· 

Podróż tajemnic [część #6]

Od zejścia przeszliśmy kilka kilometrów. Na żadną jaskinie nie natrafiliśmy przez ten czas. Wogóle nic się ciekawego niedziało, aż do pewnej nocy.

     Byliśmy zmęczeni. Położyliśmy się spać. Jednak odpoczynek nietrwał długo, bo coś mnie obudziło. To były płomyczki. Ja dalej im ufałem, więc poszedłem za nimi. Po paru minutach doprowadziły mnie do jaskini. Wszedłem do niej. Od razu zrobiło się chłodniej. Tam one dalej mnie prowadziły. Było kilka rozwidleń, ale płomyki prowadziły dobrze, aż do tego. Natrafiłem na koniec korytarza, a tam ktoś był. Leżał. Ja podszedłem do niego lub niej. On/a od razu wstał/a i odwrócił/a się w moim kierunku. To była ona. Była szaro-biało-niebieska. Oczy niebieskie jak niebo, ale nie w nocy. Odezwała się do mnie:

 - Kim jesteś?

 - Jestem Kair, a ty?

 - Lisa.

 - Co ty tu robisz?

 - Zgubiłam się. A ty, jak tu przyszedłeś?

 - Emm... trafiłem i tyle.

 - A co tak jasno?

Szybko zakryłem sobą płomyczek.

 - Nie wiem, może coś..... ktoś....

 - Nie ważne. Wyprowadzisz mnie stąd?

 - Tak, ale idź za mną.

Oboje poszliśmy za płomyczkami. Oczywiście ich niewidziała, ja je widziałem i ją prowadziłem. Wkońcu wyszliśmy. Zaprowadziłem ją do Polaris'a. Ona się mnie zapytała:

 - Kim on jest?

 - To mój towarzysz, podróży.

 - A gdzie idziecie?

 - Przed siebie.

 - Mogę iść z wami?

 - Okej. Porozmawiamy jutro. Jesteśmy zmęczeni po tych odległościach jakie przeszliśmy.

 - Dobranoc.

    Rano mimo, że nic mnie wstałem pierwszy. Myślałem co powiedzieć Polaris'owi gdy wstanie. Minęło parę minut, aż wstał. Zobaczył śpiącą koleżankę i od razu mnie zapytał:

 - Kim ona jest?

 - Znalazłem ją, idzie z nami.

 - Mmm.... niemam pytań.

 - Jestem głodny. Idź coś znajdź do jedzenia, upoluj zwierzaka czy coś.

 - No dobra.

Gdy poszedł, Lisa się obudziła. Przeciągnęła się i zapytała:

 - Gdzie jest ten towarzysz?

 - Po pierwsze, on ma na imię Polaris. Po drugie, poszedł coś upolować.

 - To dobrze, bo też chciałam coś zjeść.

 - Pamiętasz wczoraj?

 - Mieliśmy pogadać.

 - Jakie miałaś dzieciństwo?

 - Ty też powiesz?

 - Też.

 - Gdy byłam mała, z rodzicami chodziliśmy po różnych watach, imperiach, grupach, aby dawać rozrywkę...

 - A dlaczego teraz jesteś powiedzmy sama?

 - Daj mi dokończyć. Natrafiliśmy na ,,złą publiczność". Mówili, że jesteśmy słabi. Przekazali informację dalej. Przez to niemieliśmy gdzie iść. Nikt nas nie chciał. Rodzice mnie wypuścili w świat. Nie zamierzali mnie trzymać w ich problemach. To tyle. Teraz mów swoje.

 - (...) i tak wylądowałem tutaj

 - Spółczuję ci.

Kontynuowanie rozmowy przerwał nam Polaris, który powiedział:

 - Chodźcie, znalazłem coś.

Zaprowadził nas do zmarłego zwierzęcia. We troje wzięliśmy kilka kęsów. Nagle, zaczęło mi się robić źle. Nie tylko mi. Runęliśmy na ziemię. 

    Z wielkim bólem głowy obudziłem się związany. Wokół mnie było ciemno. Nic niewidziałem, ale słyszałem. Ktoś rozmawiał obok mnie. Mówili co z nami zrobią:

 - Tamtego weźcie na opętanie. Ktoś będzie się nim bawić. Temu zmiencie to. A nią zostawcie mi.

 - Tak jest!

 - Ja, zajmę się nim.

Słyszałem kroki oddalające się ode mnie. Zaskakującą coś błysło na fioletowo. Zacząłem czuć ból w środku. Jakby coś zżerało mnie z wewnątrz. Nieoczekiwanie przestało. Ktoś podszedł do tego co się nade mną znędzał. Powiedział:

 - Zostaw go. Przywódca źle się czuje. Masz się zająć dziewczyną.

 - A on?

 - On jest mniej ważny.

 - No dobra!

Czekałem na rozwój zdarzeń, ale.... czułem się coś.... słabo. Znów zemdlałem. Obudziłem się w jasnym lesie. Padało. Obok mnie leżał Polaris. Kilka metrów przede mną była Lisa. Płakała. Ja poszedłem do niej i zapytałem z zmartwieniem:

 - Dlaczego płaczesz?

