Panikowaliśmy jak oszalali. Krok za krokiem szliśmy dalej! On się wykrwawiał na naszych oczach! Nie mówiąc już o futrze. Nagle CUD!! Znaleźliśmy jakieś domki! Jest wioska czy coś! Szybko tam pobiegliśmy. Zapytaliśmy pierwszego lepszego przechodnia gdzie jest szpital? Odpowiedział nam tam, wakazał i szybko tam pobiegliśmy. Ja wrzasnąłem:
- Pomocy! Mój przyjaciel się wykrwawia!!
Do nas szybko podbiegli, zabrali go i nas wyprowadzili. Czekaliśmy na zewnątrz na informację. Ktoś stamtąd wyszedł. Powiedział do nas:
- Przeżyje, ale zostanie tu na trochę. Możecie się rozejrz.... chwila - nagle ze środka wydobył się szyiś głos
- Emmm... macie iść do alfy. O tam.
- Dziękuje za pomoc - podziękowała Lisa
Poszliśmy prosto do alfy. W jego ,,pałacu" było dość, nieoficjalnie. Atmosfera była luźna. Przemówił do nas:
- Słyszałem o was. Wasz
przyjaciel?
- Został zraniony przez człowieka.
- Zraniony!? Prawie zabity!!! Jakim cudem przeżył!! - denerwowała się Lisa.
- Spokój! Wasz przyjaciel trochę tu będzie, więc mój asystent was zakwateruje.
Już stanęliśmy przy wyjściu, gdy alfa coś jeszcze nam powiedział:
- W nocy macie przyjść do mnie!
Wyszliśmy. Czekał na nas jego asystent. Zaprowadził nas do jednego z mieszkań. Tam spędziliśmy resztę dnia.
Wieczorem poszliśmy tam gdzie nam kazał alfa, do niego. Gdy weszliśmy powiedział:
- No! Jesteście. Chodźcie za mną.
Zaprowadził nas do pewnego namiotu.
- Dziś robimy impreze. Tu wśrodku. Jak wejdziecie chodzcie jeszcze trochę za mną, i róbcie co każę. Narazie. Później zajmiecie się sami.
Weszliśmy. Tam była masa wszystkich!! Chyba dwudziestu. My boczkiem przeszliśmy do barwolfa. Coś tam nalał i alfa powiedział:
- Wypijcie to. Skutki, BRAK!
Wypiliśmy jak nam kazał. Od tego czasu balanga była ogromna!! No, ale... nie pamiętałem szczegółów. Jakbym był, ale mnie nie było.
Obudziłem się..... na dachu. Cały obolały. Zszedłem, to znaczy spadłem. Wszedłem do środka. Tam wszyscy spali. Jedno na drugim. Jak podszedłem bliżej ktoś się obudził. Powiedział:
- Oooo... to ty... szalałeś jakby cie szatan opętał!!
- Do mnie mówisz?
- A do kogo, niebieski kozaku?
- Wiesz gdzie jest dziewczyna, z którą przyszedłem?
Pytanie poszło na marne. Zasnął. Wyszedłem. Rozglądnąłem się chwiłe i ujrzałem taką drogę prowadzącą gdzieś. Poszedłem wzdłuż niej. Na końcu.... spało tam chyba trzydzieści osobników. Przeszukiwałem ten śpiący tłum, bo Lisy zostawić niemogłem. Tak imię jej znam. Ja wszystko słysze co Kair mówi. Mniejsza. Znalazłem ją na krzakach. Ona tak... leżała na nich. Gdy ją zdiąłem, obudziła się. Spytała mnie:
- Gdzie ja jestem?
- Uh.. po jakimś czasie se przypomnisz.
- Gdzie jest Kair?
- Ummm.. niewiem
- Znajdźmy go!
Pierwszą naszą myślą było pójście do szpitala, ale go tam niebyło. Wyszliśmy na zewnątrz. Napotkaliśmy asystenta. Zapytaliśmy go:
- Gdzie jest nasz przyjaciel?
- Napewno nieuciekł daleko.
- A dlaczego nieśpisz?
- Ktoś musi mieć kontrolę nad tym wszystkim. Nielicząc alfy.
- A tak, jaki macie żywioł, bo tak po was niewidać.
- Wystarczy powiedzieć impreza.
- Świateł? - powiedziała Lisa
- Muzyki!!
- Aha.... sorki.
Przeszukiwaliśmy wszędzie! Na nas natrafił ktoś jeszcze. Zapytał:
- Widziałeś biało-niebieskiego wilka około taki wzrost.
- Tak, gdzie on jest?
- Chodzi o nasz świat czy o niebo lub piekło?
- A co to ma wpólnego! - zacząłem się denerwować
- Bo jest ledwo żywy.
- GDZIE ON JEST!!! - wrzasnęła Lisa
- Ttttam. - powiedział i uciekł ze strachu.
Podeszliśmy do Kaira. On się do nas odwrócił. Popatrzył na Lisę i upadł. Próbowaliśmy go obudzić, ale na marne. Nagle w oczy wpadło mi jego wygląd. Był trochę we krwi, ale rany niemiał. Żył, ale dlaczego zemdlał to niewiem. Za nami pojawił się jeszcze ktoś inny, powiedział:
- Fajna impra, niebieski kozaku, lady szybka i czerwona siła. Hyhyhy, fajne ksywki. Trzymajcie, przyda się - rzucił nam instrument. Ja go oczywiście wziąłem, ale nie grałem, bo nie potrafię. Zabraliśmy Kaira jak najdalej stąd i przygoda toczyła się dalej.
Ps. Cdn. (Kair?)