· 

Kolejna strata [1/1]

Nie widziałam kompletnie nic, słyszałam tylko głos dwóch mężczyzn. Ja byłam przerażona, nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu, a oni tylko się śmiali. Leżałam w bezruchu jedynie cicho skowyjąc. Nagle jednak stało się coś, co przestraszyło mnie jeszcze bardziej, a śmiech “porywaczy” zmienił się w pełne przekleństw krzyki, a następnie w okrzyki paniki.. Wszystko zaczęło się trząść, było okropnie głośno. Głosy mężczyzn oddaliły się, a ja poczułam, że ktoś mnie podnosi. Poczułam zapach ziół, podobnych do tych, używanych przez mamę… To ona? Przymrużyłam oczy, kiedy dotarły do nich promienie słońca. Zauważyłam starszą kobietę.w bardzo dziwnym stroju, uśmiechała się do mnie i trzymała w jednej ręce jakiś wór. To  chyba dlatego nie mogłam się ruszyć i nic nie widziałam. Byłam przestraszona, ale zapach znajomych ziół delikatnie mnie uspokajał. Nieznajoma trzymała mnie w swoich objęciach i kroczyła przed siebie. 

Po niedługiej trasie, dotarliśmy do starej chaty w środku lasu, dookoła nie było żywej duszy. 

 

**3 lata później**

 

Tego ranka obudziło mnie walenie do drzwi i znajome, wrogie krzyki. To ci sami mężczyźni, którzy zabrali mnie od mamy. Nowa matka otworzyła mi ukryte przejście w podłodze i nakazała się schować. Nie chciałam jej zostawiać, nie mogę stracić kolejnej bliskiej mi osoby, która się mną opiekuje, dba o mnie. “Matka” wepchnęła mnie do przejścia i zamknęłą je. Równo z tym do chaty wtargnęli dwaj, dobrze zbudowani mężczyźni, słyszałam ich kłótnię. Jeden z nich uderzył matkę. Wściekłam się, wbiegłam z całą siłą w drzwiczki przejścia. Zawiasy były o tyle słabe, że udało mi się je otworzyć. Zobaczyłam Matkę leżącą na ziemi, a nad nią stali mężczyźni wpatrujący się we mnie ze zdziwieniem. Moje futro i oczy zaczęły się mienić. Rzuciłam się na nich ze wściekłością. Zraniłam wielokrotnie, sama też nie uszłam bez ran. Rozcięli mi łapę. Finalnie obydwaj uciekli, nie goniłam ich, lecz skupiłam całą uwagę na Matce. Szturchnęłam jej dłoń wielokrotnie tak jak robiłam to zawsze aby ją obudzić. Nie ruszała się, nie czułam oddechu tylko nasilający się zapach krwi. Wiedziałam, ze to już koniec jednak trwałam przy niej jeszcze przez parę dni z nadzieją, że jednak się obudzi. Próbowałam nawet wcierać w nią zioła, którymi zazwyczaj leczyła moje mniejsze lub większe rany. Wszystko na nic. Głód nasilał się, nie mogłam już dłużej tu zostać. Zebrałam się w sobie i kulejąc ruszyłam przed siebie.

 

 

Koniec.