Przyjemny powiew wiatru przyniósł ze sobą chłód oraz wyraźny zapach zwierzyny. Nie byłam jeszcze wtedy przekonana, czy owy zwierz nada się do spożycia. Ruszyłam powolnym krokiem za unoszącą się wonią, starałam się zachowywać cicho. Samotnym wilkom rzadko dopisuje szczęście, odkąd opuściłam swój dom nie udało mi się odnaleźć miejsca, w którym mogłabym się zatrzymać na stałe. Potrzebowałam watahy. Sama potrafiłam jedynie polować, choć wiadome, że większe potencjalne ofiary musiały opuścić moje menu. Żywiąc się tylko zającami, bądź jeśli dopisywało mi szczęście sarną, byłam słaba. Dlatego zapach świeżego mięsa, wydawał się tak kuszący, mimo iż mogło się okazać, że to tylko padlina. Moje jasne futro nie ułatwiało mi zakamuflowania się, dlatego starałam się nie wydawać nawet najmniejszego dźwięku. Zakradłam się poprzez krzaki. Przede mną ukazała się niewielka polana, a na niej leżał martwy już jeleń. Zmrużyłam lekko oczy, przyglądając się zadanym mu ranom. Jego szyja nosiła pokaźny ślad po ugryzieniu, obrażenie ociekało jeszcze jasną krwią. Ktokolwiek zadał ten cios zwierzynie, znał się na tym. Skoro krew była jasna, oznaczało to, że krwawienie było tętnicze, a co za tym idzie, drapieżnik nie robił tego pierwszy raz. Tylko dlaczego nigdzie nie było go widać? Pociągnęłam nosem, lecz silny zapach jeleniej krwi tłumił wszelakie inne aromaty. Rozejrzałam się jeszcze dwukrotnie, zanim ostrożnie podeszłam do ciała. Z bliska wyraźnie było widać ślady kłów. Wilczych kłów. Wtedy poczułam, jak ktoś próbował wedrzeć się do mojej głowy. Uczucie to można porównać do łaskotania wewnątrz czaszki. Na szczęście udało mi się zablokować intruza, zanim mógł wynieść z niej przydatne informacje. Szybko rozejrzałam się wokoło, ale dalej nic nie rzuciło mi się w oczy. Postanowiłam odejść od ofiary, najszybciej jak się dało. Drogę zagrodził mi wysoki basior, o czarnym jak smoła futrze oraz niebieskich oczach. Przyglądał mi się w ciszy, nie wykazując żadnych emocji. Stałam nieruchomo, jakby nawet najmniejsze drgnięcie miałoby sprowokować wilka do ataku.
-Nazywam się Telisha -rzuciłam niepewnie, ale starałam się brzmieć spokojnie. -Czy to Twoje dzieło?
Basior popatrzył na mnie, potem na jelenia, dopiero po chwili odpowiedział.
-Umiem polować, ale to nie moja sprawka. Jako zwiadowca właśnie przeczesuje teren, teren, na którym się znajdujesz. -Odrzekł surowo, prostując się.
-Przepraszam, jeśli naruszyłam czyjąś prywatność. Poszukuję tylko miejsca schronienia, a najlepiej stałego domu. Czy znajdę go w tych stronach?
Samiec odwrócił się tylko, po czym ruszył w kierunku gęstego lasu. Na samym jego skraju odwrócił głowę i skiną nią w geście bym za nim podążyła. Mama zawsze powtarzała mi, aby nie ufać nieznajomym. Może powinnam się jej słuchać? Zawsze udzielała mi dobrych rad, ale potem... Ruszyłam za basiorem. Szedł powoli, lecz jego łapy były znacznie dłuższe od moich. Stawiałam więc szybko kroki, by nadążyć za nim. Las wydawał się spokojny, jakby dopiero budził się do życia. Gdzieniegdzie dało się słyszeć ptaki, takich, których jeszcze w swoim życiu nie słyszałam. To jednocześnie budziło we mnie fascynacje i przerażenie. Roślinność przykuła moją uwagę najbardziej, głównie za sprawą tajemniczych świateł, które unosiły się przy koronach drzew. Próbowałam zidentyfikować czymże były dziwne migotania. Ogniki?
-Nieznajomy, czy mógłbyś zdradzić mi swoje imię? -wyrwałam się z zamyślenia.
Zatrzymał się i przysiadł na ziemi. Pomimo tego dalej przewyższał mnie przynajmniej o głowę.
-Samael. Możesz nazywać mnie swoim przewodnikiem, witaj na terenach Watahy Wilków Burzy.
Ukłoniłam się lekko, imitując królewski gest.
-Przewodnik... -Powtórzyłam i zaśmiałam się cicho. -Przewodniku Samaelu, mam pierwsze pytania. Czymże są te tajemnicze blaski nad naszymi głowami? To sprawka magii?
-Można tak powiedzieć. Drzewa są magiczne, potem wypuszczają magiczne pędy. Dzięki temu łatwiej polować tu w nocy, choć tylko umiejętnym łowcom. Światło bywa zgubne dla amatorów tych terenów, w końcu ciężko nie zauważyć oświetlonego wilka.
Przyznałam mu rację skinieniem głowy. Podniósł się z ziemi i ruszył dalej. Ja podążałam jego śladem, podziwiając miejsce w którym się znajdowaliśmy, oraz cicho licząc, że właśnie odnalazłam swój nowy dom.
<Samael?>