczu nie spuszczała z mojej osoby. Samael przedstawił w skrócie sytuację, a mianowicie kim jestem i co tu robię. Alessa chciała jednak poznać szczegóły, które postanowiłam zobrazować już własnym językiem. Sami był dobrym przewodnikiem, nie musiał mówić wszystkiego za mnie. Zdradziłam Alfie detale mojej przeszłości, nie czułam potrzeby skrywania czegokolwiek, ani przed nią, ani przed basiorem. Potem przeszłam do historii, w ktrórej głównymi bohaterami byłam ja i Samael. Alessa słuchała uważnie, nie przerywała, tylko raz upewniła się, czy dobrze usłyszała imię mej siostry. Co jakiś czas rzucała spojrzenie basiorowi, by upewnić się, że nie skłamałam odnośnie wydarzenia. Basior siedział jednak cicho, potakując co jakiś czas. Gdy dokończyłam opowieść, oboje nie wyrażali szczególnych emocji. Ja również nie tryskałam szczęściem, czy żalem, pozostawałam neutralna.
-Sądzę, że w naszej watasze jest jeszcze miejsce dla kolejnej duszy. Zgłoś się do mnie jutro, gdy pozwiedzasz już watahę i zdecydujesz się zostać. Wówczas wybierzesz sobie profesję i całą resztę -uśmiechnęła się czule, po czym skinęła głową i wróciła do swojej jaskini.
-Rozumiem, że zgłaszasz się na ochotnika, by dalej pozostać mym przewodnikiem? -Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, żartując.
Basior zrobił poważną minę, wyprostował się, po czym rzucił:
-Czy ja wyglądam na wolontariusza? -uniósł jedną z brwi.
Zdziwiłam się jego reakcją, po której lekko spokorniałam.
-Eh, nie, nie wyglądasz. -Zmieszałam się.
Wtedy Samael wybuchnął śmiechem, udając w między czasie moją reakcję. Cofnęłam uszy do tyłu, a minę przybrałam sarkastyczną. Mimo to, zaśmiałam się cicho z całkiem udanego żartu towarzysza.
-Pewnie, że dalej zostanę w tej roli. Ale nie zalewaj mnie falą pytań, wątpliwości rozwiążemy na końcu.
-A jeśli zapomnę, o co chciałam zapytać. Mam krótką pamięć -skłamałam pewnym tonem. Można to nazwać kłamstwem, czy dalej podchodzi to pod droczenie się? Sama nie wiem.
Samael zmrużył oczy, przeszywając mnie spojrzeniem. Chyba wyczuł moją nieszczerość.
- Myślę, że dasz sobie radę -uśmiechnął się szeroko. -Jestem o tym przekonany, oh tak.
Odwzajemniłam uśmiech, mając nadzieję, że odwróci on uwagę od moich czerwonych rumieńców. Złapanie na ukrywaniu prawdy to nic przyjemnego, chyba każdy się kiedyś o tym przekonał. Basior ruszył do przodu, ja szłam jego śladem, niezwykle cichym krokiem. On wcale nie poruszał się głośniej, jego łapy, choć wyglądały na dość ciężkie, nie wydawały żadnego dźwięku w styczności z ziemią. Pewnie to czyniło go dobrym zwiadowcą, pomyślałam. Albo to wina mojego słabego słuchu...
-Coś Cię trapi, czy gromadzisz pytania, które potem zadasz? -Przystanął na chwilę.
-Zastanawiałam się tylko nad czymś -rzuciłam. Niczym istotnym, swoją drogą.
Popatrzył na mnie z niemal niezauważalnym niedowierzaniem, po czym wzruszył ramionami i szliśmy dalej, bym mogła podziwiać tereny watahy. Zdecydowanie były one warte uwagi, każde kolejne miejsce zadziwiało jeszcze bardziej do poprzedniego. Uważnie patrzyłam na każdy detal nowego otoczenia. Zapisywałam sobie w głowie pytania, którymi planowałam zasypać Samiego. Chciałam się dowiedzieć, kiedy się tu znalazł, kiedy wataha się tu wprowadziła, kiedy wyrosło konkretne drzewo... W końcu trzeba było trochę utrudnić wolontariacką pracę basiora.
-Właściwie Samaelu, mogę zapytać Cię o coś, co nie dotyczy ogółem watahy. Ty pytanie kierowane wprost do Ciebie, personalne.
Popatrzył mi w oczy krótko, uśmiechnął się połowicznie.
-Niech Ci będzie, co mi tam.
-Dlaczego wybrałeś właśnie takie profesje? Zwiadowca, opiekun? Jakieś głębsze, ukryte elementy Twojego życia Cię do tego zaprowadziły?
<Samael? :D>