 - Nnnie ważne.

 - Powiedz mi.

 - NIE WAŻNE - krzyknęła na cały regulator

 - W porządku, nie musisz wrzeszczeć.

Odrwóciła się ode mnie i skuliła. Nie wiedziałem co powiedzieć, i co zrobić. Po zastanowieniu się, zamierzałem obudzić Polaris'a. Nagle wpadł mi w oko jego wygląd. On niemiał niebieskiego koloru na futrze. Tylko biały. Obudził się. Ja szybko zapytałem:

 - Nic ci niejest?

 - Nie, ale boli mnie trochę tu. 

 - pokazał białe miejsca na ciele.

 - Emmm.... tu jesteś biały.

 - Ja!!! Gdzie? Jak? - krzyczał spanikowany.

 - Przecież... było na niebiesko, czyli woda. Pokażę ci. 

Przed nim pojawiła się głębka dymu.

 - Emmmm....

 - Jak?...

Zapadła głucha cisza. Polaris zmienił żywioł.  Czekałem, aż się cudem uspokoi. Po chyba godzinie przestało padać. Lisa jest spokojna, a Polaris zaczął bawić się mocami. Myślałem przez co tak się stało. Pewnie przez inne wilki. Czy ognia to nie wiem. Było za ciemno. Nagle w głowie myśl mi się przestawiła. Nabrałem ochoty kontynuowanie podróży, a nie przejmowaniem się skutkami. Podszedłem pokolei do Lisy i Polaris'a i powiedziałem:

 - Może już pójdziemy? Niema co się zatrzymywać.

 - Możemy iść

 - Idziemy!

Gdy zdecydowaliśmy, że idziemy, zapadł zmrok. Bez przeszkód zasnęliśmy, ale. Obudziłem się. Było jasno. Obok mnie była tylko Lisa. Polaris gdzieś zniknął. Od razu zapytałem Lisę:

 - Gdzie jest Polaris?

 - Przecież się rozdzieliliście. Niepamiętasz?

 - Ummm.. no nie

 - Ehh... i to wszystko się tutaj.

 - Gdzie?

 - Tu nad stawem dusz!

 - Aaa staw dusz. Ummm...  niepamiętam.

 - To se idioto przypomnij

 - Ja idiota?!

 - Najwyraźniej!!

Popchnęła mnie prosto do wody. Zaśmiała się.

 - Tyyy!!!

Skoczyła prosto na mnie ochlapując wszystko dookoła. 

 - Ja? Co ci zrobiłam?

 - Przezwałaś mnie.

 - Smutno ci?

 - Bardzo.

 - To będzie gorzej!

Podtopiła mnie. Niemogłem się wynurzyć! Tafla wody stała się twarda. Próbowałem się wydostać, ale to na nic. Nawet oddechu wstrzymać długo niemogłem. Utopiłem się,ale obudziłem

 Dyszałem jakby niebyło powietrza na świecie. Przez to obudziłem Lisę. Polaris spał. Spytała mnie:

 - Co się dzieje?

 - Zły sen.

 - Umm.. biedaczek.

 - Jesteś tu, Polaris obok uff..

 - Szczęście to niebyło prawdziwe, prawda?

 - Było realistyczne.

Znów przerwał nam Polaris:

 - Noooo dobra, idziemy!

Od razu, natychmiast ruszyliśmy. 

     Przeszliśmy ogromny kawałek drogi. Przechodziliśmy spokojnie koło drzew, aż tu nagle jakaś strzała uderzyła w drzewo. Usłyszeliśmy kroki, kroki ludzi! Zauważyli nas z daleka. Zaczęli zmierzać w naszym kierunku. My szybko się odwróciliśmy i migiem zaczęliśmy uciekać. Rozdzieliliśmy się. Spojrzałem za siebie. Gonił mnie tylko jeden. Skończyłem biec. Odwróciłem się do niego. On naciągnął łuk. Zawarczałem na niego. On wystrzelił strzałę, spudłował. Ja bardzo szybko skoczyłem na niego, ale.....   w ostatnim momencie wyciągnął jakieś ostrze. Nadziałem się na nie. Spadłem na ziemię. On uciekł. Nadbiegli Polaris i Lisa. Zobaczyli mnie wykrwawiającego się. Znieruchomieli. Zobaczyłem czarne światło. Ktoś wyszedł między moimi towarzyszami. Powiedział bardzo groźnie:

 - No no no, kogo tu widzę? Kolejny który umiera z rąk ludzi. Co cię podkusiło!?

 - Nie wiem.

 - Ehh.. jesteś ważną osobą. Jak umrzesz będę mieć roboty po uszy! Masz szczęście! Czysty FART!! Wracaj do swoich.

Nagle zniknął. Czas ruszył do przodu. Lisa powiedziała:

 - Musimy mu pomóc!

 - Weźmiemy go na swoje grzbiety. Poszukamy kogoś kto mu pomoże!

Tak mnie wzięli i ruszyli przed siebie. Mieliśmy nadzieję, że coś znajdziemy.

 

 CDN.      (Polaris?)