· 

Burza

Nudyyy… nie mogę uczestniczyć jeszcze w treningach wiec nie mam jak się wyszaleć…Eh…. Tak wiec trzeba pomyśleć gdzie by się tu przejść…. Rozejrzałem się po… eee głównym placu??? Wilki biegały tu w wielu kierunkach, każdy miał coś do roboty… Nasza Alfa była w centrum zamieszania. Sądzę że cieszy ją to ze wilki przychodzą do niej z takim zaufaniem. Podszedłem do jednego z wilków. Była to wadera. Nim zdążyłem zapytać o jakieś ciekawe miejsce(nawet otworzyć pysk) zebrała swoje rzeczy i pobiegła w głąb lasu. Nawet nie zdążyłem mrugnąć a już jej nie było. Tak wiec postanowiłem oszczędzić sobie zażenowania i zrobić to co robię najlepiej czyli zagłębić się w las pełen cieni. Uśmiechnąłem się na tą perspektywę i ruszyłem.

 

Biegłem miarowym truchtem. Trwało to już jakiś czas. Z dołu nie mogłem zobaczyć słońca ale byłem pewien ze minęła już bita godzina. Obserwowałem świat wokół mnie. Zobaczyłem sarnę. To znaczy jej  ślady. Patrzyłem tak i rozmyślałem dłuższą chwile nie patrząc  gdzie biegnę. Nagle moja noga nie natrafiła na grunt, a moje oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówki. Wpadłem do RZEKI!!!  RZEKIIII!!!!!!!!!!!!! Wyskoczyłem jak poparzony. Odbiegłem pięć metrów i się otrzepałem. Popatrzyłem na śmiercionośne objęcia wody. Poczułem rozbawienie. Straszna rzeka okazała się być małym strumykiem… Małym strasznym strumykiem…

 

-Tak to poważne zagrożenie- udałem poważna minę po czym, rzuciłem lekko rozbawionym tonem- Zdecydowanie jestem szczurem lądowym.

 

Zdecydowanie nie lubię wody.  Czasami zastanawiam się czy nie jestem pod tym względem krzyżówką kota. Przyjrzałem się wodzie. Tafla była bardzo spokojna a woda czysta. Podszedłem do wody. Ujrzałem piękną rybę. Dopiero w tedy zrozumiałem jak bardzo jestem głodny. Wahałem się przez chwile po czym wsadziłem pysk do wody łapiąc tą bestyjkę. Moje kły bezproblemowo przebiły twarde łuski. Wyjąłem rybę i zdjąłem  z niej skórę. Zajęło mi to niecałe cztery minuty. Wypatroszyłem ją. Nie lubię ich wnętrzności poza tym  z tego co pamiętam jeden z jej organów jest trujący. Nie pamiętam już czy to pęcherzyk pławny czy woreczek żółciowy….   Jeśli one go mają. W następnej chwili zorientowałem się ze chyba myślę zamiast o rybie to o ptaku. W każdym razie nie lubię wnętrzności ryb. Spojrzałem na niebo było piękne. Już prawie zachód i kochana noc.  Mój brzuch dalej nie był pełny… Zacząłem węszyć. Nic nie wyczułem. Kompletnie  nic. Rozejrzałem się po skałach i zacząłem wdrapywać na najwyższą. Na  widnokręgu malował się ciemny pasek. Nie byłem pewny czy to cześć  terenu czy nadchodzą chmury. Obstawiłem drugą opcje.

 

 Zszedłem ze  skał. Ruszyłem w kierunku watahy. Nie był to miarowy trucht, tylko szaleńczy sprint. Czy było to spowodowane piorunami? Nie w żadnym stopniu. I lunęło. Do tej pory nie wiedziałem ze potrafię tak szybko i długo biegać. Piorun trafił w jakieś drzewo. Lekko je ułamał . Zimny deszcz którego zawsze tak nie lubiłem co prawda nie przesiąkał futra ale.. no cóż to tak jak niektórzy nie lubią pająków szczurów itd. Wpadłem do jaskini.

 

Rozmowy ucichły wszyscy patrzyli na mnie czyli, na wilka któremu trzęsły się nogi i był cały oblepiony od błota. Uśmiechnąłem się do nich lekko zażenowany jednak udałem charyzmę  mówiąc;

 

- Typowa letnia burza!

 

Wybuchnęli śmiechem, a ja uciekłem na moje posłanie i próbowałem się osuszyć, co udało się dość szybko dzięki daru od losu, który obdarzył nas wilki wodo-odpornym futrem.  Dzięki temu, co nam go dał! Chwała!