Gdy wróciłam do obozu, w powietrzu wisiała już cisza. Nieboskłon zabarwił się na piękny, granatowy kolor, przeplatany gdzieniegdzie drobnymi, białymi punkcikami. Gwiazdy mrugały delikatnie w górze, jakby obserwując krzątaninę w obozie. Pomimo późnej pory dnia, wilki nadal były na łapach, z determinacją i stanowczością wykonywały swoje obowiązki lub przygotowywały się do jutrzejszej walki. Różnokolorowe futra przemykały tu i ówdzie, skrzydła co chwila przerywały...
Mój wzrok zatrzymał się na Arelionie i wilkach należących do jego oddziału. Rozmawiał z nimi i zapewne ustalał godzinę szkolenia. Gdy odwróciłam głowę, ujrzałam Alessę i Vesnę. Obie wilczyce spokojnie podeszły do naszej grupki, chcąc również uzgodnić wszystkie niezbędne szczegóły treningów. Do moich uszu dotarła jedynie pora i miejsce lekcji samoobrony. Miałam dwie godziny, żeby się spakować i pożegnać... Przyjęłam do siebie wszystkie te informacje, ale...
-Na dzisiaj koniec, możecie iść-ostatnie słowa Areliona zdecydowanie wpłynęły na mnie pozytywnie I zebrałem się do tyłu. Zamierzałem spędzić ostatnie chwile przed bitwą samotnie, od odejścia Red z powrotem zamknąłem się trochę w sobie. Wiedziałem, że to nie dobrze, jednak jej wpływ na mnie był tak duży, że jego brak powodował we mnie pustkę. Dzięki mocy teleportacji szybko znalazłem się na pobliskiej górze I usiadłem z powrotem na swoim standardowym miejscu,...
Wilki powoli rozchodziły się, każdy w swoją stronę, jednak Vesna przyglądając się pobratymcom widziała, jak bardzo zagubieni są. Podział zadań dał im wszystkim złudne poczucie stabilności, mieli cel, którego mogli się uchwycić, żeby nie wpaść w otchłań beznadziei i nieważkości. Pomimo jasno wyznaczonych zadań, Vesna zastygła na moment w miejscu. Dawno nie czuła się tak zbita z tropu, obwieszczenie kolejnych walk było ostatnim, czego się tak naprawdę spodziewała....
Mimo utraty jakichkolwiek sił wojownik wciąż stawiał łapy do przodu. Czuł się jakby te cienkie jak patyki kończyny miały się zaraz połamać w pół. Jednak osiągnięcie celu było najważniejsze, wszystko inne mogło zniknąć. Z każdym krokiem był bliżej miejsca przeznaczenia, bliżej jego oazy w której będzie mógł się zregenerować. Przystanią tą była pewna wataha do której łapy aż same go ciągnęły, słyszał o niej z opowieści. W Watasze Wilków Rodzaju...
Stąpałem powolnym krokiem przed siebie, modląc się do Ozyrysa, bym natrafił na jakąś zwierzynę. Zastrzygłem uszami, kiedy usłyszałem jakieś małe stworzenie, prawdopodobnie zająca. Skierowałem się w stronę potencjalnej ofiary swojego polowania. Miałem już roślinożercę w zasięgu wzroku, niestety zwierze usłyszało moje bransoletki na przednich łapach. Aby nie stracić szansy na udane polowanie, zdjąłem łuk, sięgnąłem po strzałę i skierowałem łuk ze strzałą w...
Stąpając cicho po wilgotnym, sypkim piachu, który wyścielał cały obóz, zerknęłam w niebo, obserwując białe obłoki powoli przesuwające się po niebie. Chmury zdawały się sięgać aż po horyzont; gdziekolwiek by spojrzeć, ledwo było widać skrawki różowo-błękitnego nieba oraz żółtego, jasnego słońca, powoli kryjącego się na zachodzie. Gdzieś w górze, w pobliżu Jeziora Dusz, zaskrzeczała pustułka. Nie znajdowała się daleko. Niemalże byłam w stanie wyobrazić...
Deszcz coraz mocniej uderzał o ziemię. Ulewa trwała od dobrych kilku godzin, a ja leżałam przy wyjściu z jaskini, wpatrując się pusto w przestrzeń. Wiał silny wiatr, a wokół leżało pełno gnijących, przemokniętych liści. Zapach jesieni i burzy wypełniał moje czułe nozdrza. Pogoda była jak najzupełniej adekwatna do obecnej pory roku, aczkolwiek jednocześnie miałam wrażenie, że idealnie odzwierciedla obecny stan mojej duszy. Ostatnie kilka tygodni były wyjątkowo...
Gdy Alessa wydała rozkaz, by zająć się treningiem oddziału, tuż po jej mowie odwróciłem się do przydzielonych mi wilków. - Chcecie najpierw trening czy iść się zająć swoimi sprawami? Dostosuje się. - bez uczuć spytałem się wilczków. - Lepiej będzie później, lepiej się psychicznie nastawić. - odparł mi czarno-biały basior - A reszta jak? - ponownie zapytałem. Oni tylko pokiwali twierdząco głowami, zgadzając się z moim przedmówcą. - Zatem postanowione, spotykamy...
Wilgotna, miękka ziemia, przypominająca bardziej błoto aniżeli solidny grunt delikatnie ugniatała się pod ciężarem łap wędrującego samotnie wilka. O jego kawowo-beżowe boki ocierały się wysokie chaszcze, zostawiając po sobie kilka rzepów, parę połamanych gałązek i jasne, lśniące w świetle wschodzącego słońca krople deszczu, które ukryły się wśród traw. Ostatnia woda osadzona wysoko na koronach drzew zbierała się na koniec liści, by później z gracją...