Jedynym uniwersalnym językiem jest siła.
Jednoskrzydły wilk pędzi przez ciemne korytarze, z pyskiem szeroko otwartym, szybko oddychając, jakby chciał nabrać jak najwięcej tlenu do płuc.
Mijają go inne wilki. Pracownicy. Z jakiegoś jednak powodu nie podnoszą alarmu.
A ucieka właśnie obiekt klasy specjalnej.
Łapy jednoskrzydłego zdają się niemal odpadać, nie mając ruchu od wielu miesięcy, płuca wydają się płonąć, a magia wydostająca się na zewnątrz z duszy basiora jest o krok od zawładnięcia swoim użytkownikiem.
Jeszcze chwila.
Basior szybko przywołuje w myślach mapę ośrodka.
- Prawo, lewo, drzwi ewakuacyjne, prawo do laboratorium... – Jego głos nie wytrzymuje wysiłku, chrapliwie powtarzając trasę, od której zależało jego życie.
Czuje nagłą pustkę w sercu. W duszy. Znak, że jego magia się wyczerpuje. Bluzga pod nosem. Musi sobie radzić bez niej.
Wilk zwalnia, z ulgą nabierając powietrza do płuc, i dając łapom nieco relaksu. Jeśli będzie miał szczęście, da radę przejść niezauważenie przez resztę ośrodka. Łapa za łapą, zamyślony wzrok, aura tak słaba jak tylko się da, i będzie dobrze.
Basior mija kolejnych pracowników ośrodka. Medyków. Psychiatrów. Straż. Nawet jakieś szczenię, prowadzone przez jednego z chirurgów. Wydaje się zagubione, trzęsące się łapy i zamglone oczy świadczą o uspokajającej substancji krążącej w jego żyłach.
Trzymaj się młody, jednoskrzydły szepcze, chociaż szczeniak go nie usłyszy.
Skręca w prawo. Ciemny korytarz zmienia oblicze, przeistacza się w jasne, niemal oślepiające światło, białe ściany i setki różnorakich wynalazków świata chemii, bo ciężko produkcję narkotyków nazwać medycyną. Brązowofutry nieznacznie przyspiesza kroku. Woli nie zostawać w tym pomieszczeniu ani sekundy dłużej.
Kątem oka dostrzega dwie laborantki, nerwowo szepczące między sobą. Jedna z nich szybkim krokiem zmierza do dźwigni alarmowej.
Basior przeklina pod nosem i rzuca się biegiem do wyjścia.
- Jeszcze dwa zakręty, tylko dwa, tylko…! – Mruczy do siebie, spinając wszystkie mięśnie na dźwięk syreny alarmowej. Jest w czarnej, czarnej dziurze. Dosłownie. W głośnikach rozbrzmiewa komunikat.
„OBIEKT KLASY SPECJALNEJ UCIEKA PODSEKTOREM B1, PERSONEL NIEUPOWAŻNIONY DO WALKI MA NATYCHMIAST OPUŚCIĆ SEKTOR B”
Wilk wypada przez drzwi do wielkiej hali. Ostatni sektor przed wyjściem na zewnątrz.
Podnosi wzrok do góry.
- A gdzie to się tak spieszy, mój drogi DNS-1N?
Jednoskrzydły mierzy wzrokiem jasnofutrego basiora o niebieskich oczach i łbie dumnie zadartym do góry. Słyszy straż za swoimi plecami, gotową obezwładnić, bądź nawet zabić go w każdej chwili.
- To nie jest moje imię – Skrzydlaty warczy, uważnie śledząc każdy ruch swojego przeciwnika.
Swojego opiekuna.
- Oh, czyżby? – Jasnofutry śmieje się, skinięciem głowy nakazując straży by zostawili ich samych. – Spędziłeś dobre kilka lat pod moją opieką, najdroższy. Niegdyś nie przeszkadzało ci to imię.
W basiorze gotuje się wściekłość. Skupia swoją uwagę i ostatnie resztki magii na drugim wilku, gdy ten kładzie mu łapę na łopatce.
- Nie zadziała to na mnie, pamiętasz?
Jednoskrzydły szybko odtrąca wilka, obnażając kły i napinając mięśnie. Jego opie… przeciwnik ma rację. Jest odporny na wszelkie ataki na jego umysł, co czyni go naturalnym wrogiem basiora.
Skok do przodu. Uderzenie łapą, potem drugą, odskoczenie w bok i kłapnięcie zębami w powietrzu. Jasnofutry zdawał się bawić ze swoim podopiecznym, unikając bądź parując wszelkie ataki. Basior pozwala sobie na wykorzystanie jednego skrzydła by wzbić się wyżej w powietrze, opadając gwałtownie z zębami wycelowanymi w kark niebieskookiego. Na próżno! Ten jedynie się zaśmiał, odskakując na bok i wesoło krążąc wokół napastnika.
- Wiesz co musisz zrobić – Mówi, odsłaniając niewielką fiolkę z napisem DNS.
Jednoskrzydły warczy.
- Zamknij pysk.
Dwa wilki grają w nieczystą grę, w akompaniamencie ciepłego śmiechu i ciężkiego oddechu. Jeden napawając się pojedynkiem, drugi – walczący o przetrwanie. Nierówna gra w której wygrać można tylko w jeden sposób.
Jednoskrzydły staje. Dyszy ciężko, trzęsąc głową by pozbyć się zawrotów, wzrok zamglony i niejasny.
Przed nim ląduje fiolka z niebieskim płynem. DNS.
Basior chwiejną łapą podnosi buteleczką. Patrzy z niesmakiem na pełen satysfakcji, szyderczy uśmiech przeciwnika. Wyjmuje korek. Wdech, wydech.
Substancja rozlewa się w jego ciele, barwiąc jego krew, napędzając każdą komórkę.
- Koniec rozgrzewki.
C.D.N.