· 

Niespokojne Serca 8

Nadeszła i ona - znienawidzona pod każdym możliwym względem zima. Zimne wietrzysko zapanowało nad głowami wilków, niosąc ze sobą wieści z odległych krain wypisane na płatkach puszystego śniegu. Mróz rozprzestrzeniał się niczym wredny wirus, łapiąc się gałęzi, jezior i wszystkiego dookoła. Wszystko było nie do zniesienia.

 

No i był też on - zmarznięty, przemoczony basior, kipiący ze złości. Zaciskał mocno zęby na jednym ze sztyletów, zapierając się na łapach. Jego zielone, przypominające świeżą trawę oczy, wpatrywały się wprost w chłodne tęczówki przeciwnika.

 

Spiął się i raz jeszcze natarł na Ketosa, stosując przy tym jeden zwinny ruch na lewo od basiora. Musiał dostać się do karku lub szyi by mieć jakiekolwiek szanse. Jego przeciwnik o granatowej sierści, był dobrze zbudowany i wyższy od Merlina co automatycznie wpływało na wynik. Dlatego też tym razem użył innego ruchu, chciał być nieprzewidywalny, jednak skończyło się dokładnie tak, jak za każdym razem. Każdy ruch ze strony Merlina był skutecznie blokowany bez widocznego wysiłku ze strony drugiego basiora.

 

- Bardzo dobrze - sapnął oficer przez co z jego ust wydobyła się mała chmurka pary, która juz po chwili ulotniła się w zimnym powietrzu - pamiętaj o równowadze, za mało polegasz na łapach.

 

Ugiął się dwa razy by zaprezentować ruch jakim to Merlin miał się posłużyć. Następnie uśmiechnął się i poklepał ciemnofutrnego po łopatce, co miał w zwyczaju po udanym treningu

Ketos był naprawdę niesamowitym wojownikiem. Merlin od samego początku podziwiał jego umiejętności fizyczne jak i strategiczne. Był też dobrym rozmówcą, często wspomagającym radą. Dlatego też tamtego południa Merlin mimo zmęczenia, zmieszania i lekkiego wstydu zapytał:

 

- Czy mogę prosić cię o radę? - spojrzał w chłodne tęczówki, które zachęcająco ponaglały do kontynuacji rozpoczętego wątku. - Udało ci się skraść serce narzeczonej, musisz mieć już jakieś doświadczenie - zmieszał się i zawstydził, recytując jak najprędzej jedno zdanie. Klatka piersiowa przeszyta była niemiłosiernym bólem, wywołanym przez stres, który za wszelką cenę nie chciał pozwolić wilkowi mówić dalej. - W jaki sposób mógłbym się zbliżyć do mojej wybranki?

 

Stres jaki towarzyszył tej wypowiedzi był większy od nienawiści jaką darzył ciotkę i jej pomagierów. Zielonooki przymknął oczy oczekując na odpowiedz, którą na początku był cichy pomruk zastanowienia. Czy oficer go wyśmieje? Jak bardzo poniżył się w oczach swojego autorytetu? Nagle zdenerwowanie zmieniło się w lekką panikę, którą bez efektownie starał się przezwyciężyć. Kiedy otworzył oczy, spojrzał prosto na wyraz pyska rozmówcy. Władca Chaosu był przepełniony spokojem, podczas gdy jego umysł zastanawiał się nad odpowiedzią.

 

- Bez wątpienia powinieneś dużo z nią rozmawiać - uśmiechnął się tak, jakby przypomniał sobie rozmowy z Alice. Merlin uważał to za dosyć urocze. - Spędź z nią dużo czasu, dowiedz się co ją intryguje i co uważa za ważne. Reszta to indywidualności, do których sam powinieneś dotrzeć.

 

No tak, nagle w czarnym łbie ukazała się wspaniałomyślna wizja, która niczym zapach wiosennych kwiatów pobudziła jego zmysły. Trybiki w głowie zaczęły kręcić się na najwyższych obrotach gdy pojedyncze części planu układały się w całość. Musiał odnaleźć łaciatą waderę, poprosić o pomoc i wyruszyć w podróż.

Następnie wojownicy rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym Merlin podziękował grzecznie i skierował się w stronę jaskiń.

 

- Pozdrów Lavinię! - krzyknął za nim basior o granatowym futrze, zawstydzając szamana. 

 

***

 

Kiedy łapy same kierowały go do Jaskini Wschodzącego Słońca, on dopracowywał w głowie idealny scenariusz. Przy okazji zdając sobie sprawę, jak dawno temu czuł tak silną ekscytację władającą jego ciałem. Małe ślady w białym puchu ciągnęły się za nim niczym przykre wspomnienia z przeszłości, o których tak usilnie starał się zapomnieć. Prawdę mówiąc, w niewielkim gronie wilków czuł się naprawdę swobodnie, nie przejmując się przyszłością ani przeszłością, zawsze żył chwilą. To niektóre z osobowości naprawdę  go uszczęśliwiały, w szczególności te z Watahy Wilków Burzy. Teoretycznie nie zauważył nawet kiedy niektóre istnienia stały mu się na tyle bliskie by mógł to miejsce nazywać domem.

Szedł przed siebie nie skupiając się zbytnio na tym co ukazywało się w zasięgu wzroku, kiedy poczuł chwilowy ból, oszołomienie i następnie mocne zderzenie z podłożem. Spojrzał do góry gdzie ujrzał wilczyce o niebieskim oku i niesamowitym brązowym futrze, która równie jak on spotkała się z ziemią.

 

C.D.N

 

<Lavinia?>